Recenzja filmu

Labirynt (1986)
Jim Henson
Jennifer Connelly
David Bowie

Kusiciele Henson i Bowie

Już dawno nie miałem z recenzją takiego problemu: jak zacząć? Czy od zapewnienia, że jestem dorosłym, stuprocentowym heteroseksualistą, a nakręconą ćwierć wieku temu bajkę dla dzieci, do tego z
Już dawno nie miałem z recenzją takiego problemu: jak zacząć? Czy od zapewnienia, że jestem dorosłym, stuprocentowym heteroseksualistą, a nakręconą ćwierć wieku temu bajkę dla dzieci, do tego z Davidem Bowie, obejrzałem ponieważ... No właśnie, dlaczego? Co mnie podkusiło? No trudno, stało się, obejrzałem "Labirynt", a napisanie recenzji jest następnym rozsądnym krokiem - przy okazji pozwoli mi na wyjaśnienie, za co ten film znienawidziłem.

Najpierw słów kilka o tym, czym jest "Labirynt". Po pierwsze: to bajka, zatem ma liniową fabułę, morał i happy end. Po drugie: to dzieło Jima Hensona, więc należy się spodziewać, nawet jeśli nie muppetów, to przynajmniej mnóstwa lalek. Po trzecie: w roli złego oberbossa występuje David Bowie, czyli muzyka, tańce i śpiewy są nieuniknione.

Teraz fabuła. Nieco egocentryczna dziewczynka ma słodko dość swojego braciszka-niemowlaka. Wypowiada magiczną formułę, wskutek czego król goblinów zabiera bachora. Dziewczynka szybko się orientuje, że to, co brała za bajkę, może być bardzo rzeczywiste i równie szybko zmienia swój stosunek do brata - teraz za wszelką cenę pragnie go odzyskać. Ponieważ Jareth, czyli król goblinów, to w gruncie rzeczy równy gość, dziewczynka dostaje szansę - musi przejść przez tytułowy labirynt, dostać się do zamku Jaretha, a ma na to mnóstwo czasu, bo aż trzynaście godzin. Po tym terminie bachor na stałe zmieni się w goblina i zostanie w królestwie Jaretha. Podczas pokonywania labiryntu bohaterka spotka nowych przyjaciół, rozwiąże kilka zagadek, nauczy się, że wbrew oczywistym poszlakom, cały świat nie kręci się tylko wokół jej osoby, i tak dalej i tym podobne.

Film ma zadziwiająco wiele słabych punktów. Pierwsza rozmowa w między bohaterką a Davidem Bowie w krainie goblinów wypadła tak fatalnie (zarówno jeśli chodzi o tekst, jak i grę aktorów), że o mało nie zgasiłem wtedy odtwarzacza. Taneczno-muzyczna sekwencja z czerwonymi potworkami na bagnach wygląda koszmarnie, trzy nałożone na siebie projekcje wewnętrzne nie mogą wyglądać dobrze i tyle. Z jakiejś przyczyny uznano, że skoro przez jakiś czas akcja ma miejsce na śmierdzących mokradłach, to należy uszy widza bombardować odgłosami cierpiącego na iście homeryckie wzdęcie hipopotama. Sama historyjka jest taka sobie, nic specjalnie zaskakującego.

Jednak... No cóż, jest przecież jakiś powód, dla którego wytrwałem do końca. Przede wszystkim, pan Bowie. Po prostu spodobał mi się Jareth w jego wykonaniu (mimo niepokojąco obcisłych spodni, które, jak dla mnie, zbyt dużo eksponowały). Nie był tak do końca czarnym charakterem, nie był zły, a przynajmniej nie z własnego wyboru. Potrafił być zabawny, do tego dość często miałem wrażenie, że Jareth jest po stronie bohaterki - no, szczerze mówiąc, raczej w taki sposób, jak życzliwy, ale nieprzekupny egzaminator na prawo jazdy, niż dajmy na to, jak wychowawczyni Harry'ego Pottera. Poza tym lalki, marionetki i pacynki Jima Hensona - zawsze miałem do nich słabość. Podoba mi się to, że bez komputerowego wspomagania, uczciwym rzemiosłem, dało się osiągnąć naprawdę udany efekt. Do tego projekty postaci - groteskowe, ale nie odpychające maszkary. Pod koniec filmu z narastającym zdumieniem odkryłem, że zalety przeważają nad wadami i - o, zgrozo - "Labirynt" w sumie mi się podobał, mimo, że zupełnie nie pasowałem do zamierzonej przez twórców publiczności.

Dopiero dwa dni później, podczas pisania recenzji, "Labirynt" dał mi powód do nienawiści. Już tłumaczę: ten film wyrządził mi swego rodzaju krzywdę. Mianowicie, bez przerwy "chodzi" za mną jedna z melodii z filmu. I nie mogę jej wyrzucić z głowy. Nic mi nie pomaga - puszczany na pełny regulator klasyczny rock, heavy metal, blues, nawet Beethoven... Bezskutecznie walczę. Od dwóch dni nucę jeden z najbardziej obciachowych utworów, jakie usłyszałem w ostatnich latach. Nawet teraz, pisząc te słowa, nie mogę się opędzić od piosenki o magicznym tańcu... Co mnie podkusiło, żeby obejrzeć "Labirynt"? No co, na bogów?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
„Czy on mi powie, że te drzwi prowadzą do zamku?” - takie sprytne pytanie zadaje Sarah (w tej roli... czytaj więcej
15-letnia Sarah (Jennifer Connelly) musi zaopiekować się swoim małym braciszkiem Tobym (Toby Froud) pod... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones