Recenzja filmu

Pod presją (1996)
Brian Gibson
Demi Moore
Alec Baldwin

Thriller ze środkowej półki

Jak miło jest znów zobaczyć Demi Moore. Tym razem wciela się ona w tytułową rolę (chodzi mi o oryginalny tytuł oczywiście) członka rady przysięgłych, Annie Laird, która to zostaje zamieszana w
Jak miło jest znów zobaczyć Demi Moore. Tym razem wciela się ona w tytułową rolę (chodzi mi o oryginalny tytuł oczywiście) członka rady przysięgłych, Annie Laird, która to zostaje zamieszana w sprawę morderstwa, które miałby popełnić pewien liczący się w środowisku gangster. Przyjaciele ów wspomnianego mafiosa nie chcą zobaczyć go jednak za kratkami, więc jeden z gangu, nauczyciel Alec Baldwin, podejmuje się zadania zastraszenia Annie. Jest jeszcze jedenastu pozostałych członków rady przysięgłych, ale przecież to Annie jest temperamentną artystką oraz samotną matką, która nie takim przeciwnościom losu stawiała już czoła. Nauczyciel doskonale wiedział, kogo wybrać do nękania, by przy okazji dobrze się zabawić. "Pod presją" to naciągany, ale uczciwy thriller w stylu Johna Grishama, który „się ogląda”. Nauczyciel wywabia Annie z sali sądowej w sposób, który, niestety, rozczaruje wielu zaprawionych w boju widzów – wielbicieli dobrze pomyślanego kina. Włamuje się do jej mieszkania, aby zebrać potrzebne informacje i wybiera sobie galerię z dziełami Annie za punkt dowodzenia. "Pod presją" jest oparty na powieści George'a Dawesa Greena, którą to zaadaptował sam Ted Tally cudotwórca od choćby "Milczenia owiec". Tally wie dobrze, jak namalować obraz uwodzicielskiego, obsesyjnego czarnego charakteru i właśnie to robi, dokładnie dobierając barwy, by stworzyć nauczyciela. Reżyserem tego złowieszczego obrazu jest Brian Gibson, który znany jest z tego, że przywiązuje dużo uwagi do tak zwanych smaczków. Nie sprawiają one, że "Pod presją" jest czymś lepszym niż kolejny sądowniczy thriller, ale za to jest jednym z tych dopieszczonych i wypolerowanych.   Wybór Demi Moore był jak najbardziej trafiony – w roli kobiety, jaką mogłaby się okazać każda z nas, sprawdza się jak zwykle świetnie. I nie piszczy jak pensjonarka w mrożących krew w żyłach (zazwyczaj nie tę widza…) sytuacjach. Po tym, jak dokonuje zakupu paru dzieł Annie, aby wkupić się w jej łaski, nauczyciel wyjawia swoje niecne zamiary i z Annie wychodzi Demi, jaką wszyscy znamy i kochamy; twarda, niespanikowana, a jedynie rozważająca „propozycję” gangstera. Propozycja jest jedną z tych nie-do-odrzucenia: ma uznać, że oskarżony jest niewinny, mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że jest inaczej. Na szczęście film oferuje nam parę nieoczekiwanych zwrotów akcji. Alec Baldwin również swoją grzeszną, osobliwą postacią sprawia, że film ten z pewnością nie jest nudny. Co prawda jednak pan Gibson nie jest w stanie (nawet poprzez przeniesienie akcji filmu na chwilę do Gwatemali) ukryć tego, że zakończenie będzie słabe; z drugiej jednak strony, ten sam pan zasługuje na przychylne pokiwanie głową za to, że darował sobie (co wielu z pewnością by uczyniło) przeistoczenie thrillera w sądowniczy dramat. Jedną z zalet filmu jest też mocna drugoplanowa załoga: Anne Heche jako przyjaciółka Annie, James Gandolfini jako jeden z gangsterów, a do tego jeszcze Lindsay CrouseTony Lo Bianco oraz niezła robota, jaką odwalił przy scenografii Joseph Gordon-Levitt. Lekkie kino rozrywkowe na wieczór, gdy nie chce nam się zbytnio wysilać szarych komórek.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones