Recenzja filmu

Girl in Woods (2016)
Jeremy Benson
Juliet Reeves London

Wyprowadzeni w pole

Ostatni akt nowego horroru Bensona okazuje się bardziej niż udany i znacznie przewyższa ogólny poziom projektu. Jest szokujący, brudny, cieszy brakiem happy endu. Droga do finału bywa jednak dla
Niekiedy założenia twórców filmowych nie pokrywają się z późniejszą interpretacją odbiorcy. Jeremy Benson ("Live Animals") widzi w swojej najnowszej produkcji dzieło kreślące, jak rodzą się miejskie legendy. Ja jednak czuję się przez "Girl in Woods" – o, ironio – wyprowadzony w pole.

Zaledwie parę ostatnich minut filmu pozwala reżyserowi na częstowanie nas takim opisem koncepcyjnym, jaki podany został dwa zdania wyżej. Gwoli uściślenia: ostatni akt nowego horroru Bensona okazuje się bardziej niż udany i znacznie przewyższa ogólny poziom projektu. Jest szokujący, brudny, cieszy brakiem happy endu. Droga do finału bywa jednak dla widza taką męką, jak tułaczka centralnej bohaterki przez lasy. Juliet Reeves London nie podołała ciężarowi roli pierwszoplanowej – złożonej, wymagającej emocjonalnego opanowania i dojrzałej ekspresji. W scenach rozmów Grace z sobowtórami "dialogi" aktorki brzmią jak sucze pogadanki między opryskliwymi licealistkami; brzmią, jakby wyjęto je z ust "Wrednym dziewczynom". Nieznośnie prezentuje się również wyboista narracja, która tylko w ciągu pierwszych kilkunastu minut filmu każe nam pięciokrotnie przyglądać się tym samym dramatycznym flashbackom z dzieciństwa Grace.

Narracyjna niekształtność ma swoje przełożenie na rozwój wydarzeń, a wspomniane już zamknięcie fabuły potrafi pozytywnie zaskoczyć. Gdyby Benson nie obwołał swojego projektu mylnym sloganem i gdyby tylko jego reżyseria okazała się bardziej dbała, "Girl in Woods" można by uznać za film co najmniej niezły.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones