Recenzja filmu

Daas (2011)
Adrian Panek
Andrzej Chyra
Mariusz Bonaszewski

"Opowiem ci o Daas..."

1776 rok, Wiedeń. Głównym bohaterem jest hrabia Jakub Frank (Olgierd Łukaszewicz), który kiedyś, podając się za zbawiciela, zbierał wiernych, obiecując im życie wieczne. Po 12 latach wraca z
1776 rok, Wiedeń. Głównym bohaterem jest hrabia Jakub Frank (Olgierd Łukaszewicz), który kiedyś, podając się za zbawiciela, zbierał wiernych, obiecując im życie wieczne. Po 12 latach wraca z tajemniczymi zamiarami, którym postanawia się przyjrzeć radca Henryk Klein (Mariusz Bonaszewski), powodowany donosem na Franka. Napisał go jego były wyznawca: Jakub Goliński (Andrzej Chyra). Zarys fabuły obiecuje dużo, jednak te obietnice nie zostaną spełnione. Zasadniczo, film został położony przez trzy elementy: słaby montaż, rwaną narrację oraz fabułę, z której niewiele wynika.

Na samym początku widz zobaczy krótką scenę balową, w której przed oblicze cesarza (Maciej Stuhr) wyjdzie ktoś i coś krzyknie. Całość trwa 3 sekundy, a potem jest już czołówka z Chyrą idącym przez pole z dzieckiem na plecach, po której nastąpi scena rozbierającej się kobiety w oberży, z czego wszyscy (łącznie z nią samą) będą się śmiać. W tej oberży będzie też Chyra z dzieckiem oraz Łukaszewicz, szepczący po raz pierwszy w filmie: "Opowiem ci o Daas...". Następnie wróci czołówka, z napisami początkowymi oraz ujęciami Chyry na koniu jadącym przez pastwisko. Wtedy też pojawi się krótki wstęp do historii, wyjaśniający widzowi, kim jest Frank oraz jaka była jego przeszłość. Spory chaos, prawda?

Generalnie z montażem jest taki problem, że tam, gdzie kilka scen dotyczących jednego wątku powinno tworzyć większą sekwencję, jest przemieszanie kilku wątków, przez co całość nie jest ani spójna, ani zbyt przyjemna w oglądaniu. Traci na tym narracja, która i bez tego nie jest najlepsza. Przykładowo, w scenie pisania donosu Goliński opowiada o przeszłości Franka - czyli zasadniczo powtarza to, o czym widz dowiedział się kilka minut wcześniej, czytając notatkę z czołówki. Takie powtórzenie niczemu nie służy, jest błędem, a takich w filmie trochę jest.

Najgorzej jest jednak z fabułą, w której niewiele się dzieje. Do mojego początkowego opisu wystarczyłoby dodać góra dwa zdania, by opowiedzieć "Daas" w całości. Całe śledztwo Kleina będzie się kończyło w ten sam sposób - nieważne, gdzie wejdzie i o co zapyta, wszędzie usłyszy: "Proszę to zostawić". Po prostu, nic więcej. Oczywiście, będzie się dopytywać, czemu ma to zostawić. Najczęściej usłyszy po prostu to samo jeszcze raz. A po konfrontacji z zakończeniem takie zachowanie postaci okaże się jeszcze bardziej nielogiczne - w ogóle zakończenie filmu sprawia, że film staje się jeszcze gorszy. Większość wątków po prostu zostawiono tam, gdzie się zaczęły: Daas, Frank, i ta cała nieszczęsna guma...

Sporo złego mógłbym jeszcze napisać, choćby o kiepskiej współpracy aktorów z reżyserem. Jednak chciałbym też wspomnieć o tym, co się udało - spodobała mi się uwspółcześnienie języka bohaterów. Zamiast żargonu z XVIII wieku, słyszałem normalną mowę z XXI wieku - wprawdzie nie jest to w żaden sposób uzasadnione, jednak sprawia, że seans jest przyjemniejszy. Spodobało mi się też skorzystanie z motywów, które jako fan "Szatańskiego tanga" oraz "Atlasu zbuntowanego" lubię, tzn. motyw zbawiciela oraz własne powiedzenie (którym w tym wypadku jest "Czym jest Daas?"). Kostiumy, scenografia, maniera bohaterów - wszystko wygląda, jakby wyjęto to z filmu kostiumowego najwyższej klasy. Szkoda, że "Daas" taki jest tylko pod tym względem.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Daas" ma "to coś", choć nie tak dobrze wyeksponowane jakby się chciało. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones