Recenzja filmu

Krisha (2015)
Trey Edward Shults
Krisha Fairchild

Przerwane objęcia

Powolne odkrywanie rodzinnych tajemnic i samo poznawanie motywacji głównej bohaterki, wyczytywanie emocji z jej twarzy, wywołującego ciarki na plecach pustego spojrzenia, czy reakcji na
Kino wielokrotnie dowodziło teorii, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Udowadniało jak bardzo trzeba się natrudzić, aby zwykłe rodzinne spotkanie przy jednym stole nie zakończyło się katastrofą. W filmach takich jak "Sierpień w hrabstwie Osage", "Festen" czy "Sieranevada" pozory rodzinnej jedności w bardzo łatwy sposób ulegają rozpadowi z powodu głęboko skrywanych tajemnic z przeszłości, przemilczanych wyrzutów, długotrwale ukrywanych wzajemnych urazów czy po prostu różnic światopoglądowych. Z tą tematyką próbował również zmierzyć się Trey Edward Shults w "Krishy".

Tytułowa bohaterka, niczym Louis z "To tylko koniec świataDolana, wraca niespodziewanie po latach, aby spotkać się z rodziną. Od samego początku widać, że z jej stanem psychicznym nie jest najlepiej. Znerwicowana, zażywająca po kryjomu leki, walcząca o zachowanie pozorów, skrzętnie ukrywa swoje słabości przed rodziną. Co zatem skłoniło bohaterkę do powrotu? Co działo się z nią przez te wszystkie lata? Dlaczego w ogóle zniknęła?

Zanim poznamy odpowiedzi na te pytania będziemy towarzyszyć bohaterce w jej pozornie nieistotnych dialogach z członkami rodziny, sztucznych uśmiechach oraz kontrastującym z nimi zachowaniem w samotności. Powolne odkrywanie rodzinnych tajemnic i samo poznawanie motywacji głównej bohaterki, wyczytywanie emocji z jej twarzy, wywołującego ciarki na plecach pustego spojrzenia, czy reakcji na obojętność najbliższych członków rodziny, będzie dla widza nie lada wyzwaniem. Dzięki perfekcyjnie zagranej przez (sic!) Krishę Fairchild roli, nie potrzeba żadnych słów, aby widz zrozumiał zagubienie bohaterki i mógł utożsamić się z jej wewnętrznym cierpieniem. Ukazane przez aktorkę poczucie wyobcowania, desperackie próby poszukiwania zrozumienia u syna, wewnętrzne wypalenie wzorem tytułowej bohaterki miniserialu Lisy Cholodenko pt. "Olive Kitteridge", są tu niesłychanie autentyczne.

Emocjonalny charakter filmu Shultsa dodatkowo intensyfikuje praca kamery. Operator właściwie nie odstępuje bohaterki na krok. Sposób jej filmowania przypomina ukazanie Jacqueline Kennedy w filmie Pabla Larraína. W obydwu dziełach niemal nieustannie obcujemy z bohaterką, patrzymy z jej perspektywy, niejako jej oczami. Kręcenie pod nienaturalnym kontem (przypominające filmy Terrence'a Malicka), błądzenie z kamerą wśród poszczególnych członków rodziny, dodatkowo intensyfikowane zagłuszającą słowa, niepokojącą muzyką, uwypukla chaos odczuwany przez bohaterkę. Zabieg ten ma na celu jeszcze większą subiektywizację świata przedstawionego w filmie. Widz niejako ma poczucie przenikania się paranoicznego lęku Krishy do świata zewnętrznego (zabieg wielokrotnie wykorzystywany w filmach Davida Lyncha lub choćby w "Kobiecie bez głowy" z 2008 r.).

Wszystkie zabiegi techniczne w połączeniu z intrygującą fabułą i genialną grą aktorską głównej bohaterki, tworzą dzieło świadome i kompletne. Seans "Krishy" nie należy jednak do łatwych i przyjemnych. To niezwykle intensywny i sugestywny obraz o próbie naprawienia relacji, w którym krzyki i wzajemne pretensje nikną gdzieś w znacznie głośniejszej i bardziej bolesnej ciszy.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones