Recenzja filmu

Mad Max (1979)
George Miller
Mel Gibson
Joanne Samuel

Przerost legendy nad faktami

Wielki film za małe pieniądze, który dorobił się statusu kultowego. Kompletnie nieznani aktor i reżyser, którym obraz otworzył furtkę na szczyt. Wyznacznik stylistyki, która zarządzała całym
Wielki film za małe pieniądze, który dorobił się statusu kultowego. Kompletnie nieznani aktor i reżyser, którym obraz otworzył furtkę na szczyt. Wyznacznik stylistyki, która zarządzała całym kinem akcji w latach 80. Ale "Mad Max" to dzieło tragiczne, bo przegrywające z próbą czasu. Oglądając film George'a Millera obcuje się z cudaczną punkową tandetą, w której irytuje minimalistyczna, kiczowata muzyka, typowa dla produkcji niezależnych amatorszczyzna techniczna i brak aktorskiego warsztatu ówczesnych naturszczyków – Mel Gibson, odtwórca tytułowej roli) był wtedy tylko facetem, który na casting przyszedł poobijany po bójce w barze. Co ciekawe, większość z tych, którzy teraz chcieliby rzucać mięchem w niżej podpisanego, prawdopodobnie się ze mną zgodzą. To wszystko w "Mad Maksie" jest, ale poza tym "mamy jeszcze niesamowitą atmosferę postapokaliptycznego świata, jakiej jeszcze na ekranach nie było”.

Problem w tym, że film cech takiego science-fiction... nie posiada. Ani prologu o minionej, wyniszczającej wojnie, ani namacalnych dowodów na to w samym obrazie. Jest jedynie zanarchizowane społeczeństwo, które można ewentualnie traktować jako przesłankę wcześniejszego nuklearnego holokaustu. Ale przecież, równie dobrze mogły to być przemiany polityczno-społeczno-gospodarcze, które zawiodły państwo na skraj upadku. Miller pozostawia tę kwestię niedopowiedzianą, żeby zdradzić ją w kontynuacji z 1981 roku - "Wojowniku szos". Dopiero tam mamy jasno wyjaśnione co stało się ze światem, i kto wie czy właśnie nie pod wpływem sequela powstał mit postapokaliptycznego "Mad Maxa".

Główny bohater to Max Rockatansky, mężczyzna dzielący swoje życie pomiędzy kochającą żoną i synkiem, a szosą, na której pełni obowiązki policjanta, zwanego wiele znaczącą ksywką, "Przechwytywaczem", W domu jest czułym romantykiem i opiekuńczym ojcem, poza nim, zmienia się w bezlitosnego, brutalnego gliniarza, którego jedynym celem jest egzekwowanie prawa, często samemu je łamiąc. W tym świecie jednak nie ma to większego znaczenia, sam przełożony Maxa wyraźnie mówi: "Nie obchodzi mnie co robicie na autostradzie, byle był porządek w raportach". I tak jest: bohater i jego kumple po fachu, w tym najlepszy przyjaciel, Jim Goose (Steve Bisley), patrolują ulice oddając się bezgranicznie wyniszczającemu zawodowi. Nawet często nie zauważają, że robota robi z nich ludzi, z jakimi walczą, a jedyne co ich od nich różni, to odznaka i strona barykady.

Nic dziwnego, że Max od dłuższego czasu nosi się z rezygnacją. Przeszkadza mu w tym jednak przełożony, Fifi Macaffee (Roger Ward), któremu marzy się wykreować policjanta na herosa, niepokonanego rycerza stawiającego czoła wszelkiemu bandyctwu jakie stanie mu na drodze w zaprowadzaniu porządku. Rockatansky kilkukrotnie wraca do służby, mimo złożonej rezygnacji. Sytuacja się zmienia po wypadku do jakiego dochodzi pod koniec jednego z pościgów. Oglądamy go już na początku filmu, gdy reżyser w bardzo przemyślany sposób prezentuje Maxa, dzieląc ponad dziesięciominutową sekwencję na dwie części. W pierwszej oglądamy obrazki potwierdzające anarchię na szosach, trupia czaszka na znaku drogowym, komisariat Main Force Patrol (policja) wyglądający jak fort, mury zasmarowane obskurnymi graffiti oraz sam pościg za członkiem terroryzującego okolicę gangu motocyklowego. Druga natomiast należy już tylko do Maxa. Miller zaczyna od krótkich ujęć nóg, dłoni, rąk, tyłu głowy itd. Kontrapunktuje spokojnymi ujęciami bohatera szybki i pocięty montaż pościgu. Charakteryzuje w ten sposób Przechwytywacza jako wyrafinowanego, zimnego i opanowanego policjanta, któremu niestraszny największy psychopata za kółkiem. Gdy ścigany ginie, jest jasne że gang nie pozostawi tego w ten sposób, a dla głównego bohatera, jest to ostatni gwizdek by się wycofać. Zatrzymać proces przemiany w przestępcę z legalną spluwą. Jako jedyny w tym świecie zachowuje rozsądek. Co jest do przewidzenia.

Przewidywalna jest zresztą cała fabuła "Mad Maxa" ze śmiercią rodziny i niezbędną vendettą wieńczącą obraz na czele. Historia jest prosta, bo reżyser buduje ją na oczywistych szablonach. Nie jest to jednak pretensjonalny zabieg, a pójście z duchem nurtu. Zrozumiałe. Mniej zrozumiałe wydaje się być zafascynowanie jakim cieszy się "Mad Max" wśród swoich fanów. Męskość tego filmu jest tu akcentowana nachalniej niż w klasykach kina zemsty - "Życzeniu śmierci" chociażby. Od tytułu przez wyżej opisaną sekwencję prezentacji bohatera, po zdominowanie ekranu przez przedstawicieli płci brzydszej. Kobiety reżyser zepchnął na sam margines, albo unikając ich obecności, albo podkreślając znaczenie mężczyzny w świecie wyzbytym zasad cywilizacji. Dominację testosteronu podkreśla nawet wizerunek bandytów. Poza naturalnym szaleństwem i brakiem poszanowania dla istot żywych, reżyser rysuje ich jako homoseksualnych dewiantów, których dodatkowo podnieca widok krwi i bestialstwa. Rajcują się nawet jak sami cierpią.

Szarawą powierzchnię przeciętności "Mad Maxa" przerywa jedynie intrygujący obraz Australii, nie jednak w kontekście zagadkowej przeszłości, a jako kwintesencja australijskiego outbacku. Długie, proste szosy pośrodku pustkowia, słońce wypalające resztę zieleni i bezkres niezbadanego buszu. Imponuje także zręczność Millera w cytowaniu amerykańskiej popkultury z tradycjami kina drogi na czele. Pamiętając jeszcze, że był to jego debiutancki film i nie oczekując po warstwie technicznej cudów, a fabularnej zwrotów akcji i elementu zaskoczenia, "Mad Max", może się spodobać. A co do kultowości, cóż – z definicji nie świadczy ona o dziele wybitnym, a jedynie reakcji widzów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Australia posiada jedną z najmłodszych kinematografii na świecie. Boom na tamtejsze produkcje przypadł na... czytaj więcej
Kino samochodowe w latach 70. przeżywało chyba swój najlepszy okres gatunkowy. W dobie dzisiejszych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones