Recenzja filmu

Hańba (2008)
Steve Jacobs

Nieodkupiona hańba

Obsesyjnie wręcz wierna ekranizacja powieści noblisty Johna Maxwella Coetzee'ego pozostaje w takiej niewoli oryginału, że praktycznie nie istnieje jako autonomiczne dzieło.
Obsesyjnie wręcz wierna ekranizacja powieści noblisty Johna Maxwella Coetzee'ego pozostaje w takiej niewoli oryginału, że praktycznie nie istnieje jako autonomiczne dzieło. Proza Coetzee'ego uchodzi za "niefilmową". Operująca metaforą i alegorią, stawiająca w centrum zainteresowania tematykę moralnej odpowiedzialności analizowanej z iście akademicką precyzją, na ekranie może wypaść sztucznie, zbyt deklaratywnie i nieprzekonująco. "Hańba" to chyba najbardziej znana powieść noblisty z RPA, wyłamująca się z opisanego schematu. Ze względu na fabułę wydaje się wręcz idealnym materiałem na  film. Mamy oto profesora literatury w średnim wieku, który nawiązuje romans ze studentką, co zakwalifikowane zostaje jako nadużycie władzy i zmusza bohatera do opuszczenia uczelni. Postanawia on ukryć się przed problemami na prowincji, na samotnej farmie swojej córki. Szybko się jednak okazuje, że jego seksualne wybryki to mały pikuś przy tym, co zgotować może z pozoru spokojne życie na wsi. Farma zostaje zaatakowana przez grupę czarnoskórych wyrostków, którzy brutalnie gwałcą dziewczynę. A to dopiero początek dramatycznych wydarzeń. Brzmi jak streszczenie standardowego thrillera, ale nie dajcie się zwieść, bo wydarzenia fabularne stanowią tylko przyczynek do czegoś w rodzaju traktatu o kulturowej roli przemocy i odpowiedzialności za nią. Spirala agresji rozkręca się równomiernie i odpowiedzialni są za  nią wszyscy bohaterowie. Różnią się tylko podejściem. Profesor dokonuje swoistej racjonalizacji, nie widzi, że nadużycie, jakiego dopuścił się w stosunku do studentki i agresja, jaka spotyka jego i jego córkę, mają te same korzenie. I tu, i tu siłą napędową jest chęć seksualnej dominacji, z tym że u bohatera jest ona zracjonalizowana, staje się elementem systemu, który przemoc instrumentalizuje. Gdy spotyka się z czystym przejawem agresji, nie wie, jak się z nią uporać, jego racjonalny świat rozpada się, choć nie wie z początku dlaczego. Steve Jacobs za Coetzeem mnoży interpretacyjne tropy, co z pewnością może stać się ciekawym tematem niejednego seminarium. Co jest tytułową hańbą? Przemoc (także ta kulturowa, wynikająca z płciowej dominacji)? Niemożność zracjonalizowania traumy? A może poczucie winy białego mieszkańca RPA w stosunku do czarnych za lata Apartheidu? Lucy, ofiara gwałtu, dziwnie powściągliwie okazuje chęć rewanżu, jakby uważała, że to rodzaj słusznej kary. Wszystkie te pytania, podobnie jak w powieści, nie doczekają się  jednoznacznej odpowiedzi, reżyser konsekwentnie ilustruje je za to nastrojowymi obrazami, a aktorzy (powściągliwy John Malkovich i intrygująco nieprzenikniona Jessica Haines) przekonująco oddają te moralne dylematy. Problem z filmową "Hańbą" polega na tym, że nic nie wnosi, jakby twórcy bali się podjąć polemikę, rozłożyć akcenty, sprawić, by widz uwierzył w sens tej adaptacji. Nic takiego jednak się nie dzieje i film pozostaje niczym więcej niż ładną ilustracją ciekawej książki. Żadna to hańba dla twórców, ale lekki wstyd jednak tak.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Hańba" Steve'a Jacobsa polega na tym, że w realizacji filmu na podstawie książki nagrodzonego Noblem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones