Na mieliźnie

Obraz opowiada historię Steve'a Zissou (ekscentrycznego oceanografa, uderzająco podobnego do Jacques'a Cousteau), który wraz z załogą statku „Belafonte” (zadziwiająco przypominającego "Calypso")
Obraz opowiada historię Steve'a Zissou (ekscentrycznego oceanografa, uderzająco podobnego do Jacques'a Cousteau), który wraz z załogą statku „Belafonte” (zadziwiająco przypominającego "Calypso") wyrusza na wyprawę w poszukiwaniu nieznanego gatunku rekina, nazwanego przez Zissou "jaguar shark". Do załogi dołącza młody człowiek, twierdzący, że jest bękartem Zissou – owego zainteresowanego tatusiem młodzieńca gra Owen Wilson, zadziwiająco podobny do Owena Wilsona, ale z pewnością nie do Billa Murraya, więc cała ta historia z ojcostwem od początku jest mało wiarygodna. Wkrótce okazuje się, że Zissou z oceanografem nie ma wiele wspólnego, jest raczej kłamcą, oszustem, ichtiologicznym półanalfabetą, do tego megalomanem. Raczej przypomina podstarzałego Petera Venkmana z "Ghostbusters" niż Jacques'a Cousteau. Natomiast jego motywacją w poszukiwaniu rekina jest... chęć zemsty za zjedzonego przyjaciela. W tym momencie zacząłem dostrzegać, że mam do czynienia z komedią. Wrażenie spotęgowała muzyka: motyw przewodni "Team Zissou" zagrany na dziecięcych organkach casio, wraz z akustyczno-portugalskimi aranżacjami przebojów Davida Bowie'ego. Gdy ujrzałem plan, w postaci niskobudżetowego, poprzecznego przekroju przez statek, spodziewałem się, że do końca filmu moje pobudzone śmiechem gruczoły będą radośnie pompować do organizmu olbrzymie ilości endorfiny. Niestety, choć wiele dialogów i scen jest naprawdę komicznych, film nie jest udaną komedią. Fakt, występuje tu wielu niezłych aktorów, a kilku wręcz doskonałych. Fakt drugi, Bill Murray ma olbrzymi talent komiczny. Fakt trzeci, parodia i pokazanie od kuchni tworzenia filmów oceanograficznych jest niezłym i nie wyeksploatowanym pomysłem. Fakt czwarty, w filmie są takie składniki jak atak piratów, konkurencja ubogiego ale sympatycznego "Team Zissou" z bogatym i niesympatycznym oceanografem Hennesseyem oraz zdesperowana reporterka, pisząca materiał o najnowszej wyprawie Zissou. Ingrediencje te gwarantują zakwalifikowanie "Life Aquatic" jako komedii przygodowej. Jednak pojawia się też fakt kolejny, niezbyt wygodny – obraz momentami uderza w zbyt poważne nuty, aby pozostać lekką komedią. Zissou w żałobie po stracie przyjaciela, relacje Zissou – nowo nabyty, dorosły syn, rywalizacja o ciężarną Cate Blanchett... Nie jest to zabawne, stanowi prędzej materiał na film obyczajowy. Mając do wyboru dryfowanie w spokojnej zatoce niskobudżetowej, szalonej, absurdalnej komedii, lub wypłynięcie na burzliwe wody realistycznego dramatu obyczajowego, "Life Aquatic" osiada na mieliźnie oddzielającej oba akweny. Najwyraźniej balast tego kinematograficznego statku nie został odpowiednio wyważony. Widzowie ceniący rozrywkę i modne obecnie terapie polegające na leczeniu śmiechem, rozczarują się, odkrywając sentymentalne i patetyczne wątki. Z kolei ci, którzy wolą coś dającego bardziej do myślenia i wzbudzającego głębsze emocje, nie zniosą zmyślonych morskich zwierzątek, tandetnie prezentującego się przekroju "Belafonte", pseudosensacyjnego wątku pirackiego, że o samym "jaguar sharku" nie wspomnę. Obraz rzekomo jest hołdem dla Jacques'a Cousteau. Moim zdaniem, jest nim w takim sensie, w jakim kinowy "Wiedźmin" jest hołdem dla prozy Andrzeja Sapkowskiego. Mam paskudne podejrzenia, że cała ta heca z hołdem wobec kapitana Cousteau ma być tylko przytulnym bunkrem, w którym twórcy "Life Aquatic" postanowili się schować przed procesem cywilnym, wytoczonym przez prawników Cousteau Society.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<a href="http://www.filmweb.pl/Wes,Anderson,filmografia,Person,id=46519" class="n">Wes Anderson</a> mimo... czytaj więcej
Marcin Kamiński

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones