Recenzja filmu

Constantine (2005)
Francis Lawrence
Keanu Reeves
Rachel Weisz

To, w co uwierzysz, może oznaczać więcej niż to, co wiesz

Kiedy byłam w kinie, zobaczyłam rewelacyjny zwiastun. Obiecałam sobie, że jest to film, który na pewno zobaczę. Słowo dane samej sobie do czegoś zobowiązuje. Zatem, gdy film wszedł do kin, ja
Kiedy byłam w kinie, zobaczyłam rewelacyjny zwiastun. Obiecałam sobie, że jest to film, który na pewno zobaczę. Słowo dane samej sobie do czegoś zobowiązuje. Zatem, gdy film wszedł do kin, ja uzbierałam potrzebne środki materialne i poszłam obejrzeć "Constantine". Główny bohater, John Constantine (Keanu Reeves), to niedoszły samobójca, który musi walczyć z różnego rodzaju demonami i upiorami, aby choć trochę odkupić swoje winy. Balans pomiędzy siłami dobra i zła zostaje zachwiany, a John znów musi ratować Ziemię przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Szczerze mówiąc, spodziewałam się filmu wyłącznie o demonach, dziwnych zjawiskach, itd. Nie spodziewałam się, że będą również momenty, na których będę musiała zamykać oczy ze strachu. Może ja jestem przewrażliwiona, ale po pierwszych 3 minutach filmu już "lekko" się wystraszyłam. Ale to dodało tylko smaczku całej fabule. Bardzo ważną rolę dla mnie odgrywało całe miasto. Ukazane jako wiecznie śpiące, ciemne i nieprzyjazne. Świetny jest dobór aktorów do poszczególnych ról. Constantine, który w rzeczywistości jest blondwłosym Brytyjczykiem, nic nie stracił na wdzięku i zadziorności z powodu tego, iż zagrał go ciemnowłosy Amerykanin. Keanu Reeves rewelacyjnie wcielił się w jego postać. Moim zdaniem jednak najlepsi w swych rolach okazali się Gavin Rossdale i Peter Stormare. Nie zagościli oni na ekranie bardzo długo, ale ich postaci wydały mi się najbardziej charakterystyczne. Balthazar (Gavin Rossdale) to mieszaniec (pół-człowiek, pół-demon), który wnosi sporo zamieszania swoimi intrygami, cały czas stara się popsuć szyki Constantine'owi. Wszystko robi jednak z niesamowitym wdziękiem i szyderczym uśmiechem na twarzy. Z zadowolenia wiele razy ciarki przeszły mi po plecach. Peter Stormare zaś wciela się w rolę samego Lucyfera. W jednym z wywiadów Peter stwierdził, że nie chce mieć specjalnego makijażu, tylko postara się odegrać swoją rolę przy pomocy mimiki twarzy. I robi to perfekcyjnie. Jego gesty i śmiech udowadniają, że mamy przed sobą prawdziwego szatana. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu film jest jedynie opowieścią fantasy o diabełkach, aniołkach i nadprzyrodzonych mocach. Ja podchodziłam do interpretacji filmu nieco inaczej. Spojrzałam na niego okiem osoby wierzącej, ale trochę zagubionej i zauważyłam, że jest to film, który uczy, jak powinno się wierzyć. Pomimo szyderstwa wypływającego z każdego słowa Constantine'a nawiązującego do wiary wszystko to, co się w filmie dzieje, daje mu i widzom do zrozumienia, że gdzieś obok nas istnieje Bóg i nie jest tylko "dzieciakiem z mrówczą farmą", który nie wie, co zrobić z ludźmi i ich życiem. Zostaliśmy obdarzeni możliwością zwracania się do niego, a to już jest naprawdę dużo. Stwierdzam, że żałuję tylko jednego... że "Constantine" nie ma już w kinach w Poznaniu, bo z pewnością poszłabym na ten film piąty raz. Czekam z niecierpliwością na wydanie na DVD i polecam film wszystkim, którzy chcą się zrelaksować i tym, którzy chcą znaleźć odpowiedzi na parę nurtujących ich pytań.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
John Constantine zawodowo zajmuje się tępieniem demonów. Nie jest błędnym rycerzem ani natchnionym... czytaj więcej
Film Francisa Lawrence'a powstał na fali modnych ostatnio ekranizacji komiksów. Podobnie do takich... czytaj więcej
Powiem szczerze, że wahałem się wystawić taką, a nie inną ocenę (czyli 9), ale jednak to zrobiłem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones