Recenzja filmu

Gwiezdne wojny: Część III - Zemsta Sithów (2005)
George Lucas
Jacek Rozenek
Ewan McGregor
Natalie Portman

Saga Vadera

Dwadzieścia trzy lata od premiery "Powrotu Jedi", trzeciej części Starej Trylogii, do kin trafiła trzecia część Nowej, "Zemsta Sithów". To było prawdziwe filmowe święto. Wielkie fety były
Dwadzieścia trzy lata od premiery "Powrotu Jedi", trzeciej części Starej Trylogii, do kin trafiła trzecia część Nowej, "Zemsta Sithów". To było prawdziwe filmowe święto. Wielkie fety były wskazane, bo oto największe w dziejach filmu przedsięwzięcie zostało zamknięte ostatnim, szóstym obrazem. George Lucas dokonał niemożliwego, zrewolucjonizował konserwatywny gatunek i wyznaczył ścieżki, którymi jeszcze długo nikt nie podąży. Prawdą jest, że reżyser z niego słaby, "Mroczne widmo" i "Atak klonów" to produkcje, które zostały zauważone tylko dzięki magicznej frazie "Gwiezdne wojny", która zdobiła każdy plakat. To tylko dowód na to, że te trzydzieści lat temu Lucas stworzył legendę, która dziś nadal żyje i odciska swoje piętno na coraz to młodszych pokoleniach. Tu nie ma mowy o "filmach naszych ojców", czy "dziadków", jak to przypina się do "Ben Hura", albo nawet "Odysei kosmicznej". "Star warsy" są nasze, należą do wszystkich. Nic więc dziwnego, że pomimo katastrofy jaką był pierwszy i drugi epizod, tłumy waliły do kin w przebraniach Jedi i szturmowców, z uśmiechem na twarzy i nadziejami, że filmowa magia ponownie zawiedzie ich w sfery wyobraźni, jakich jeszcze nie zwiedzali.

Na "Zemstę Sithów" również czekały miliony, ale już z nieco innego powodu. Teraz nie chodzi już tylko o powrót do niezwykłego świata "Gwiezdnych wojen", ale też o poznanie tej epickiej historii w nieco szerszej perspektywie. Do premiery epizodu trzeciego mówiło się o Starej i Nowej Trylogii, że ta pierwsza jest historią Luke'a, a druga Obi Wana i Anakina. Gdy zostaną połączone w jedną całość, gdy postawiony zostanie swoisty most pomiędzy "Atakiem klonów" a "Nową nadzieją" - zmienią swój charakter. Staną się sagą samego Anakina. Jego wzruszającą, dramatyczną historią.

Od pierwszych sekwencji reżyser wrzuca nas w wir szalonych wydarzeń. Wojna Klonów zapoczątkowana w drugim epizodzie dobiega już końca. Ostatnia bitwa rozgrywa się na orbicie stolicy Republiki, planety-miasta Coruscant. Generał Grievous, przywódca armii droidów porwał Najwyższego Kanclerza Palpatine'a (Ian McDiarmid) i uwięził go na swoim flagowym okręcie, gdzie przebywa też przywódca Separatystów, hrabia Dooku (Christopher Lee), który wyszedł cało z pojedynku z mistrzem Yodą. Dwóch Jedi, Anakin Skywalker (Hayden Christensen) i jego nauczyciel, Obi-Wan Kenobi (Ewan McGregor) dostają polecenie uwolnić polityka. Podwójne powodzenie misji nie jest jednak tak oczywiste, jak wydaje się Kenobiemu i Radzie Jedi. Kanclerz zostaje oswobodzony, a hrabia ginie w walce z Anakinem. Nie wiedzą jednak, że młody Skywalker zabił Sitha na polecenie Palpatine'a pomimo błagań o litość Dooku... Ukryta natura Anakina powoli zaczyna wychodzić na światło dzienne, a postać Kanclerza nabiera nowych barw. Niedługo później okazuje się, że Padme (Natalie Portman) jest w ciąży z Anakinem, który wbrew zasadom Jedi i poleceniom swego mistrza potajemnie utrzymywał kontakt z Amidalą. Ciemna strona Mocy rośnie w siłę.

"Zemsta Sithów" po niezdecydowanych odnośnie swojego środka ciężkości "Mrocznym widmie" i "Ataku klonów", nabiera wyraźnego politycznego wymiaru. W kryzysie Republiki doszukać się można odniesień do problemów, z jakim zmaga się w dzisiejszym świecie demokracja. Ale i tak największe znaczenie odgrywa przemiana Anakina oraz moralne kazanie o upadku człowieczeństwa jako cechy cywilizacji. Lucas niemal całą swoją uwagę przenosi na swoich bohaterów. Robi to jednak zupełnie inaczej, niż miało to miejsce w Starej Trylogii. Tam wszystkiemu towarzyszyło przymrużenie oka, zabawa, przygoda, ale i mnóstwo najróżniejszych emocji, od wzruszenia po radość. Tutaj reżyser pozostaje przy wzniosłym, bo wzniosłym, ale smutku. Wszak przychodzi nam zmierzyć się z upadkiem Republiki i głównego bohatera. Kulminacyjne sceny: rozkaz zabicia wszystkich Jedi - poruszy każdego; walka Kenobiego z Anakinem w iście dantejskiej scenerii naładowana jest emocjami, które skruszyłyby serce z kamienia.

Dla kontrastu, Lucas potwierdza braki w swoim reżyserskim rzemiośle, prowadząc teatrzyk kukiełkowy z miłosnymi dialogami Portman i Christensena na czele. Stojąc na balkonie, w którego tle śmigają pojazdy różnej maści, a światła miasta tworzą na szklanych budynkach i w połączeniu z zachodzącym słońcem prawdziwy kalejdoskop barw, odnosi się wrażenie, że reżyser silił się tu na poetykę szekspirowskich dramatów. Zrobił to jednak tak nieudolnie, że widzowi pozostaje zacisnąć zęby, zamknąć oczy i przeczekać aż wymiana drewnianych frazesów dobiegnie końca. Całość ma niemal arystokratyczny charakter, brakuje entuzjazmu i radości jaką cechowała się Stara Trylogia. Tak jakby Lucasa nie bawiło już to co robi... Ostatecznie jednak zarzut ginie w napływie sentymentalnych uczuć, gdy na ekranie pojawia się potężny Darth Vader z głosem Jamesa Earla Jonesa. Nagle zapominamy o wadach i pojmujemy, że daliśmy się wciągnąć w ten świat "Gwiezdnych wojen" i prawdopodobnie bez natychmiastowego obejrzenia następnych trzech filmów się nie obejdzie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Świat filmu się podzielił. Wielka konsternacja, jaka zapanowała po premierze "Zemsty Sithów", dotyczyła... czytaj więcej
Po 28 latach George Lucas zakończył swoją przygodę ze "Star Wars", realizując Epizod III, który stał się... czytaj więcej
Po 27 latach, na ekranach kin pojawił się film, na który wszyscy czekali. "Gwiezdne Wojny Epizod III:... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones