Recenzja filmu

Patton (1970)
Franklin J. Schaffner
George C. Scott
Karl Malden

Wojna to ja!!

Generał George Smith Patton junior to jeden ze sławniejszych dowódców podczas II wojny światowej. Był bez wątpienia znakomitym strategiem, ale jego ekscentryczne zachowanie przysporzyło mu tyle
Generał George Smith Patton junior to jeden ze sławniejszych dowódców podczas II wojny światowej. Był bez wątpienia znakomitym strategiem, ale jego ekscentryczne zachowanie przysporzyło mu tyle samo zwolenników, co przeciwników. Nic więc dziwnego, że postacią buńczucznego wojskowego zainteresowało się i kino. I tak oto w roku 1970 powstał film "Patton" z wdzięcznym podtytułem "Story of a rebeller". Obraz ten w pewnej części opiera się na wspomnieniach generała Bradleya. Mimo tego postać Pattona została tu parokrotnie przedstawiona niezgodnie z prawdą.

Jak więc prezentuje się filmowy Patton (George C. Scott)? Otóż generał to, używając staropolskiego określenia, "marsowe dziecię". Jest to człowiek, który kocha wojnę, a wojna kocha jego. Człowiek, który najchętniej szalałby na czele jakiejś hordy, palił, gwałcił, rabował, a z kości pobitych wrogów wybudowałby sobie tron, który kazałby nosić niewolnikom z odciętymi językami. Niestety owe wspaniałe czasy przeminęły, a dzisiaj prowadzi się wojnę w sposób "cywilizowany". Być może taki ciąg Pattona do wojny wynika z faktu, że jest Amerykaninem. A ci, jak wiadomo, toczyli w swojej historii względnie mało wojen. Z drugiej jednak strony, który chłopak nie lubi się bawić w wojnę? Nie ma takiego (pardon, jest - gladiator), a Patton jest tylko ucieleśnieniem chłopięcej żądzy bycia wojownikiem. I widzimy to od pierwszej sceny filmu, od legendarnego przemówienia Pattona na tle amerykańskiej flagi. Wiele osób mogłoby się w tym miejscu spodziewać patetycznej perory, ale nie w tym filmie. Patton, nic sobie nie robiąc z tego państwowego symbolu, mówi ostro i dosadnie o drzemiącym w każdym Amerykaninie żołnierzu. Jak łatwo się domyślić, film służy potwierdzeniu tej tezy. Patton zaczytuje się w podręcznikach wojskowości (także niemieckich), marzy o sławie Cezara czy Aleksandra, a na terenach byłej Kartaginy rozważa naturę wojny.

Film przedstawia typ bohatera w amerykańskim kinie bardzo rzadki. Tak pochlebna opinia Pattona o Amerykanach, przynajmniej w przypadku kina, okazuje się niestety kompletnie nietrafiona. Wydaje się więc, że żeby wiarygodnie przedstawić taką postać, potrzeba było naprawdę wyrazistego aktora. Na całe szczęście George C. Scott charyzmą aż rozsadza ekran. Patton w jego wykonaniu jest absolutnie rewelacyjny, buńczuczny, zarozumiały, odważny aż do przesady - jednym słowem wojownik idealny. Kunszt Scotta staje się tym bardziej oczywisty, gdy zwróci się uwagę na rzadką formę tego filmu. Patton jest właściwie jedynym bohaterem tego filmu. Postaci drugoplanowe są właściwie epizodyczne i stanowią tylko tło dla wewnętrznych rozterek generała. Rozterek podkreślanych jeszcze znakomitą muzyką samego Jerry'ego Goldsmitha, która idealnie potrafi dopasować się do nastroju Pattona.

Co jeszcze ciekawe, Niemcy nie zostali przedstawieni w filmie jako puste maszyny do zabijania. Głównie Rommel, ale również paru innych oficerów, zostało pokazanych jako znakomici wojskowi. W przeciwieństwie do takiego Montgomery'ego, ale jemu chyba w każdym filmie się dostaje. Jak na film wojenny z taką ilością wojskowych, zwraca uwagę mała ilość scen batalistycznych. Jak się powiedziało, strona czysto militarna jest mniej ważna od ukazania osobowości głównego bohatera. Całościowo fani kina typowo wojennego mogą być nieco rozczarowani, ale "Patton" to tytuł, który bez wątpienia warto obejrzeć. Jest to bowiem kapitalne studium osobowości wojskowego w znakomitej oprawie.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones