Recenzja filmu

John Rambo (2008)
Sylvester Stallone
Sylvester Stallone
Julie Benz

Krew, pot i... krew

Postaci Johna Rambo nikomu przedstawiać nie trzeba. Jego legenda zaowocowała jedną z najsłynniejszych serii filmowych wszech czasów, a w roku 2008 światło dzienne ujrzała czwarta już jej odsłona
Postaci Johna Rambo nikomu przedstawiać nie trzeba. Jego legenda zaowocowała jedną z najsłynniejszych serii filmowych wszech czasów, a w roku 2008 światło dzienne ujrzała czwarta już jej odsłona wyreżyserowana przez równie legendarnego, co postaci, jakie odgrywał, Sylwestra Stallone'a. Czego spodziewać się po kolejnej części Rambo, też każdy wie, a na pewno zagorzały fan tego słynnego siewcy pożogi. Czy zatem, mając w pamięci poprzednie części, a zwłaszcza rozpoczynającą i najlepszą część serii "Rambo - Pierwsza krew", warto zapoznać się z ostatnim dziełem Stallone'a? Nie sądzę. Fabuła jest tak prosta i śladowa, że praktycznie nie istnieje. Poczynając od pierwszej części i kończąc na słabszej trzeciej odsłonie Rambo fabuła stanowiła pewną jakość, dzięki której Rambo oglądało się z pewnym zaangażowaniem emocjonalnym, nie czekając tylko i wyłącznie na przepełnioną wybuchami, strzałami i ścielącymi się trupami akcję. "John Rambo" fabularnie kuleje, bowiem nie ma w nim nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby wciągnąć widza w wir wydarzeń. Oczywiście poza samą akcją i rozlewaną krwią. W filmie Stallone'a konflikt w Birmie wykorzystano przedmiotowo i bezproduktywnie. Nasz dzielny komandos mieszkający gdzieś w Tajlandii wyrusza do prowincji Karen w Birmie, by ratować z rąk junty wojskowej chrześcijańskich misjonarzy. Pomagają mu również najemnicy. Scenariusz próbują uzupełnić tendencyjne, oklepane do znudzenia banały wypowiadane z ust zgorzkniałego już Johna i misjonarki, dotyczące poczucia obowiązku, obrony uciskanych, zabijania, itp. W kilku słowach: frazes goni frazes, a krew leje się niemiłosiernie. Postaci są płytkie nawet jak na film akcji, a przecież można stworzyć barwnych bohaterów nawet w filmie o Rambo. Tyle na temat fabuły, właściwie zdradziłem już wszystko. Czas na akcję. Akcja w "Johnie Rambo" sprawia, że film jest do przełknięcia. Dzieje się dużo. Krwi też się dużo leje, a okrucieństwo jest przytłaczające. Nie sposób nie zauważyć, że najwięcej uwagi twórcy poświęcili części efektom specjalnym, które miały za zadanie ukazać, chyba zbyt naturalistycznie, obraz wojny. Głowy, nogi i ręce latają w powietrzu (dosłownie!). Nie przyłożono się za to do efektów pirotechnicznych. Moim oczom ukazały się jakieś dziwnie sztuczne i tandetne eksplozje, ale kto by się tym przejmował w filmie akcji... Sam Sylvester jakoś radzi sobie ze swoim wiekiem, ale mimo wszystko to już nie jest ten sam John Rambo, którego znamy z akcji w Wietnamie ("Rambo II") i Afganistanie "Rambo III". Całość można przejść bez zdegustowania, ale po co? Może dla akcji, która momentami trzyma w napięciu, a skuteczność i pomysły na walkę z wrogiem starego Rambo nadal potrafią wzbudzić podziw. Nie zmienia to jednak mojego przeświadczenia, że to zupełnie niepotrzebna, nieszczególnie dopieszczona technicznie i pusta kontynuacja bez pomysłu na ciekawą historię. Z uroku poprzednich części nie pozostało nic, oprócz słynnego łuku...
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"John Rambo" to już czwarta część o byłym weteranie wojskowym. Tym razem nasz bohater prowadzi spokojne i... czytaj więcej
Pod koniec swej aktorskiej kariery Sylvester Stallone postanowił wskrzesić dwie postaci, które na stałe... czytaj więcej
John Rambo to postać kultowa, nawet jeżeli ktoś by jej nienawidził, to nie może temu zaprzeczyć. Wie o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones