Recenzja filmu

Would you love a monsterman?

Moja sympatia do grupy Lordi zaistniała tylko dzięki temu, że lokalna rozgłośnia radiowa nadawała kiedyś rockową listę przebojów. Usłyszałem "Blood Red Sandman", pomyślałem, że ktoś dość mocno
Moja sympatia do grupy Lordi zaistniała tylko dzięki temu, że lokalna rozgłośnia radiowa nadawała kiedyś rockową listę przebojów. Usłyszałem "Blood Red Sandman", pomyślałem, że ktoś dość mocno wzoruje się na twórczości Udo Dirkschneidera, no i tak jakoś na swój sposób polubiłem tę muzykę. Potem zobaczyłem teledysk i przekonałem się, jak wygląda sceniczny wizerunek grupy. Na widok muzyków przebranych za potwory poczułem lekkie zażenowanie, ale naprawdę zacząłem się wstydzić, gdy wygrali Eurowizję - chlubię się tym, że muzyki z festiwalu Eurowizji nie znam, a wykonawcami gardzę. Jednak wciąż nie wyparłem się słuchania twórczości pana Lordiego.

Muszę tutaj coś wyznać. Jestem geograficznie upośledzonym Finem. Jestem odludkiem. Przy życiu trzyma mnie tylko wódka. Jazdę samochodem traktuję ze śmiertelną powagą i zawsze jestem dokładnie świadom swoich możliwości i ograniczeń - nie wierzę, jak przeciętny Polak, że moje talenty kierowcy co najmniej dorównują Schumacherowi. Odróżniam odwagę od głupoty. Uwielbiam czytać książki. Tylko, do cholery, urodziłem się i mieszkam pod złą szerokością geograficzną. W każdym razie, jako pełnej krwi Fin, bezapelacyjnie popieram fiński przemysł rozrywkowy, kinematografię i branżę muzyczną. Sprawą honoru zatem było dla mnie obejrzeć najdroższy film w historii fińskiego kina, czyli "Dark floors".

Obraz jest historią autystycznej dziewczynki, jej ojca, pielęgniarki, szpitalnego ochroniarza, menela i standardowego gnojka-krawaciarza. Ta grupa ludzi jest uwięziona w szpitalu, który znienacka zmienił się w coś w rodzaju niewielkiego, kilkupiętrowego piekła. Budynek przez całe swoje życie może być normalnym szpitalem, a pewnej nocy człowiek wsiada do windy na oddziale pediatrii, a wysiada piętro niżej, w wyludnionym i opanowanym przez demony świecie równoległym, w którym czas działa inaczej, niż w naszym wymiarze. Czy coś w tym stylu, autorzy horrorów już od dłuższego czasu nie zniżają się do wyjaśniania swoich pomysłów. Ważne, żeby grupa bohaterów musiała pokonać kawał drogi, uciec potworom, i w miarę możliwości skakać sobie do gardeł, w ramach regulaminowych konfliktów w stylu "odkąd niby ty dowodzisz". W sumie ciężko streścić fabułę, bo w zasadzie jej nie ma. Ludzie starają się wydostać ze szpitala i zrozumieć, co tak właściwie jest grane.

Dla tych, którzy nie widzieli żadnego teledysku grupy Lordi - zwykle opowiadają one krótką historyjkę, na przykład grupa dzieciaków spędza nos w leśnej chatce (czy muszę pisać, że przypomina to "Evil Dead"?), nagle coś niewidzialnego zaczyna ich mordować. Jedynie przez obiektyw kamery da się dostrzec, że mordercami są potwory - członkowie zespołu, w swych upiornych przebraniach. "Dark floors" jest niczym taki teledysk. Tylko o wiele dłuższy. No i bez rockowej muzyki, ta występuje pod postacią jednego utworu i da się ją usłyszeć jedynie podczas napisów końcowych.

W "Dark floors" spodobało mi się to, jak każde kolejne piętro okazuje się coraz bardziej mroczne, co przy okazji uzasadniło tytuł. Wobec całej reszty pozostałem doskonale obojętny - bohaterów nie polubiłem, do tego w kilku miejscach zachowali się idiotycznie i zgodnie z typowym, horrorowym schematem. Zakończenie mnie mocno rozczarowało, ale nie mogę napisać dlaczego, jeśli chcę uniknąć paskudnego spoilera. Zespół Lordi wystąpił w roli potworów, ale w sumie historia jest napisana tak, że zamiast muzyków, mogli pojawić się maniacy z piłami mechanicznymi, wampiry, albo ten koleś z "Hellraisera" o szpilkowanej twarzy i nic by to nie zmieniło. Krótko mówiąc, nie wykorzystano potencjału, jaki dawała możliwość pokazania rockowych potworów - to znaczy, jeśli taki potencjał w ogóle istnieje. Chcę wierzyć, że owszem, istnieje.

W sumie "Dark floors" jest jednym z tych filmów, które nie wywarły na mnie wrażenia. Nic szczególnego nie utkwiło mi w pamięci, zatem obraz jest zwyczajnie mierny. Potwory, poza znajomym wyglądem, nie przedstawiały się interesująco, z pewnością nie dało się ich pokochać tą chorą miłością, jaką wielbiciele horrorów darzą Jasona, czy Freddy'ego Kruegera. Niemniej, jako Fin z przekonania, wierzę, że Finlandia jest najważniejsza i muszę wspierać rodzime horrory. Zatem, gdybym kiedykolwiek bawił się w takie idiotyzmy, jak stawianie ocen: "Dark Floors" dostałyby ode mnie 10/10.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones