Recenzja wyd. DVD filmu

Le porte del silenzio (1991)
Lucio Fulci
John Savage
Sandi Schultz

1960 Cadillac Hearse

Driving down a desolate highway Headlights burning red like a demons eyes There's a shadow in your rear view mirror You'll never get off this road alive Nagraną w 1986 piosenkę grupy Radio
Driving down a desolate highway
Headlights burning red like a demons eyes
There's a shadow in your rear view mirror
You'll never get off this road alive

Nagraną w 1986 piosenkę grupy Radio Werewolf z młodszym o 5 lat, ostatnim filmem Lucia Fulciego łączy więcej, niż tytułowy pojazd, będący bohaterem obu utworów. Oba dzieła odeszły dziś w zapomnienie, oba – odkopane z trudem z odmętów ibeja/jutuba dają o sobie znać, jako ponure, acz ciekawe relikty epoki, co do której jedno jest pewne – to, że nigdy do nas nie wróci.

Wilkołaki zostawiam tam, gdzie ich miejsce, czyli w eterze, a w to miejsce postaram się przybliżyć nieco wspomniany film.

Fabuła snuje się wokół jednego wątku. Jest nim podróż do domu, w którą z Nowego Orleanu wyrusza Melvin Devereux (John Savage). Ta zaczyna się na cmentarzu, obok maszerującego pogrzebowego konduktu, przy dźwiękach jazzu, granego przez akompaniującą ceremonii orkiestrę. W związku z tym, że fabuła celebruje szczegóły owej podróży – zdradzanie ich tutaj nie ma wielkiego sensu. Napiszę tylko, że na drodze Melvina pojawi się min. tajemnicza kobieta, bardziej bezpośrednia autostopowiczka oraz wspomniany karawan, który stanie się leitmotivem całej przeprawy przez spaloną słońcem Luizjanę.

She's not an inanimate object!
Why can't people see?
50,000 miles of funerals
A charter cruise for eternity

Dwa słowa o nawiązaniach. Uważniejsi widzowie zorientują się, że fabuła filmu nasuwa skojarzenia z telewizyjnymi cyklami opowieści grozy. Związek ten stanie się klarowny, gdy film Fulciego uzupełnimy o seans 16 odcinka pierwszej serii "Strefy Mroku" ("The Hitch-Hiker"). Gdyby do tego worka wrzucić jeszcze "Pojedynek na szosie" Spielberga, nadmienić, że producentem filmu był Joe D’Amato, a pomysł konstrukcyjny zaczerpnięty został z legendarnego opowiadania Ambrose Bierce’a pt. "An Occurrence at Owl Creek Bridge" – dobrze będziemy się orientować, na jakich fundamentach ostatnie opus Fulciego zbudowano.

Miłośnicy twórczości Włocha zdają sobie sprawę z tego, że wymogi konstrukcyjne to jedno, a autorski sznyt – zupełnie co innego. Nie inaczej jest w tym przypadku. Przeciągany w nieskończoność przebieg akcji i powolne tempo, od któregoś momentu zaczynają sprzyjać smakowaniu poszczególnych motywów. Wspaniała jest chociażby scena, w której nasza uwaga zostaje odwrócona od sceny pościgu i skupia się na wyrastających na poboczu słupach wysokiego napięcia, które nagle jawią nam się, jako wyciągnięte, czarne krzyże.

To, co urzeka w "Door Into Silence" to pewien zamysł, i jego pełna melancholii realizacja. Jest w tym filmie coś magnetycznego, jakiś rodzaj przejścia od typowej dla Włocha dosłowności do symbolicznego (przeprawa przez stylizowaną na Styks Missisipi) czy metaforycznego wymiaru. Czym wszakże jest "Door into Silence" jeżeli nie filmem o doświadczonym twórcy, który powoli przechodzi na drugą stronę życia?

Leave this world behind you she said
As she took me by the hand
You belong here with us now
The living don't understand!

Większość filmów Włocha zawierała w sobie wątek przejścia, jakiejś śmiertelnej inicjacji, ale to właśnie w omawianym obrazie, owo przejście (mimo banalnego ujęcia formalnego), zdaje się porażać szczerością i autentycznością. W zetknięciu z tym filmem nie uderza suspens. Uderza świadomość z jaką reżyser rozpoznaje własną śmiertelność.

Warto więc zatrzymać się w biegu i poświęcić temu filmowi półtorej godziny czasu. Po co zresztą się spieszyć?

Na własny pogrzeb zdąży każdy z nas.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones