Recenzja filmu

Kapitan Orgazmo (1997)
Trey Parker
Trey Parker
Dian Bachar

Comicus orgasmus

Pornografia to specyficzny i dość egzotyczny gatunek sztuki filmowej (sic!). Filmy fabularne z hardcorowym seksem powstają od przeszło kilkudziesięciu lat. Jedne z fabułą prowadzoną na serio,
Pornografia to specyficzny i dość egzotyczny gatunek sztuki filmowej (sic!). Filmy fabularne z hardcorowym seksem powstają od przeszło kilkudziesięciu lat. Jedne z fabułą prowadzoną na serio, inne z fabułą szczątkową. Wszystko to jednak jest skonstruowane tak, aby wyglądało na poważny biznes. Trey Parker i Matt Stone, którzy poprzez animację zaczęli na nowo edukować amerykańskie społeczeństwo, podając w sposób zabawny wszystkie możliwe tematy w wyzwolonej Ameryce, postanowili tym razem przenieść swoje twórcze postulaty na prawdziwe, aktorskie kino.

Ojcowie "South Parku" pragnęli poprzez film o jakże ciekawym tytule "Orgazmo" przyjrzeć się biznesowi porno od kuchni, który pod koniec lat 90. przeżywał kolejny złoty wiek wraz z pojawieniem się lepszych nośników pamięci (DVD). Nośniki, które podczas seansu spragnionym wielbicielom sprośności pozwalały na jeszcze większe doznania.

Co prawda, "Orgazmo" nie zadebiutował na nośniku DVD, za to jego tytułowy bohater jak najbardziej. Historia zaczyna się jak na duet Parker-Stone dość klasycznie. Mamy parę mormonów, którzy podczas głoszenia Słowa Pańskiego, na chybił-trafił trafiają pod drzwi posiadłości Maxxxa Orbisona (Michael Dean Jacobs). Jeden z naszych bohaterów Joe Young (Trey Parker) zwyczajnie nie rozumie, że Orbison nie ma ochoty go słuchać, więc po rozprawieniu się z kilkoma jego gorylami, pragnie kontynuować Słowo Pańskie. Efekt wydaje się być zadowalający! Ale nie w takim sensie, w jakim chciał Joe. Orbison jest zachwycony posturą i tężyzną młodego mormona, z miejsca proponując mu główną rolę w filmie. Początkowo Joe jest zachwycony. To pomogłoby mu podreperować nadszarpnięty budżet i pozwolić na poślubienie swojej ukochanej Lisy (Robyn Lynne Raab). Szybko zmienia jednak zdanie, gdy uzmysławia sobie, że jest to film pornograficzny. Jednak wysoka gaża, tak go kusi, że postanawia zgrzeszyć ten jeden raz. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że właśnie wdepnął do porno-światka. Paranormalnej rzeczywistości, która pochłania swoich mieszkańców...

W założeniu "Orgazmo" jest typową, klasyczną komedią. Ani świńską, ani wtórną. W efekcie otrzymujemy produkcję aktorską spod szyldu Parker-Stone oraz wszystko to, co lubimy w "South Parku", ale nie na zasadzie wulgarnych powiedzonek (wierni fani zrozumieją, co mam na myśli). Film jest chwilami kontrowersyjny, ale nie do przesady. Momentami delikatnie ironiczny, a jeszcze dalej zabójczo śmieszny.

Jest to opowieść o tym jak powstaje porno-parodia od kuchni. Wynalazek filmów porno bazujących na głośnych produkcjach kinowych i telewizyjnych nie jest nowy. To obecnie najbardziej powszechny gatunek (sic!) porno za Oceanem. Główny bohater kiczowatego przedstawienia z rozbierankami w roli głównej jest parodią superbohatera. Nie bez powodu nazywa się Orgazmo jak i nie przez przypadek do broni z super-łotrami używa orgazmoratora - maszyny niwelującej łomot pięścią sprawiedliwości. Wszystko choć wygląda na pokręcony biznes, jest tu fabularnie spójne i przemyślanie. A żeby było ciekawiej dodajmy do tego, że nazwisko Maxxx Orbison też nie jest dodane od tak. Jeśli znamy dobrze amerykańską popkulturę i filmowy światek powinniśmy wiedzieć, co oznacza potrójna literka "x".

Choć "Orgazmo" grzebie (penetruje?) porno światek, nie jest ani trochę nudny, bowiem nawet temat seksu może być tematem wyeksploatowanym. Na szczęście dynamiczny (dlaczego w tej recenzji niektóre wyrazy brzmią dwuznacznie?) charakter filmu nie pozwala nudzić się ani na chwilę, a duet Parker-Stone znalazł na swojego widza złoty środek. Co się dziwić. Mają faceci doświadczenie.

Na zakończenie jeszcze kilka ciekawostek. Film choć nawet w tytule nawiązuje do seksu, nie jest nawet w minimalnym stopniu filmem pornograficznym. Różne symbole, takie jak gościnne występy prawdziwych gwiazd porno czy sprośne żarty seksualne między wierszami jednakowoż dają nam takowe złudzenie. Na ekranie zobaczymy min. wiekowego Rona Jeremy'ego czy Chasey Lain. Ale to zaledwie dwa spośród dużej ilości nazwisk pałających się biznesem spod literki "x", która pojawia się w filmie. I jeszcze jedna ciekawostka dla uważnych. Film obrósł wśród niektórych mianem kultu ze względu na pewną sztuczkę. Mowa tu o pozycji seksualnej, fizycznie niemożliwej do wykonania. Jakiej? Domyślcie się.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones