Recenzja wyd. DVD filmu

City of Scars (2010)
Aaron Schoenke
Kevin Porter

Bat-pasja

Fanowskich przygód Zakapturzonego Mściciela nie kręcą nastolatki kamerką za tysiąc złotych i zerowym budżetem. Profesjonalni filmowcy, żyjący z reklamówek, teledysków i wszystkich innych
Dla miłośników tematu, geeków i nerdów wszelkiej maści to żadna odkrycie, aczkolwiek jeśli ktoś nie szaleje za superbohaterami, może być dla niego nowością, że istnieje z milion fan filmów o Batmanie. I nie mam na myśli kina amatorskiego. Fanowskich przygód Zakapturzonego Mściciela nie kręcą nastolatki kamerką za tysiąc złotych i zerowym budżetem. Profesjonalni filmowcy, żyjący z reklamówek, teledysków i wszystkich innych mniejszych form też czasem biorą wypasione kamery za grube tysiące dolarów i tworzą krótkometrażowe opowieści o człowieku w stroju nietoperza, mieście Gotham i wszystkich jego przeciwnikach.

Po Ledgerowskiej interpretacji Jokera nastąpił wręcz wysyp etiud, w których to zabójczy klaun prowadził egzystencjalne monologi filozoficzne zazwyczaj w mocno przekombinowanym make upie żywiołowo odgrywany przez pełnych werwy nieznanych aktorów. Inne nieoficjalne produkcje miały zacne choreografie walk i zaskakujące zwroty akcji. Pojawiały się bat-pojazdy i cała galeria postaci z uniwersum DC. Niektórzy pokusili się nawet o rozbudowanie Nolanowskiego uniwersum o postać Riddlera i, co ważniejsze, udało im się to z pozytywnym skutkiem. Oczywiście, że większość fan filmów jest co najwyżej przeciętna i adresowana jedynie do najzagorzalszych miłośników Batmana, lecz wśród tej miernoty bezapelacyjnie można wyłowić kilka pereł.

"City of Scars" to nawet nie perła, lecz wręcz klejnot w koronie. Pominąć można fakt, że nakręcony został w czasach, kiedy dobry sprzęt filmowy wart był dwie nerki, płuco i małe chińskie dziecko, bo do dziś stanowi w swojej kategorii wzór do naśladowania. Fabuła prezentuje się standardowo. Joker po raz n-ty plus jeden ucieka z Azylu Arkham i dodatkowo porywa chłopca, zabijając przy okazji jego rodziców i przygotowując swój wielki plan masowego mordu. Mroczny Rycerz rozpoczyna kolejne polowanie na swojego odwiecznego wroga, które przypomni mu o przeszłości i każe zastanowić się nad zasadnością prowadzonej krucjaty.

Klimatycznie film najbliższy jest dziełom Burtona oraz staremu animowanemu serialowi Paula Diniego i Bruce'a Timma. Wszechobecna mgła, częsta narracja, grubą kreską przedstawiony Joker to elementy, które sprawiają, że klimat jest niczym żywcem wyjęty z komiksu. Nie każdemu miłośnikowi Nolana może on przypaść do gustu, lecz nie podlega wątpliwości, że mroczna, dramatyczna atmosfera została kapitalnie wykreowana przez twórców. Co ciekawe, to jednak nie ona stanowi największą zaletę produkcji.

Wyróżnikiem "City of Scars" jest rozmach. Oczywiście nie ma tu mowy o porównaniach z produkcjami kinowymi, jednakże ilość lokacji, postaci drugoplanowych i statystów stanowi konkurencje nawet dla serialu "Gotham". Większość fan-filmów mimo wszystko opiera się na przydługich dialogach, zamkniętych hangarach i ciemnych piwnicach. Tutaj udało się wykreować realistyczne miasto. Twórcy nie wyludniali miejsc, w których dzieją się sceny (tak, wstydź się "Arkham Knight") i nie ograniczyli się do zatęchłych ruder, przez co "zabawa w kopanie tyłków" nabiera realizmu jak i bardziej angażuje emocjonalnie. Aczkolwiek jest i zwyczajnie na czym zawiesić oko, bo prócz zbawiania świata i prawienia kazań twórcy nie zapomnieli, że tego typu kino powinno być dobrą rozrywką. Stąd prócz rozmów są też częste sceny akcji i przede wszystkim trzymający w napięciu finał. Można przyznać, iż jest on lekko naciągany, lecz w swojej antykomiksowości zaskakuje nawet najgorliwszych fanów.

Aczkolwiek wszystko wyżej wspomniane byłoby niczym, gdyby nie Kevin Porter i Paul Molnar. Odtwórcy Batmana i Jokera zostali po prostu idealnie dobrani. Nie dość, że kostiumy i charakteryzacja zostały całkowicie profesjonalnie wykonane, to również przyłożono się do gry aktorskiej. Ci sami aktorzy zresztą już pół dekady wcześniej, w "Patient J" udowodnili, że idealnie pasują do tak ikonicznych ról. Teraz dodatkowo dostali ciekawsze zadania i większą swobodę do zaprezentowania swojego aktorskiego warsztatu. Jokera można się naprawdę przestraszyć, a Batman budzi respekt samą swoją obecnością. Znów nie jest to Nolanowska wizja, lecz raczej interpretacja bliższa temu, co wszyscy znają z gier firmy Rocksteady, stąd tym bardziej powinna ona przypaść do gustu nie tylko kinomanom.

Lecz także graczom i wszystkim miłośnikom klimatycznych opowieści. "City of Scars" jest niczym porządny film telewizyjny o Batmanie. Nie ma tego rozmachu co blockbustery, lecz postawiono tu na prostotę i klasykę, która została dopracowana w każdym najmniejszym szczególe, zarówno pod względem treści, jak i formy. Przymiotnik "amatorski" bezwzględnie tu nie pasuje, dlatego z czystym sumieniem mogę polecić ten obraz nie tylko miłośnikom Mrocznego Rycerza, ale też tym, którzy fanowskimi produkcjami się interesują.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones