Recenzja filmu

Miasto 44 (2014)
Jan Komasa
Józef Pawłowski
Zofia Wichłacz

W te czy wewte?

Jest pełen sprzeczności i pozostawia wiele pytań, ale raczej nie takich, o jakie mogło chodzić jego autorom.
Debiut Jana Komasy wypadł oszałamiająco. "Sala samobójców" była świeżym, emocjonującym, zaskakującym i oryginalnie zrealizowanym filmem. Dlatego też moim zdaniem jest obok "Ediego" najlepszym polskim obrazem XXI wieku. Nie dziwi więc fakt, że na kolejne dzieło tego reżysera czekałem z ciekawością, ale jednocześnie wielkimi oczekiwaniami. Realizacja filmu o tak wrażliwym dla Polaków momencie historii, jakim jest Powstanie Warszawskie, świadczy o niemałej odwadze i brawurze młodego przecież twórcy.

Już na wstępie przyznam, że dawno nie miałem takich problemów z oceną jakiegokolwiek obrazu. Jest on pełen sprzeczności i pozostawia wiele pytań, ale raczej nie takich o jakie mogło chodzić jego autorom.

Pierwszym dylematem jest to o czym właściwie on jest? Czy o Powstaniu (sam reżyser przyznał, że głównym bohaterem jego filmu jest miasto) czy o miłości (wszak tagline krzyczy "miłość w czasach apokalipsy"). Jeśli to pierwsze to dlaczego tego miasta jest tak mało? Czemu na początku pojawiają się plansze informujące o sytuacji w okupowanej Warszawie, a na koniec nie ma żadnego podsumowania, informacji o konsekwencjach powstania? Jeśli natomiast miał to być film o jednostce to czemu główne charaktery są tak słabo zarysowane, (Stefan, który miał być centralną postacią dramatu ma charyzmę kartofla) i nieraz zachowują się w tak infantylny sposób, a sama miłość pojawia się niejako na potrzeby scenariusza? Plusem natomiast jest brak w obsadzie znanych nazwisk (z wyjątkiem Krzysztofa Stelmaszczyka, którego obsadzenie może się wydawać nieco dziwne tym, którzy oglądali "Czas Honoru", ale nie jest to minus). Niestety brak w filmie wybitnych kreacji. Główni bohaterowie grają dość sztywno i ciężko uwierzyć w dramat jaki przeżywają. Najlepiej wypada chyba Zofia Wichłacz jako Biedronka, ale i tej kreacji sporo brakuje do geniuszu.

Drugim problemem filmu jest to, że nie wiadomo, do kogo właściwie jest skierowany. Jeśli został nakręcony z myślą o młodzieży szkolnej, to widzów mogą przerażać krwawe i brutalne sceny, oderwane kończyny czy ocierająca się o tanie efekciarstwo scena deszczu krwi i flaków. Jeśli natomiast większość publiki miał stanowić widz dojrzały to odbiór znacznie psują dubstepowa muzyka, chwilami współczesny język, ujęcia niczym z gier FPS czy niesławne już sceny w slow motion (np. rzucenie w bohatera talerzem <sic> czy pocałunek wśród lecących pocisków). Są to naprawdę żenujące momenty i nawet pomimo tego, że nie ma ich wiele to jednak niesmak pozostaje. Żeby jednak oddać cesarzowi co cesarskie należy podkreślić, że efekty specjalne zrealizowane są na bardzo wysokim poziomie. W kilku scenach co prawda widać, że do poziomu Hollywood jeszcze sporo brakuje (wysadzenie mostu), ale poza tymi drobiazgami od strony technicznej filmowi absolutnie nie można niczego zarzucić. Wybuchów jest sporo, wystrzałów jeszcze więcej i co najważniejsze dynamiczne sceny nie są w żaden sposób przesadzone.

Kolejnym problemem filmu jest jego niekonsekwencja. Nieraz wymuszona scenariuszem, nieraz sztucznie dodająca filmowi dramatyzmu. Przykładem może być Stefan. Na początku w ogóle nie myśli o przyłączeniu się do Powstania, a później nagle zmienia zdanie. Pod wpływem miłości do Ojczyzny czy może raczej do dziewczyny, z którą zamienił raptem kilka słów? Niestety możemy tylko zgadywać. Innym przykładem może być śmierć jednego z bohaterów.

SPOILER!


Pomimo że w filmie co i rusz widać odcięte kończyny, krew i wnętrzności, to po centralnym trafieniu z Pantery postać jest w jednym kawałku, jest przytomna i ma jeszcze czas się patetycznie pożegnać. Inna z kolei chce się poddać, bo nie chce umierać, by chwilę później popełnić samobójstwo...

KONIEC SPOILERA

Ciężko jednoznacznie podsumować ten film. Z jednej strony jest pełen chwytających za gardło scen, wciąga i nie pozwala oderwać się do końca seansu. Plusem też jest brak oceny powstania. Chociaż przydałoby się jakiekolwiek podsumowanie (współczesny widok miasta to nie podsumowanie). Z drugiej jednak sporo jest niepotrzebnych zagrywek takich jak wspomniany wcześniej slow motion, niekonsekwencji czy brak wyrazistych postaci oraz żenujące i kompletnie niewiarygodne zakończenie.

Wielka szkoda, bo mógł to być wielki film, a zdecydowanie nie jest. Potencjał może nie został zmarnowany, ale na pewno nie do końca wykorzystany. Mimo poważnych wad jest o kilka klas lepszy niż ostatnie polskie filmidła historyczne pokroju "Bitwy Warszawskiej". Potwierdza też status reżyserski Jana Komasy i pomimo iż powyższa recenzja ma raczej negatywny wydźwięk, dalej będę czekał na jego kolejne filmy, bo bez dwóch zdań jest najciekawszym polskim twórcą młodego pokolenia.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ostatnimi czasy Polacy mają problem z nakręceniem dobrego filmu wojennego. „Miasto 44” to kolejna próba... czytaj więcej
Temat drugiej wojny światowej wraca do polskiego kina jak bumerang. W zeszłym roku premierę miało... czytaj więcej
Jan Komasa (twórca głośnej "Sali samobójców") przez ostatnie osiem lat starał się o fundusze do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones