Recenzja wyd. DVD filmu

Powód do paniki (1951)
Tay Garnett
Barry Sullivan
Loretta Young

"Powód" godny uwagi

Obserwując to, co dziś serwuje nam Hollywood (i nie tylko), ciężko przypomnieć sobie czasy, kiedy to na skalę masową produkowano filmy, które coś znaczyły i miały wartość artystyczną. Tak,
Obserwując to, co dziś serwuje nam Hollywood (i nie tylko), ciężko przypomnieć sobie czasy, kiedy to na skalę masową produkowano filmy, które coś znaczyły i miały wartość artystyczną. Tak, komercja i sztuka szły kiedyś w parze, pięknie trzymając się pod rękę. Przykładem na to jest "Powód do paniki", nakręcony na przełomie lat 40. i 50. film noir w reżyserii Taya Garnetta. Na film ten natknęłam się przypadkowo w Internecie i nie pożałowałam. Reżyser tego obrazu jest autorem klasycznego film noir z 1946 pt. "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy", który mam na ścisłej liście ulubionych pozycji z tego gatunku. Fabuła pokazuje jeden dzień z życia Ellen Jones (Loretta Young), której mąż, George (Barry Sullivan) jest chore zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ellen jest przykładną żoną, która małżonkiem opiekuje się najlepiej, jak potrafi, przy tym wszystkim dodatkowo dbając o całe domostwo. Odkłada na potem własne marzenia i życie osobiste. George jest jednak zazdrosny o przystojnego przyjaciela rodziny, lekarza (Bruce Cowling), który go leczy. Wmawia sobie, że lekarz i Ellen chcą go zamordować. Pisze więc do swego prawnika list, w którym opisuje domniemany zbrodniczy zamiar. Nieświadoma zawartości koperty Ellen wręcza ją listonoszowi, po czym dowiaduje się od męża, co zrobił. Ellen musi odzyskać list... Film ten nie wchodzi w skład klasyki gatunku, a szkoda. Zachowuje bowiem wszystkie podstawowe składniki stylu film noir. I choć scenariusz nie jest zbyt mocny (choć słaby też nie), Garnettowi udaje się nakręcić wciągający film z dobrym aktorstwem. W roli opętanego wizją podstępu George'a dobry jest Barry Sullivan, ale niekwestionowaną gwiazdą filmu jest Loretta Young. Aktorka świetnie oddaje emocje swojej postaci, robiąc to wzniośle, ale nie przerysowując ich. Drugim niesamowicie mocnym punktem filmu jest muzyka Andre Previna, która w odpowiednich momentach zapiera dech w piersiach. Genialny scenograf Cedric Gibbons i jego świta nie mieli za bardzo co robić na planie filmu, którego bohaterka krząta się skromnie ubrana po prostym domku, ale prostota ta nadaje wiarygodności całości obrazu. Polecam ten film zdecydowanie każdemu, kto chce obejrzeć nieco zakurzone, ale wciąż intrygujące kino. Warto.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones