Recenzja filmu

Frankenweenie (2012)
Waldemar Modestowicz
Tim Burton
Catherine O'Hara
Martin Short

Wskrzeszony pomysł

Brak tu, tak typowego dla klasycznych dzieł Burtona, mroku. Twórcy zdają się kierować w stronę kina lżejszego i bardziej przystępnego. I choć opowieść ma wiele rysów produkcji z kręgu familijnej
Tim Burton, mistrz historii nietypowych, niepokojących, upiornych i klimatycznych powraca z kolejnym filmem. Nowym, lecz opartym na jego własnej krótkometrażówce z 1984 roku. Również w kwestii wizualnej sięga po znane i sprawdzone  środki. 18 lat po pierwszym "Frankenweenie" i dwie dekady po  animacji "Vincent", Burton przywraca do życia pomysł… wskrzeszania psa. Czy jednak udało mu się ożywić zapomnianą historię czy też pozostała ona jedynie rachitycznym szkieletem, ślepo naśladującym swą pierwotną wersję?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Nowe "Frankenweenie" podąża swą własną ścieżką, a do oryginału nawiązuje jedynie zarysem fabuły. Również tu introwertyczny, zafascynowany nauką chłopiec (o imieniu, którego nietrudno się domyślić) w wyniku wypadku traci swego najbliższego, czworonożnego przyjaciela. Zrozpaczony, nie zamierza pogodzić się z jego śmiercią i dzięki siłom przyrody oraz przebłyskowi geniuszu, udaje mu się przywrócić go do życia…

 Charakterystyczna, groteskowa animacja, niczym w „Gnijącej panny młodej" bardzo dobrze wprowadza w świat filmu, podobnie jak muzyka etatowego kompozytora BurtonaDanny’ego Elfmana. Choć nie są one równie wyraziste i nie budują klimatu tak intensywnego i oryginalnego, jak w wyśmienitej produkcji z 2005 roku, film ogląda się bez zarzutu. 

Brak tu, tak typowego dla klasycznych dzieł Amerykanina, mroku. Twórcy zdają się kierować w stronę kina lżejszego i bardziej przystępnego. Mimo iż opowieść ma wyraźny rys produkcji z kręgu familijnej przygody, ciężko wybaczyć (wielokrotnie powielane, choć zazwyczaj akceptowane w tym gatunku) schematy. Początkowo fabuła rozwija się w naturalny, choć przewidywalny sposób, im bliżej jednak punktu kulminacyjnego, uproszczenia mnożą się i mnożą. Większość z nich pozostaje trudna do usprawiedliwienia, choć niektóre, jak np. terroryzujący miasteczko niczym Godzilla żółw-gigant, stanowią czytelny hołd dla klasyki kina grozy. Z drugiej strony, animacja ta, mimo że jest opowieścią o dzieciach, ze względy na „burtonowy” humor raczej nie nadaje się jako film dla dzieci, a na pewno nie dla najmłodszych… Sytuację częściowo ratuje poprowadzone w oczywisty, lecz krzepiący sposób, zakończenie oraz ciekawe ujęcie dylematów związanych z nauką, umiejętnością jej akceptowania i postrzeganiem jej kontrowersyjnych wytworów przez ludzi.

"Frankenweenie", mimo dobrego pomysłu, cierpi z powodu niezbyt świeżego scenariusza. Do pewnego stopnia rekompensuje go natomiast dobra strona wizualna i niezła muzyka. Pozostaje jednak filmem, który nie wyróżnia się ani  w swojej klasie gatunkowej, ani w dorobku reżysera, od którego można wymagać więcej, niż jedynie przyzwoitej rozrywki, zdolnej wywołać sporadyczny uśmiech na twarzach psich wielbicieli.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po ostatnich, nieco słabszych produkcjach Tim Burton powrócił do wielkiej formy. Wykonany w aranżacji... czytaj więcej
Tim Burton powrócił do kin z projektem, o którego stworzenie starał się od lat. Bazuje on na jego... czytaj więcej
Tim Burton stworzył wiele wspaniałych hitów, np.: "Miaseczko Halloween", "Gnijącą Pannę Młodą" czy "Sok z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones