Recenzja filmu

Gra Endera (2013)
Gavin Hood
Elżbieta Kopocińska
Asa Butterfield
Harrison Ford

Nieudana adaptacja

Science fiction jest gatunkiem, które wiele osób najzwyczajniej unika. Dlaczego? Coś wspólnego może z tym mieć nieskończona liczba planet i zamieszkujących je obcych ras i cywilizacji. Statki
Science fiction jest gatunkiem, które wiele osób najzwyczajniej unika. Dlaczego? Coś wspólnego może z tym mieć nieskończona liczba planet i zamieszkujących je obcych ras i cywilizacji. Statki kosmiczne, lasery, teleportery, droidy, fazery, technologie i inne patologie, które w prawdziwym świecie nie istnieją i istnieć nie mogą. Opowiadają zmyślone historie, z których ani nie można się niczego dowiedzieć, ani się niczego nauczyć. Dla części filmów z tego gatunku to prawda. Są jednak i takie, dla których to wszystko jest jedynie otoczką – tłem, służącym do przekazania czegoś innego, głębszych refleksji.

Kiedy szedłem do kina na "Grę Endera", bałem się, że poszerzy grono tych pierwszych. Że będzie to film o dzieciach, dla dzieci, z kosmiczną awanturą w tle. W tym momencie powinno być wielkie ALE, które sprawiłoby, że zapomnielibyśmy o powyższych obawach. Cóż, życie jest pełne... niespodzianek. 

Historia przenosi nas do roku 2070. Inwazja z kosmosu niemal zniszczyła naszą planetę. Udało się odeprzeć atak, jednak obcy mogą wrócić. By zażegnać niebezpieczeństwo na zawsze, Ziemskie centrum obrony przygotowuje nową broń. W przestrzeni kosmicznej zbudowano specjalny ośrodek szkoleniowy, którego rekrutami są... małe dzieci. Jednym z nich jest Ender (Asa Butterfield), a dokładniej Andrew "Ender" Wiggin – dzieciak obdarzony unikatowym talentem. Odkryto w nim zalążki niezwykłego geniuszu wojskowego. Cecha, która może przesądzić o "być albo nie być" dwóch cywilizacji.

Akcja filmu rozgrywa w przestrzeni kosmicznej, dzięki czemu jako danie dnia dostajemy wiele scen, w których bohaterowie znajdują się w stanie nieważkości lub takich, w których potężne międzygwiezdne krążowniki toczą bitwy w symulatorze walki. I za taką potrawę szefowi kuchni Gavinowi Hood należą się wyrazy najwyższego uznania. Aż chciałoby się wstać z fotela i  dołączyć do ekipy Endera, by popływać w zerowej grawitacji. Ponadto karta menu oferuje muzykę skomponowaną przez Steve'a Jablonsky'ego, który odpowiadał za rewelacyjną ścieżkę dźwiękową m. in. do filmu "Wyspa". I tym razem artysta spełnił pokładane w nim nadzieję i zapewnił melomanom miłe wspomnienia. Cała ta audiowizualna płaszczyzna "Gry Endera" jest więc tym, co zachęca do obejrzenia filmu.

Są niestety i takie czynniki, które zniechęcają. Częściowo spełniły się obawy wspomniane na początku tej recenzji. Mali artyści nie dotrzymywali kroku tym bardziej doświadczonym. Dorośli aktorzy, tj. Harrison Ford, Ben Kingsley i Viola Davis zagrali bardzo dobrze. Sceny z ich udziałem wnosiły jakość, jakiej brakowało, gdy na ekranie pojawiało się młodsze pokolenie. Jedynie Asa Butterfield obronił się aktorsko, jednak to trochę za mało jak na film, w którym główną rolę odgrywają dzieci.

Fani książki na pewno zadają sobie pytanie "czy" i "jak bardzo" film sprawdza się jako adaptacja. Obawiam się, że mam dla tej części z Was złą wiadomość. Mimo że film trwa niemal 2 godziny, historia Endera została bardzo streszczona, skrócona i przez to wyprana z jej psychologicznej części. A to właśnie ta cząstka według mnie stanowiła najmocniejszą stronę oryginalnej opowieści. Dzieło Orsona Scotta Carda poruszało i zmuszało do głębokich refleksji. O filmie Gavina Hooda tego samego powiedzieć nie można. Wewnętrzne rozterki głównego bohatera, jego zmagania z samym sobą i poszukiwanie swojego miejsca we wszechświecie zostały spłycone i potraktowane po macoszemu. A to i tak stanowiło tylko fragment przesłania zawartego w pierwowzorze.

Nie ogołocono jednak filmu ze wszystkich aspektów historii Carda. Jest to adaptacja brutalnej, ciężkiej psychologicznej książki science fiction. I choć odpowiednik z dużego ekranu nie jest aż tak brutalny, a psychologiczny wymiar został spłycony, to nie jest to pozycja dla ludzi oczekujących lekkiego filmu akcji.

Na moją ocenę filmu wpływ miała znajomość książki i przez to mój obiektywizm został zachwiany. Wiedza na temat tego, co być mogło i tego, co otrzymałem, wypadła dla filmu niekorzystnie. Jednak w gruncie rzeczy to nie jest słaby film. Jeśli lubicie klimaty science fiction, "Gra Endera" zapewni Wam wieczór pełen rozrywki na dobrym poziomie. Rewelacyjne efekty specjalne, muzyka i klimat czynią go apetyczną pozycją na filmowy wieczór. Jeżeli jednak przez całe życie omijaliście sci-fi, ten film również sobie odpuście, bo prędzej utwierdzi Was w przekonaniu o słabości gatunku, niż go zmieni.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Gra Endera" ma wszelkie predyspozycje, żeby zostać świetnym filmem science fiction. Mamy robalopodobną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones