Recenzja filmu

Menashe (2017)
Joshua Z. Weinstein
Menashe Lustig

Menashe się buntuje

Menashe jest dość nieporadnym facetem przy tuszy. Zawsze w pośpiechu, zawsze lekko zagubiony… Pracuje w sklepie i próbuje ułożyć sobie życie po śmierci żony. Biega z jednej randki na drugą, ale
Menashe jest dość nieporadnym facetem przy tuszy. Zawsze w pośpiechu, zawsze lekko zagubiony… Pracuje w sklepie i próbuje ułożyć sobie życie po śmierci żony. Biega z jednej randki na drugą, ale tak naprawdę to wcale nie ma ochoty ponownie się żenić. Po co więc to wszystko? A po to, żeby jego syn mógł z nim zamieszkać. Menashe żyje bowiem w społeczności, która nieprzychylnie patrzy na samotne ojcostwo.

Bo Menashe jest pobożnym ortodoksyjnym Żydem. Stara się postępować w zgodzie z chasydzkimi zasadami (no może tylko trochę je łamie, bo prawie nigdy nie nosi kapelusza ani płaszcza), wypełniać rytuały, przestrzegać tradycji… Pech w tym, że jego religia nie pozwala samotnemu mężczyźnie wychowywać dzieci.

Nasz bohater próbuje udowodnić wszystkim wokół – a przede wszystkim rabinowi i niesympatycznemu szwagrowi, pod którego opieką przebywa jego syn – że da radę, że właściwie to żona jest zbędna, że sam potrafi poradzić sobie z dzieckiem. Jednak ani okoliczności nie sprzyjają, ani szczęście nie dopisuje. Zrozumienie znikąd nie nadchodzi – no może od kolegów z pracy, sympatycznych Latynosów, którym bohater ma odwagę się zwierzyć ze swoich uczuć.

"Menashe" to fabularny debiut Joshuy Z. Weinsteina, który do tej pory był przede wszystkim operatorem pracującym przy filmach dokumentalnych. Rozumie więc poezję życia codziennego, jak sam mówi. Jest to zresztą bardzo wyczuwalne w filmie. Nie fabuła jest tu najważniejsza, ale bohaterowie i ich dzień po dniu… Żeby poznać ich bliżej, nie można się spieszyć, skakać z wątku na wątek, ze sceny do sceny – a  w tym pomagają naprawdę długie ujęcia, zbliżenia, prowadzenie kamery bez statywu, z ręki. 

Film powstawał około dwóch lat. Jego twórcy musieli zadbać o wiele szczegółów: scenografię, kostiumy, odpowiednie tłumaczenia biblijnych fragmentów itd. Mieli w dodatku ograniczony budżet! Co więcej, społeczność żydowska nie była wcale przychylna filmowcom. I jak jeden rabin pobłogosławił, to drugi rabin całkowicie potępił…. I tak w kółko. Możemy sobie więc tylko wyobrazić, jak trudno było pracować w takich warunkach. I jak trudno było znaleźć obsadę. Aby dodać filmowi autentyczności (myślę, że budżet też miał tu znaczenie), do filmu nie zaangażowano zawodowych aktorów, ale prawdziwych członów żydowskiej społeczności, mówiących w jidysz – co nie było łatwe w tak zamkniętym świecie ze sztywnymi zasadami. Reżyser bardzo długo obserwował Chasydów, próbował ich poznać, zrozumieć, zdobyć ich zaufanie i zbudować z nimi dobre relacje.

Co ciekawe, sam reżyser nie zna jidysz. Przed rozpoczęciem zdjęć rozmawiał z aktorami po angielsku, a kiedy wszystko sobie ustalili, korzystał z pomocy tłumacza, pozwalając odtwórcom ról mówić w ich ojczystym języku. Przyznaje, że z czasem zaczął rozumieć coraz więcej.

Do aktorów bardzo często dostosowywano scenariusz tak, aby czuli się komfortowo. Na przykład mężczyzna, który zagrał rabina, w rzeczywistości jest taksówkarzem, ale kiedyś uczęszczał do szkoły rabinów, więc mniej więcej wiedział, co i jak. A filmowy kierownik sklepu w rzeczywistości jest szefem drukarni.

Odtwórca główniej roli, Menashe Lustig, właściwie zagrał samego siebie, bo historia opowiedziana w filmie w dużej mierze opiera się na historii jego życia – tak jak filmowy bohater jest wdowcem i nie może mieszkać ze swoim synem.

Razem z bohaterem przenosimy się w zamknięty świat nowojorskich Chasydów. Towarzyszymy mu na ulicach chasydzkiej dzielnicy, w pracy w koszernym sklepie, w synagodze, w domu, kiedy wypełnia swoje religijne rytuały...

I jest to niezwykle interesujące doświadczenie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones