Recenzja filmu

Klopsiki i inne zjawiska pogodowe (2009)
Elżbieta Kopocińska
Christopher Miller
Bill Hader
Anna Faris

Gastrofaza

Podczas gdy dla konkurencji szczyt intelektualnej rozkoszy stanowi odbicie w krzywym zwierciadle cytatu z klasyki parodiowanego gatunku, kucharze z Sony ugotowali w trzech wymiarach odświeżającą
Pamiętacie skecz Monty Pythona, w którym do restauracji przychodzi monstrualny grubas? Po spożyciu kolacji, którą można by wykarmić pluton komandosów, klient zamawia miętowego wafelka. Zjedzenie go kończy się eksplozją brzucha żarłoka. Kinowym wafelkiem przeczyszczającym mózg widza po obejrzeniu tuzina napędzanych intertekstualnym paliwem wtórnych animacji będzie seans "Klopsików i innych zjawisk pogodowych". Podczas gdy dla konkurencji szczyt intelektualnej rozkoszy stanowi odbicie w krzywym zwierciadle cytatu z klasyki parodiowanego gatunku, kucharze z Sony ugotowali w trzech wymiarach odświeżającą i pożywną kolację dla całej rodziny. Pod względem wizualnym "Klopsiki" to najdziksza fantazja kulinarna od czasów "Charliego i Fabryki Czekolady" Tima Burtona. Głównego bohatera, sympatycznego, choć nieco szalonego naukowca Flinta, od dzieciństwa napędza myśl o stworzeniu wynalazku, który pomógłby ludzkości. Po latach nieudanych prób chłopakowi udaje się w końcu wysłać w troposferę urządzenie przekształcające wodę z chmur w jedzenie. Pomysł fabularny wyjęty chyba z marzeń sennych mieszkańców Trzeciego Świata okazuje się niezwykle nośny - dostarcza twórcom składników do upichcenia kolejnych smakowitych sekwencji, w których mogą zabawić się technologią 3D. Podczas gdy z nieba spadają hamburgery, steki i lody, w tle na wolnym ogniu  dusi się wątek miłosny między dwójką wybitnych talentów, których osobowości otoczenie chce przyciąć do standardowych rozmiarów. Autorzy "Klopsików" nie zadowalają się, na szczęście, bezproduktywnym drylowaniem wyjściowego konceptu i w odpowiednim momencie przestawiają garnek na większy palnik. Opowieść skręca na tory katastroficznego science-fiction, ale i tutaj z oklepanych przepisów udaje się skonstruować nową jakość. Na przykład statek kosmiczny ze zbuntowanym komputerem zostaje zastąpiony przez zepsutą sondę oblepioną masą zmutowanej żywności, zamieszkaną m.in. przez kurczaki-ludojady. Widz może to sobie dowolnie interpretować: albo jako ostrzeżenie przed zmodyfikowanym genetycznie jedzeniem, albo zachętę do porzucenia śmieciowego żarcia na rzecz warzyw. Ważne, że całość jest niegłupia, a w dodatku całkiem zabawna. Film traci gwiazdki jedynie za ociężały wątek rodzinny, który wysmażono chyba na oleju znalezionym w pojemnikach na śmieci przy smażalni ryb. W tym zestawie obiadowym najlepiej smakuje scena, w której ojciec bohatera - prosty sprzedawca sardynek z brwiami a la wkurzony Breżniew - zostaje zmuszony do pierwszej w życiu obsługi komputera. Indagowany telefonicznie przez syna próbuje wysłać maila z załącznikiem. Każdy, kto choć raz próbował nauczyć rodzica korzystania z klawiatury i myszki, zrozumie desperację Flinta walczącego akurat o ocalenie Ziemi przed zagładą.  
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Deszcz cheeseburgerów, pałac z pomarańczowej galaretki, góry lodów pistacjowych na podwórzu i steki... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones