Recenzja filmu

Jak Bóg da (2015)
Edoardo Maria Falcone
Marco Giallini
Alessandro Gassmann

Niedole ateisty

"Jak Bóg da" okazuje się przy tym filmem bardzo nierównym. Falcone ciekawie portretuje głównych oponentów jako postaci bliźniaczo do siebie podobne (filmowy ksiądz bywa równie arogancki co
Wbrew zapewnieniom, jakie polski dystrybutor umieścił na plakacie "Jak Bóg da", komedia Edoarda Marii Falconego nie rzuca na kolana. Głównie dlatego, że sama jest filmowym plakatem, a nie historią o żywych ludziach z realnymi problemami i sprzecznościami. Nie jest to obraz pozbawiony uroku, a na tle misjonarskich propagandówek produkowanych w USA czy choćby nad Wisłą wyróżnia się subtelnością, ale tak jak one pełen jest uproszczeń i banałów, które tylko czasami okazują się zabawne.      


Falcone zapełnia ekran postaciami wypożyczonymi z katalogu dla początkujących komediantów. Jest tu miejsce dla wyniosłego mieszczanina, sfrustrowanej żony-alkoholiczki, głupiutkiej córki, zięcia ignoranta, milczącej służącej i detektywa-nieudacznika. Pierwsze skrzypce gra Tomasso (Marco Giallini), rzymski doktor House. Taki, co nie kłania się konwenansom, migocącym komorom serc swoich pacjentów, a nawet Bogu. Obraża podwładnych, nie zwraca uwagi na swą piękną żonę, a gdy rodzina pacjenta doszukuje się cudu w udanej operacji, Tomasso nie waha się przypomnieć, że Bóg niewiele miał wspólnego z powodzeniem zabiegu. Kiedy pewnego dnia jego syn (Enrico Oetiker) postanawia wstąpić do seminarium zainspirowany przykładem charyzmatycznego księdza Pietra (Alessandro Gassman), załamany chirurg-ateista uruchomia śledztwo mające odsłonić prawdziwe oblicze duchownego.

Nietrudno się domyślić, jaki jest ciąg dalszy tej historii. Seria mniej lub bardziej dowcipnych nieporozumień prowadzi bohatera do przemiany – z chama w człowieka serdecznego, z egoisty – w czułego męża, z ateisty… w ateistę mniej zapiekłego. Na tym chyba polega największa siła komedii Falconego. Inaczej niż twórcy katolickich agitek w rodzaju "Bóg nie umarł" Falcone ewangelizuje dyskretnie, unikając rozdzielania racji i łatwych moralnych ocen. Zamiast tandetnej historii o nawróceniu na jedynie słuszną drogę wiary, opowiada o nauce szacunku dla inaczej myślących.

"Jak Bóg da" nie jest filmem o Bogu czy wierze, ale o antyklerykalizmie jako jednej z form nietolerancji. Tak jak ksiądz Józef Tischner mawiał, że nie znał nikogo, kto zszedłby na drogę niewiary po lekturze Marksa, ale zna wielu, których od Kościoła odstraszył głupi ksiądz, tak Falcone przedstawia sytuację dokładnie odwrotną. To szlachetny ksiądz okazuje się dla bohatera nauczycielem tolerancji i dowodem na to, że nie taki Kościół straszny, jak go malują.


Ideologiczna przewrotność filmu Falconego warta jest docenienia. Ale problemem "Jak Bóg da" nie jest jego katolicka wymowa czy ideologiczne skrzywienie, ale filmowa forma. Zamiast spójnej opowieści, w której kolejne sceny pracują na siebie nawzajem, budując filmową intrygę, u Falconego otrzymujemy miniaturowe skecze połączone ze sobą osobami bohaterów.

"Jak Bóg da" okazuje się przy tym filmem bardzo nierównym. Falcone ciekawie portretuje głównych oponentów jako postaci bliźniaczo do siebie podobne (filmowy ksiądz bywa równie arogancki co chirurg-ateista, ale jest też równie profesjonalny w swojej robocie), ale drugoplanowe postaci to jedynie zlepki stereotypów. Bardzo dobra rola Marco Gialliniego zestawiona zostaje z krańcowo nieudaną kreacją Enrico Oetikera, który w roli syna-kleryka jest sztuczniejszy aniżeli wypowiadane przez niego emfatyczne frazy o miłości do Jezusa i powołaniu. Filmowi nie pomaga też nieznośna, gitarowa muzyka Carlo Virzìego, która przywodzi skojarzenia z nieudanymi polskimi filmami akcji z lat 90-tych.

W reżyserskim debiucie Falcone próbował bronić wiary przed nietolerancją oświeconych Europejczyków. Udało mu się to jedynie połowicznie. Mimo kilku naprawdę udanych scen i ról "Jak Bóg da" zawodzi, bo włoski reżyser zamiast ostrej satyry wybiera soft ewangelizację i wychowawczą filmową pogadankę o korzyściach, jakie niesie wiara.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones