Recenzja filmu

Kobieta w klatce (2013)
Mikkel Nørgaard
Nikolaj Lie Kaas
Fares Fares

Zniewolona

Kino skandynawskie dumnie wkroczyło od jakiegoś czasu na polski grunt filmowy, przyciągając ciężkim klimatem, odpychającym realizmem i podejmowaniem niewygodnych tematów. Specyficzne połączenie
Kino skandynawskie dumnie wkroczyło od jakiegoś czasu na polski grunt filmowy, przyciągając ciężkim klimatem, odpychającym realizmem i podejmowaniem niewygodnych tematów. Specyficzne połączenie mroźnych/bezdusznych terenów wraz z brudami ludzkiej natury sprawiło, iż pozycje typu "Wyspa skazańców" czy szeroko rozpoznawana seria "Millenium" stały się hitami w naszych wypożyczalniach. Lekkie eksperymenty z formą w postaci głośnego tytułu "Łowcy głów" (nieco dziwaczne połączenie pastiszu z kryminalną z lekko zakręconą historią) czy wyjątkowo brutalnej "Valhalli..." udanie wzniecały i tak już rozbudzone zainteresowanie produkcjami skandynawskimi. Ostatnio zaś furorę robią ekranizacje typowych kryminałów od bestsellerowych autorów, choćby w postaci "Hipnotyzera". By jednak nie szukać daleko, do polskich kin uderza kolejny obraz czerpiący z gatunku detektywistycznych thrillerów zatytułowany "Kobieta w klatce". Jak się okazuję, również i tym razem nie obejdzie się bez szokujących scen i uderzających w poczucie estetyki widza zabiegów...

Carl Mørck (Nikolaj Lie Kaas) po nieudanej akcji i długiej rekonwalescencji postanawia powrócić do czynnej służby. Niestety, w wydziale zabójstw nie ma już miejsca dla detektywa z wybitnie ciężkim usposobieniem. Jedynym rozwiązaniem dla Mørcka staje się zatem przyjęcie posady w niszowym Departamencie Q odpowiedzialnym za zamykanie dawnych spraw sprzed lat. Carl podejmuje jednocześnie współpracę z pracującym tam Assadem (Fares Fares), który traktuje swoje zajęcie z dużą dozą rezerwy. Grzebanie w starych dochodzeniach staje się jednak interesujące w momencie, gdy Mørck bierze na celownik domniemane samobójstwo Merete Lynggaard (Sonja Richter). Młoda parlamentarzystka jakoby skoczyła z promu, zostawiając na pastwę losu swego upośledzonego brata, Uffe (Mikkel Boe Følsgaard). Kolejne dowody przeczą jednak pierwotnej tezie, zachęcając detektywa i jego partnera do przeprowadzenia śledztwa na własną rękę. Jeśli bowiem wydział popełnił błąd, kobieta wciąż ma szansę na przeżycie...

Pierwszy kwadrans "Kobiety w klatce" błędnie zwiastuje przeciętną i schematyczną opowieść o nierozwiązanym śledztwie z przeszłości, które umarło śmiercią naturalną. Główny bohater to stereotypowy stary wyga, wypalony w swym zawodzie. Po traumatycznych przeżyciach trafia do segregowania teczek i pisania raportów, bez większych nadziei na otrzymanie ambitniejszych zadań. Na szczęście Carl zostaje szybko zestawiony ze swoim nietypowym partnerem, młodym Assadem. Dzięki różnicy charakterów i lekko humorystycznym wymianom zdań niepozbawionych docinków, reżyserowi skutecznie udało się nieco rozluźnić napiętą i poważną atmosferę znaczącą przeważającą część seansu. 

Mylne i stosunkowo negatywne pierwsze wrażenie równie skutecznie zostaje zwalczone dzięki dwutorowej narracji snutej historii, z zaburzoną chronologią wydarzeń. W ten sposób widz obserwuje mozolne dochodzenie Mørcka przeplatane flashbackami z traumatycznych przeżyć Merette, w wyniku których młoda parlamentarzystka kończy w tytułowej klatce, będącej tak naprawdę... klaustrofobicznie ciasną komorą ciśnieniową. Sceny obejmujące brutalne traktowanie ofiary przez nieznanego oprawcę, poprzez odpychającą brutalność i surowe ujęcia (szaro-zielonkawe barwy, przeszywający mrok) robią niesamowite wrażenie. Tak uderzający cios skutecznie wybudza z letargu spowodowanego powolnym rozwojem śledztwa, wrzucając nieprzyjemne ciarki na plecach. Co więcej, dzięki prymitywnemu zabiegowi a la pierwsza "Piła" (obrazowe i bezpardonowe ukazanie okrucieństwa) film nabiera specyficznego charakteru, tworząc ciekawy amalgamat dwóch nastrojowo odmiennych części.

Pomimo powolnego początku samo śledztwo także rozkręca się wraz z upływem czasu i zdobywaniem kolejnych dowodów rzucających nowe światło na z góry przegraną sprawę. Zaskakuje zwłaszcza samo rozwiązanie intrygi, cofające wydarzenia do zamierzchłej przeszłości. Zdecydowanie motywy targające sprawcą nie są przewidywalne, choć może nieco zbyt banalne i naiwne. Niemniej sama realizacja wydarzeń odciskających mroczne piętno na bezuczuciowym psychopacie ukazana została w dosadny i nieszablonowy sposób (zwolnione tempo, podniosła muzyka, ukazanie tragedii i bezradności), w dodatku postać oprawcy została dobrze rozbudowana poprzez przybliżenie patologicznego dzieciństwa szaleńca. W ten sposób rośnie wiarygodność antagonisty, zaś jego czyny wydają się być odpowiednio uzasadnione.

Jedyne zastrzeżenie można mieć do samego zakończenia, które miało potencjał, by zaskakiwać na miarę kultowego "Siedem". SPOILERNiestety, w momencie gdy można było nieco pokombinować z chronologią zdarzeń, sugerując, iż Merette wciąż ma szansę na ocalenie, gdy de facto byłaby już dawno martwa (w momencie zbliżania się Carla do komory, ujęcia mogłyby być przeplatane scenami z duszącą się kobietą, by w finale Mørck zastał jedynie rozkładające się ciało), twórcy nie odważyli się na taki krok, idąc w ślady papierowego oryginału. Szkoda.SPOILER.

Pomimo moich obaw podszytych lekkim zmęczeniem kinem północnych sąsiadów "Kobieta w klatce" pozytywnie zaskakuje, choćby w dość szokujący i bezpośredni sposób. Film co prawda potrzebuje trochę czasu, by się rozkręcić i przejść na wyższe obroty, jednak gdy śledztwo coraz szybciej zbliża się do niecierpliwie wyczekiwanego punktu kulminacyjnego, widz siedzi na fotelu jak na szpilkach. W dodatku wspomniane już mocne sceny nie służą jedynie taniemu epatowaniu przemocą, lecz skutecznie ukazują okrucieństwo i beznadzieję sytuacji młodej kobiety. Dla fanów kina skandynawskiego opartego na dociekaniu rozwiązania tajemnicy wymieszanego z konwencją na modłę "Piły", "Kobieta w klatce" stanowić będzie porządny kryminał. W żadnym razie wybitny, jednak w moim osobistym odczuciu bardziej zajmujący niźli przereklamowana "Dziewczyna z tatuażem". Co kto woli.

W telegraficznym skrócie: kolejny norweski kryminał oparty na książkowym odpowiedniku; powolna narracja ustępuje pola mocnym scenom i zaskakującemu rozwiązaniu sprawy; dobre aktorstwo i okazjonalne rozładowanie napięcia podnoszą walory produkcji; dla fanów kina skandynawskiego z całą pewnością, dla reszty propozycja do rozważenia.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Fani kryminałów wiedzą, że najlepsze historie w tym gatunku powstają w Skandynawii. Sądząc po dorobku... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones