Recenzja wyd. DVD filmu

Devdas (1955)
Bimal Roy
Sarita Devi
Kammo

Autodestrukcja na życzenie

Obejrzałyśmy z siostrą "Devdasa" z 1955 roku, w reżyserii Bimal Roya, dla porównania z tym uwielbianym przez nas nowym, no i żeby wreszcie zobaczyć słynnego Dilipa Kumara, do którego przed laty
Obejrzałyśmy z siostrą "Devdasa" z 1955 roku, w reżyserii Bimal Roya, dla porównania z tym uwielbianym przez nas nowym, no i żeby wreszcie zobaczyć słynnego Dilipa Kumara, do którego przed laty ironicznie porównywał młodziutkiego Shahrukh Khana (głównego aktora z nowszej wersji) ojciec Gauri, jego późniejszej żony. Ponieważ oglądając tę wersję filmu, nie mogłam się uwolnić od porównań z "Devdasem" z 2002, w reżyserii Sanjaya Leela Bhansaliego z SRK, więc będę do niego nawiązywać. Treść jest wiadoma. Przyjaciele z dzieciństwa, Devdas (Dilip Kumar, czyli tak naprawdę Yusuf Khan - kolejny Khan!) i Parvati czyli Paro (tu Suchitra Sen, w nowym przepiękna Aishwarya Rai) dorastają w małej wiosce. Devdas pochodzi z bogatej i ustosunkowanej rodziny, natomiast Paro ze znacznie biedniejszej, ale dzieci dorastają w gruncie rzeczy razem, bo chodzą do jednej szkoły (i właściwie do jednej klasy, mimo wyraźnej różnicy wieku). W tym filmie, w odróżnieniu od nowej wersji, gdzie jest tylko krótka migawka, nie oszczędzono widzom dzieciństwa obojga bohaterów, więc możemy obserwować ich wzajemne relacje. Paro jest śliczna, słodka i szczerze oddana przyjacielowi, a on ją wykorzystuje, kiedy tylko coś przeskrobie i ucieka przed karą czy odpowiedzialnością. Ale wszystko ma swój kres. Ponieważ Devdas jest chłopcem nie tylko niepokornym i psotnym, ale również złośliwym i totalnie rozpuszczonym, po kolejnym ekscesie ojciec wysyła go do Kalkuty (tak, do Kalkuty - w tym nowym z SRK był to Londyn). Paro cierpi, tęskni, śpiewa o tęsknocie Radhy za Kriszną... Lata mijają. Paro wreszcie dorasta, co jest bardzo ładnie zilustrowane pokazaniem, jak wodny kwiat, najprawdopodobniej lotos, z pąka zmienia się w kwiat... Devdas w końcu wraca, kiedy widz już tęskni do dalszego rozwoju akcji. Oczywiście wraca już dorosły, nawet nieco za bardzo, moim zdaniem. Wygląda jakby siedział w tej Kalkucie nie jakieś 10, ale ze 30 lat... Ale pomińmy kwestie relatywizmów czasowych, nie zawsze w filmach czas biegnie tak, jak biegnie w rzeczywistości... Moim pierwszym wrażeniem, zresztą wyrażonym na głos było "jaki on stary", a drugim "jaka ona brzydka"... To była ta scena tuż po powrocie Devdasa, kiedy Paro się przed nim kryje w swoim pokoju. Tak szczerze, to Dilip Kumar miał wtedy 33 lata (czyli był młodszy od SRK w tej samej roli, tylko wygląda starzej), a Suchitra Sen 24, ale też wygląda na znacznie starszą, może ze względu na charakteryzację... Nie jest też ani trochę brzydka, w gruncie rzeczy to piękna kobieta i ma bardzo dużo wdzięku, po prostu jej uroda i oczywiście makijaż są w dawnym stylu, czyli tym sprzed zaledwie (albo aż, bo w świecie filmu to przepaść) 50 lat... Nie dziwię się, że ten aktor był wielkim amantem tamtych czasów - naprawdę mógł się podobać. To natomiast, co zwróciło moją uwagę, to jego niesamowicie bujne owłosienie - nie tylko czarno kłębiące się na rękach łącznie z dłońmi, wyłażące górą dekoltu, ale i złażące karkiem gdzieś w dolne rejony... Ten starszy Devdas, jako bohater, irytował mnie znacznie bardziej niż ten shahrukhowy i to abstrahując od postaci jako takiej. Owszem, jest tak samo słaby, niezdecydowany i egoistyczny, ale ten tutaj na dodatek wszystkie kwestie wygłasza takim umierającym, cienkim, jękliwym głosem... W tym filmie, w odróżnieniu od nowego "Devdasa", nie ma aż tak podkreślonych jego relacji z matką, ani z ojcem. Rodzice są tylko tłem i właściwie prawie nie odgrywają roli w filmie. Nie są w jakiś szczególny sposób toksyczni, nie mają większego wpływu na bohaterów, pominąwszy oczywiście wysłanie Devdasa z domu do szkoły i zaręczenie Paro ze starszym dzieciatym wdowcem, po odrzuceniu kandydatury Paro na żonę Devdasa przez jego rodziców. Albo Bhansali znacznie rozbudował role matek Deva i Paro na potrzeby swojego filmu, albo po prostu podkreślił wagę innego fragmentu ekranizowanej książki, pominiętego w poprzedniej ekranizacji. Niestety ja jej nie czytałam, więc nie mogę stwierdzić tego osobiście. Natomiast jak chodzi o list do Paro, w którym zaprzecza swojej miłości, to Devdas wprawdzie go pisze i wysyła w jakiejś chwili (a właściwie jednej z wielu chwil) słabości, ale potem, przynajmniej w tej wersji, zmienia zdanie i pędzi pociągiem by zdążyć do Paro przed tym listem. Niestety się spóźnia... Zaręczona i upokorzona Paro odrzuca jego prośby i namowy, więc Devdas łamie przysięgę z dzieciństwa i uderza ją ponownie - ale nie naszyjnikiem, jak SRK, tylko chyba giętką wędką, by ją na zawsze naznaczyć swoją miłością. Z tego, co wiem, to w książce Devdas również miał bliznę na czole, więc zrobił Paro analogiczny znak na pamiątkę... Zatem cierpiąca z miłości Paro wychodzi za mąż za bogatego starego człowieka, a Devdas cierpiący również, pojękuje, miota się w rozdarciu i zaczyna pić pod wpływem swego przyjaciela Chunni Babu (tu Motilal, w nowej wersji Jackie Shroff), który pokazuje mu również nocne życie i zaciąga go wręcz, wbrew jego chęciom, do burdelu, w którym króluje piękna Chandramukhi (Vyjayanthimala). Ten film, w odróżnieniu od nowszej ekranizacji, jest nakręcony raczej realistycznie, nie w baśniowej scenerii, gdzie poruszają się i cierpią nieziemsko piękni bohaterowie. Jest znacznie uboższy pod względem scenografii - nie ma przebogatych, gigantycznych dekoracji, zdobionych lektyk, niesamowitych klejnotów, witrażowych ścian, tylu świateł, kolorów... To znaczy, tę ostatnią kwestię właściwie trudno ocenić, bo film jest przecież czarno-biały, ale domy nie są przeogromne, nie ma wielkich przestrzeni i niezmierzonych kilometrów korytarzy. Tu wszystko dzieje się w ciasnych pomieszczeniach, prostych domach o odrapanych murach, małych ponurych klitkach, równie ponurych, zaśmieconych uliczkach i na zabłoconych drogach... Ubogi dom rodziny Paro od bogatego domu Devdasa różni się najbardziej małym wejściem - tam jest większa brama... Owszem, dom męża Paro jest duży jak na indyjskie standardy, ale nie może się równać z olbrzymią rezydencją z nowszej wersji... Kostiumy też są proste, nie tak piękne i bogate jak w nowej wersji. Zarówno Devdas, jak i Paro, w wersji dziecięcej i dorosłej, noszą niewyszukane stroje - ona zwykłe sari, on też zwykłe codzienne ubrania, ale wyłącznie tradycyjne, nie zeuropeizowane, jak to się przytrafiło nowemu Devdasowi tuż po powrocie z Londynu (który też o wiele lepiej wyglądał w tych tradycyjnych szatach). Owszem, Chandramukhi ma na początku, jako tancerka, strój i ciało ozdobione klejnotami, ale potem też ubiera się w proste, ubogie sari, pozbawione ozdób i klejnotów... Vyjayanthimala jako Chandramukhi jest piękną kobietą i tańczy niewątpliwie dobrze, ale pod względem tańca Madhuri Dixit w nowszej ekranizacji bije ją na głowę. Poza tym nie do końca byłyśmy pewne, czy w tej wersji łączy ją z Devdasem również fizyczna więź, czy chyba raczej tylko jej wierna, wielbiąca, bezinteresowna i platoniczna miłość, wynagrodzona w pewnym momencie tymi wyczekiwanymi słowami "kocham cię, Chandramukhi"... Ogólnie warto film zobaczyć dla porównania, jako ciekawostkę, ale jego rozwlekłość i pojękiwanie Devdasa męczą nieco, tym bardziej, że wszystko jest cały czas w ciemnej, ponurej tonacji... Poza tym chwilami kobiety mi się myliły i czasem nie byłam pewna, czy na pewno widzę tą, którą mi się wydaje, że widzę. I naprawdę za długa jest początkowa sekwencja z dziećmi, bo chociaż dzieci były niezłe i ten fragment dopełnia mi tę późniejszą wersję, to jednak już się nie mogłam doczekać dorosłej wersji bohaterów... Natomiast naprawdę dobrze pokazano więź łącząca bohaterów - zarówno Devdasa i Paro, jak i Devdasa z Chandramukhi. Ale szczerze mówiąc - nowsza wersja podobała mi się wielokrotnie bardziej, nie tylko ze względu na SRK, jego piękny wygląd w tym filmie, chyba trochę stylizowany na Dilipa Kumara i znakomitą, moim zdaniem, grę, nie tylko z uwagi na niesamowitą oprawę filmu, ale przede wszystkim dlatego, że wszystko było tam bardziej zborne, akcja nie nużyła, bohater nie irytował samym głosem, nie było takich dłużyzn... I tylko, jak już kiedyś pisałam, zarówno jeden, jak i drugi Devdas, jako tak naprawdę (anty)bohater, zasługują na porządnego kopniaka za to wszystko, do czego doprowadzili, bo cały dramat tego bohatera polega nie na niewłaściwych wyborach, tylko na kompletnej nieumiejętności podjęcia jakiejkolwiek męskiej decyzji, co rzutuje tragicznie na losy wszystkich bohaterów filmu. I sprawia, że widz kończąc film jest naprawdę zmęczony psychicznie...
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones