Recenzja filmu

Cela 2 (2009)
Tim Iacofano
Tessie Santiago
Chris Bruno

Szmira

Sięgnięcie po oryginalny pomysł z pierwszej części zacnego filmidła "Celi" było tylko kwestią czasu. Pytanie: czy mieli zabrać się za niego porządni filmowcy czy partacze, jakich w kinie wielu.
Sięgnięcie po oryginalny pomysł z pierwszej części zacnego filmidła "Celi" było tylko kwestią czasu. Pytanie: czy mieli zabrać się za niego porządni filmowcy czy partacze, jakich w kinie wielu. Padło niestety na tych drugich. Bliżej nieokreśleni filmowcy-amatorzy posłużyli się konceptem pierwowzoru, wykorzystując go na okładce i w zwiastunach jako wabik, w rzeczywistości oferując niezrozumiały bełkot, gdzieniegdzie lekko tylko trącący o nowatorskość jedynki.

To właśnie główny zarzut, jaki można wytoczyć reżyserowi Timowi Iacofano i licznym osobnikom walczącym ze scenariuszem. Mimo że "Cela 2" fabularnie w stu procentach nawiązuje do pierwszej części, w kwestii idei opiera się na glinianym fundamencie, zawalającym się w trakcie seansu. Sequel odchodzi bowiem od jasnych zasad "podróży" po umysłach psychopatów na rzecz chaotycznej formy, takiej, w której widz w pewnym momencie przestaje już rozumieć o co w tym "umysłowym" pościgu chodzi.

Iacofano zapewne bardzo chętnie skorzystał z możliwości posłużenia się oryginalnym konceptem, ale nafaszerował swój obraz byle czym, byle jak i byleby było. Co boli równie mocno, jego tytuł pozbawiony został charakterystycznej, majestatycznej scenografii, a także finezyjnych kostiumów, które wraz z ciekawym aktorstwem Jennifer Lopez i Vincenta D'Onofrio składały się na całą dantejską estetykę pierwszego filmu. Zamiast tych składowych, zostały wprowadzone "środki zastępcze", ale ani komputerowe efekty rodem z Amigi (przy szacunku dla tego wspaniałego komputera), ani pasująca bardziej do wenezuelskiej telenoweli Tessie Santiago w roli psychoterapeutki, nie miały najmniejszej szansy powodzenia. Autorzy postanowili podziałać nią na widza bardziej poprzez bodźce wzrokowe niż mentalne (jak magnetyzmem u J. Lo) i dlatego ubrali ją w jak najsensowniejsze ciuchy. Zamiar okazał się fatalny, gdyż przy braku jakiejkolwiek charyzmy Santiago, w efekcie jej cegiełka dla filmu również okazuje się skruszała.

Podobnie jak pomysł dt. wysublimowanych tortur ofiar filmu. By zrekompensować ubytki poprzedniego akapitu i utrzymać film w prawdziwie chorej tonacji - co zobowiązywało - wymyślono naprawdę oryginalną i wyjątkową sadystyczną zachciankę seryjnego mordercy, ale uśmiercanie i szybkie przywracanie do życia ofiar bez końca, przy takiej realizacji, bardziej śmieszy niż przeraża.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones