Recenzja filmu

Czerwony kapitan (2016)
Michal Kollar
Cezary Morawski
Maciej Stuhr
Oldřich Kaiser

Kakofonia słowackiego kryminału

Skojarzenia z konserwatywnym, reganowskim kinem lat 80. są jak najbardziej na miejscu. Postaci to kartonowe archetypy oparte na amerykańskich budulcach kina klasy B. Szczególnie staje się to
"Nikomu nie służyłem, wykonywałem swoją pracę” – odpowiada w pewnym momencie grany przez Macieja Stuhra porucznik Richard Krauz na zarzuty o współpracę z komunistami. Gdy w większości "odrodzonej" policji, po rozpadzie Czechosłowacji panuje atawizm – służby wywodzą się z UB i mają silne powiązania z kościołem, Richard Krauz jawi się jako ostatni sprawiedliwy glina. Skojarzenia z konserwatywnym, reganowskim kinem lat 80. są jak najbardziej na miejscu. Postaci to kartonowe archetypy oparte na amerykańskich budulcach kina klasy B. Szczególnie staje się to widoczne w przypadku głównego bohatera, który lubi wypić, uderzyć kogoś od czasu do czasu, ale posiada twardy kodeks moralny Johna McClane'a ze "Szklanej pułapki". Ograniczone w rozwoju postaci to niestety najmniejszy problem czesko-słowacko-polskiej produkcji.

Zacznijmy więc od początku. "Czerwony Kapitan" jest filmem opartym na dobrze ocenianej powieści Dominika Dana pod tym samym tytułem. Dan sam jest detektywem, więc posiada z pewnością większą wiedzę o koneksjach policji niż przeciętny odbiorca, co czyni tę pozycję wartą lektury. Akcja dzieje się na Słowacji po nagłej demokratyzacji kraju i odcięciu pępowiny od Związku Radzieckiego. Podstawą historii jest śledztwo związane z odnalezieniem nietypowych zwłok na cmentarzu. W czaszce znajduje się gwóźdź, a sekcja wykazuje tortury. Po kilku przesłuchaniach, prowadzonych przez Krauza, w sprawę okazują się umoczeni wszyscy – kościół, UB, władze Czechosłowacji i policja. Bohater Macieja Stuhra spróbuje wymierzyć im sprawiedliwość.

O samej fabule nie można więcej powiedzieć. Kakofonia narracyjna i chaos montażowy skutecznie utrudniają jej odczytanie. Doświadczony filmoznawca będzie w stanie się zgubić w niezamierzenie skomplikowanym labiryncie scen i ujęć. Taki porządek wynika prawdopodobnie z braku doświadczenia reżysera Michala Kollara i dwóch pozostałych scenarzystów. Dla osób, które są odpowiedzialne za konstrukcję dzieła, był to bowiem debiut. Kollar miał doświadczenie wcześniej w produkcji filmów, w tym polskiego średnio udanego "Czerwonego pająka", lecz to najwyraźniej nie wystarczyło. Sprawdził się za to operator Kacper Fertacz, który posiada spore doświadczenie, między innymi przy "Ostatniej rodzinie".  Filmie, który w przeciwieństwie do "Czerwonego kapitana" działa na dwóch płaszczyznach, jako dramat rodzinny i opis komunistycznego ustroju.

Wiwisekcja nowo narodzonego państwa nie istnieje. Wątek kościoła, władzy i policji wywodzącej się z UB jest poprowadzony płytko i zarysowuje tylko ówczesny problem. Archetypy gatunkowe, czyli fincherowski thriller z postaciami wyjętymi z kina lat 80. również nie działają. Reżyser traci czas na pościgi i wybuchy, które w żaden sposób nie oddziałują na widza emocjonalnie. Nie obchodzą nas bohaterowie ani nie rozumiemy drogi przyczynowo-skutkowej, która konkluduje się kolejną strzelaniną. Film jest antytezą czeskiego humoru. Wszystkie wydarzenia pompują coraz większy balon patetyzmu, który ani na chwilę nie upuszcza powietrza. Przez to produkcja jest męcząca już po pierwszych 30 minutach.

Pozytywem jest Maciej Stuhr, który wychodzi z swojego emploi. Po rolach w "Planecie Singli" i innych komediach romantycznych gra w kinie policyjnym. Najbliżej mu tą rolą do o wiele bardziej udanego "Belfra" z tego samego roku, gdzie odgrywa nauczyciela-detektywa. Grę aktorską niestety jest trudno ocenić, ponieważ polski dystrybutor postanowił rozpowszechniać film tylko i wyłącznie z polskim dubbingiem. Desynchronizacja ust aktorów z polskimi głosami wpędza nas w dolinę niesamowitości, co tylko potęguję chaos montażowy.

Film "Czerwony Kapitan" jest nieudaną próbą kina gatunkowego z historyczną otoczką i ciekawym eksperymentem aktorskim. W przyszłości mogą nas czekać kolejne lepsze próby, a na razie lepiej obejrzeć "Psy" Pasikowskiego.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Często powtarzany w recenzjach komunał głosi, że z dobrego scenariusza można zrobić zły film, ale ze... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones