Recenzja wyd. DVD filmu

Constantine (2005)
Francis Lawrence
Keanu Reeves
Rachel Weisz

Najlepsza reklama antynikotynowa ostatniego sezonu

W poniższym tekście nie ma spoilerów zdradzających ważne elementy fabularne (chociaż na pewno trochę na temat filmu można się dowiedzieć), więc śmiało mogą ją przeczytać także te osoby, które
W poniższym tekście nie ma spoilerów zdradzających ważne elementy fabularne (chociaż na pewno trochę na temat filmu można się dowiedzieć), więc śmiało mogą ją przeczytać także te osoby, które filmu nie widziały. Od razu muszę się przyznać, że komiksowego pierwowzoru nie znam niestety wcale, więc moja recenzja będzie bazować tylko i wyłącznie na tym, co ujrzałem na ekranie mojego telewizora. I po dwugodzinnym seansie stwierdzam, że warto było sięgnąć po ten film. Ale czy aby na pewno jest to produkcja, która spełniła moje oczekiwania? Tego dowiecie się, czytając poniższą recenzję. "Constantine" powstał na podstawie znanego komiksu "Hellblazer" autorstwa Alana Moore'a, jednego z najpopularniejszych i najlepszych rysowników ostatnich lat. Moore jest twórcą takich komiksowych przebojów jak: "Watchmen Strażnicy", "Liga niezwykłych dżentelmenów" czy "V jak Vendetta". Z wymienionych przeze mnie tytułów jak na razie sfilmowano ten drugi, czyli "Ligę niezwykłych dżentelmenów", która ku mojemu zaskoczeniu okazała się z jednej strony całkiem sprawnie zrealizowaną rozrywką, a z drugiej zupełnie pozbawionym sensu filmem, w którym scena akcji goni kolejną scenę akcji. Jak jest w wypadku "Constantine"? Znacznie lepiej, choć i tutaj trzeba potraktować ów obraz jako czystą rozrywkę, inaczej po kilku minutach zdamy sobie sprawę z tego, że to, co oglądamy na ekranie, jest czystym absurdem i wyłączymy telewizor zanim akcja rozkręci się na dobre. Fabuła przedstawia się następująco: Nasz główny bohater - John Constantine, jest kimś w rodzaju okultysty, który zajmuje się wybawianiem ludzi od demonów, które wkradają się do świata ludzi. Constantine posiada swój dar od urodzenia. Widział niemal cały świat nam znany, ale zna także i to miejsce, do którego ludzie trafiają po śmierci. Pewnego dnia zabija się Isabel Dodson, skacząc z wieżowca, ale jej siostra bliźniaczka nie jest pewna, czy to aby na pewno była śmierć samobójcza. Prosi o pomoc Constantine'a. Oboje niebawem odkrywają diaboliczny spisek, za którym stoi sam Lucyfer. Film od początku przykuwa uwagę - dzięki swojemu mrocznemu, tajemniczemu klimatowi. Poznajemy Johna Constantine'a, w którego wcielił się Keanu Reeves i niestety on właśnie jest jedną z wad filmu. Jak to w wypadku tego aktora bywa, postać jest po prostu mało wiarygodna i zbyt płasko zagrana. Już zdecydowanie lepszy byłby w tej roli, początkowo brany pod uwagę, Nicolas Cage, ale trudno, stało się - mamy Reevesa. W dodatku aktor ten nie potrafił zagrać postaci takiej, jaka znana jest z komiksu, czyli... Anglika. Dzięki czemu akcję przeniesiono z Londynu do Los Angeles. Z resztą obsady jest już troszkę lepiej. Rachel Weisz, w podwójnej roli sióstr bliźniaczek może i też nie zachwyca swoją grą, ale przynajmniej nie drażni i to można nawet zaliczyć na plus. W produkcji wystąpiła także Tilda Swinton, grając anioła Gabriela, a także Djimon Hounsou, który wykreował postać Papy Midnite'a. Obydwoje spisują się dobrze, chociaż nic w tym dziwnego skoro zbyt wiele do zagrania nie mieli. Niby pod względem aktorskim taki zły ten film nie jest, ale przez mało wiarygodną grę Reevesa, a także, jednak muszę to powiedzieć, przeciętne role Swinton czy Weisz, produkcja ta sprawia wrażenie nieco płytkiej i gdyby nie to, że akcja biegnie bardzo szybko i widz nie ma wiele czasu na zastanawianie się, to prawdopodobnie byłby to najpoważniejszy argument tłumaczący klęskę opisywanego przeze mnie obrazu. Kolejnym aspektem filmu jest już wyżej wymieniony mroczny klimat, przez który prawdopodobnie w Stanach Zjednoczonych (a także poza nimi) obraz otrzymał kategorię wiekową R, za sprawą czego prawdopodobnie stracił część widowni. W dzisiejszych czasach taki, można by pomyśleć, głupi aspekt zasługuje na pochwałę. Twórcy nie chcieli za wszelką cenę zrobić z komiksu "Hellblazer" grzecznej bajeczki dla dzieci od lat sześciu. Szkoda tylko, że tego wspaniałego klimatu nie uzupełnia jeszcze muzyka. Bo tak naprawdę to nie ma jej w filmie prawie wcale, a o tej, która jest, nie można powiedzieć, że jest chociażby zadowalająca. Coś, o czym jeszcze warto wspomnieć, to efekty specjalne, które zasługują na słowa uznania. Co prawda często wykorzystywany jest tutaj komputer, ale w odróżnieniu od innej produkcji z udziałem Reevesa, czyli "Matrixa Reaktywacji" czy jego kontynuacji, nieczęsto można to zauważyć, przez co ten element obrazu oceniam na plus. Budżet wyniósł 100mln$, więc twórcy mogli sobie pozwolić na ten luksus i wyrzucić (albo raczej wydać) znaczną część pieniędzy właśnie na efekty specjalne. Co do samego obrazu, to jest on całkiem niezły. Trzeba tylko potraktować tę produkcję jako zwykły film akcji, gdyż niektóre rozwiązania fabularne są po prostu niedorzeczne. Jeśli widz podejdzie do "Constantine" jak do ekranizacji komiksu, to gwarantuję, że nie będzie się nudził. A z kolei jeśli będziecie oczekiwać po tym filmie jakiegoś niezwykłego arcydzieła, to zawiedziecie się na pewno. Nie ma w nim żadnego przesłania. Twórcy nie ukryli właściwie też żadnych smaczków, dzięki którym filmy takie jak "Terminator" czy "Matrix" stały się kultowe. Widz nie uświadczy tutaj żadnego rewolucyjnego dla kina sensacyjnego elementu ani też tekstu, o którym pamiętać będą jeszcze nasze pokolenia. To zwykła, klimatycznie zrealizowana produkcja z pogranicza thrillera, fantasy i filmu sensacyjnego. Właściwie gdyby nie ciekawy temat i pomysłowa fabuła (choć czasem rażąca swoją infantylnością), to zapewne nie wyróżniałby się z tłumu ekranizacji komiksu, a tak mamy jednego z najciekawszych ich przedstawiciela. Choć początkowo "Constantine" wygląda jak zlepek kilku klasycznych już dziś obrazów, takich jak, np. "Egzorcysta", to jednak po kilkunastu, może kilkudziesięciu minutach historia zaczyna wciągać. Na oklaski na pewno zasługuje to, jak twórcy przedstawili piekło. Zrobili to w naprawdę świetny, niezwykle sugestywny sposób. Chociaż tak naprawdę nie jest to zbyt oryginalny film, wszystko to już gdzieś widzieliśmy w takiej czy innej formie, a zakończenie jest banalne i wskazujące na sequel, to jednak został zrealizowany z przymrużeniem oka, co w kilku scenach widzowi wskazują nawet sami twórcy. Dzięki temu można go potraktować nieco łagodniej. Właściwie sam film jest delikatnie mówiąc banalny, gdyż nie zawiera właściwie niczego, co warte jest zapamiętania. Jest schematyczny, miejscami aż rażąco, a czasami ciężko jest nie przewidzieć, co będzie dalej. Dlaczego więc twierdzę, że warto było poświęcić swój czas i "Constantine'a" obejrzeć? Ponieważ może się pochwalić sprawną realizacją i właściwie nie pozwala widzowi na nudę. W dzisiejszych czasach jest to rzeczą rzadką. Zrobić film, który niczym nie zaskakuje, a jednak zadowala nie tylko zażartego przeciwnika używki nazywanej papierosem, ale także i poczciwego widza. Produkcję tę raczej polecam i myślę, że warto po nią sięgnąć, żeby przekonać się, jak to z tym "Constantinem" tak naprawdę jest. Bo jedni piszą, że to ostatni chłam, niewarty nawet centa, a inni twierdzą, że to całkiem dobre kino. Mnie zdecydowanie bliżej do tych drugich. Więc jeśli spodziewacie się niezobowiązującego, niewymagającego od widza myślenia kina, to go obejrzyjcie. Jeżeli jednak pragniecie od filmu gry aktorskiej na wysokim poziomie, świetnej muzyki i doskonałej po każdym względem fabuły, to darujcie sobie, gdyż nie spełni waszych oczekiwań nawet w najmniejszym stopniu. Więc czy warto "Constantine'a" obejrzeć? Decyzja należy do Was, ale pamiętajcie, że po seansie już nigdy więcej nie sięgniecie po papierosa.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
John Constantine zawodowo zajmuje się tępieniem demonów. Nie jest błędnym rycerzem ani natchnionym... czytaj więcej
Film Francisa Lawrence'a powstał na fali modnych ostatnio ekranizacji komiksów. Podobnie do takich... czytaj więcej
Powiem szczerze, że wahałem się wystawić taką, a nie inną ocenę (czyli 9), ale jednak to zrobiłem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones