Recenzja filmu

Mary i Max (2009)
Adam Elliot
Toni Collette
Philip Seymour Hoffman

Jestem inny i bywa to więcej niż znośne

Dziewczynka o imieniu Mary przez przypadek znajduje w książce telefonicznej adres do Maxa Horovitza - grubego nowojorskiego czterdziestokilkuletniego mężczyzny, nieuleczalnie chorego na zespół
Dziewczynka o imieniu Mary przez przypadek znajduje w książce telefonicznej adres do Maxa Horovitza - grubego nowojorskiego czterdziestokilkuletniego mężczyzny, nieuleczalnie chorego na zespół Aspergera. Wysyła do niego list. Między mieszkanką Australii a nowojorczykiem zaczyna nawiązywać się przyjaźń...

"Mary i Max" to świetna animacja  dla starszych widzów ze względu na treści czasami ostrzejsze i rażące bezwzględnością tego świata. Ten film piętnuje nasze ułomności w szczery, choć nieco przerysowany sposób: samotność, odczucie bezsensu, żarłoczność, wstyd... Na pierwszy plan wysuwa ludzi z "marginesu": dziewczynka z patologicznej rodziny, w której matka leczy się herbatką, co się zowie "Sherry", a tata to miłośnik wypychania ptaków niekoniecznie zainteresowany losem dziecka "wyciągniętego z dna kufla pełnego piwa". Następny człowiek (też przeciętny Kowalski nie chciałby się zamienić z nim miejscem) to gruby Max chory na zespół Aspergera, który odpowiedzialny jest za to, że "struktury społeczne jedynie w nobletach są nieskomplikowane" i nasz nowojorczyk ma również problemy z rozpoznawaniem uczuć innych ludzi. Oboje mają słabość do jedzenia - Mary do skondensowanego słodkiego mleka, a Max do czekoladoburgerów (bo jak tu w świecie tak kłującym znaleźć większą przyjemność ponad smak czekolady i endorfin dzięki niej wydzielanych?. Zarysowuje się tutaj już taki mały psychiatryk, a jeszcze dodam, że sąsiad Mary choruje na agarofobię. 

Życie bohaterów zdaje się miażdżąco przygnębiające, smutne, czasami wręcz odrażające i ohydne... Ale nie jest aż tak straszne, jakim go malują. Tej antybajce zostaje sporo z bajki- nie należy na siłę zmieniać ludzi tych, którzy z perspektywy przeciętnego człowieka, spełnionego rodzinnie i zawodowo objawiają się jako outisiderzy czy wariaci; tak już jest i chyba powinniśmy dziękować (nie powiem wprost Stwórcy, niech każdy tu podstawi kogoś lub coś co uważa dla siebie za stosowne;) za tę różnorodność. Szczęśliwym można być na wiele sposobów, często irracjonalnych dla innych ludzi - taki morał, myślę, że płynie z tej animacji. To głównie przez samo przesłanie film ma coś w sobie z bajki. Życie naszych bohaterów, chociaż dla wielu co najmniej dziwaczne, łączy w sobie rozterki dręczące niemal każdego z nas: wiara i niewiara w Boga, przy czym twórcy żartobliwie odnoszą się do tych ateistów, którzy "w Wielką Sobotę idą święcić koszyczki" (Max mimo tego że jest niewierzący, cały czas nosi jarmułkę).

Osobiście bardzo lubię animacje plastelinowe, więc wybór twórców co do strony plastycznej bardzo mi się podobał. Podsumowując "Mary i Max" jest zrobiony z humorem, jajcem, groteską (chociaż czy tak bardzo odbiegającej od rzeczywistości?) przez co tak bezpośrednio trafia do widza. Daje niezłego kopniaka do myślenia, bo przesłanie tego filmu z pozoru jest irracjonalne. Nie powiem, że dałabym filmowi zaraz dziesiątkę, bo nie wszystkie historie w filmie kleją się tak dobrze jak plastelina, ale i tak mój odbiór jest jak najbardziej pozytywny.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W dzisiejszych czasach filmowe animacje to przede wszystkim proste, zabawne historie z morałem, czasem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones