Goodnight Benjamin

Grube miliony wprawiające w ruch machinę reklamową, stado rozszalałych pismaków, prześcigających się w pochlebstwach lub gwiazdorska obsada wpływają na sprzedaż wielkich amerykańskich produkcji.
Grube miliony wprawiające w ruch machinę reklamową, stado rozszalałych pismaków, prześcigających się w pochlebstwach lub gwiazdorska obsada wpływają na sprzedaż wielkich amerykańskich produkcji. W tym przypadku jest inaczej, choć obsada filmu może zawrócić w głowię, to prawdziwym sukcesem filmu jest jego realizacja. "Benjamin Button" skutecznie obronił pozycję najciekawszego filmu ostatnich kilku miesięcy i zostawił w tyle młodzieżowy "Zmierzch", melodramatyczną "Drogę do Szczęścia" czy polskich "Włatców móch".   Jak najlepiej przedstawić abstrakcyjną historię Benjamina i czy taka historia może trafić do widza? Ta epicka opowieść doskonale podejmuję problem przemijania. Reżyser zrobił z tego utworu opowieść smutną, ale nie tragiczną. Przemijamy, ale to spotyka każdego z Nas i jedyne, co możemy z tym zrobić, to przeżyć nasze życie jak najlepiej. Możesz być zły, jak wściekły pies, że tak potoczył się los, możesz złorzeczyć, przeklinać przeznaczenie, lecz gdy nadejdzie koniec, musisz się poddać.   Nietuzinkowa historia porzuconego dziecka, które rodzi się brzydkie i pomarszczone, opuszczone przez rodziców na progu, jak się okazuje, domu spokojnej starości. Tak naprawdę jest to opowieść o "prawie" normalnym człowieku, który przeżywa okres buntu, miłości, radości i smutku. Prawie, ponieważ młodnieje, zamiast się starzeć i już jako paroletni chłopiec wyglądem przypomina współlokatorów. Fabuła zmusza odbiorców do zagłębienia się w problem, do wczucia w sytuację bohatera. I choć bezpośrednio nie doświadczamy tragicznej sytuacji Benjamina Buttona, to jesteśmy w stanie przyjąć jego tok myślenia.   Czemu ten film przyciąga miliony? Bo jest inny. Nie można powiedzieć, że nie jest efekciarski, ale jest w nim coś, co porusza każdego. Ludzie nie idą do kina dla Pitta czy Blanchett, ale dla zobaczenia cudu lub inaczej baśni dla dorosłych. Trudno nie zwrócić uwagi na podobieństwo Fitzgeraldowskiego "Buttona" do Andersenowskiej "Dziewczynki z zapałkami". I tak jak Andersen w swojej baśni przyjmuję role moralizatora, tak robią to też Fitzgerald i Fincher. Całości blasku dodaje niezwykłe tło akcji: stary i zniszczony dom Benjamina, kuter, francuski hotel oraz magiczna sytuacja w szpitalu. Tak naprawdę sam pomysł  przekazania opowieści Buttona wystarczyłby do tego, aby pozyskać liczne grono fanów. Rozmowa matki z córką na łożu śmierci w obliczu zbliżającego się huraganu, wyznania – choć brzmi to melodramatycznie to naprawdę wzbudza podziw. Po niemal trzech godzinach projekcji i chwilowym momencie znużenia myślę, że było warto ujrzeć tak błyskotliwą, acz smutną historię. Nie wiem, kiedy znowu zobaczę równie dramatyczny film o rzeczywistych problemach w tak baśniowej historii. I już na zakończenie słowami Benjamina Buttona: Wszyscy zmierzamy w jednym kierunku, tylko innymi drogami, to wszystko.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
David Fincher serwuje nam doskonały obraz o niezwykłym człowieku, który rodzi się w niecodziennych... czytaj więcej
David Fincher, reżyser znany głównie z szybkich i zaskakujących filmów akcji, jak "Siedem" czy... czytaj więcej
Mam nadzieję, że uczynisz z siebie coś najlepszego – apelował do swojej córki Benjamin Button,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones