Recenzja filmu

Pozostać żywym (1983)
Sylvester Stallone
John Travolta
Finola Hughes

Saturday Night Fever vol 2

"Pozostać żywym" to kontynuacja wielkiego hitu z lat 70. pod tytułem "Gorączka sobotniej nocy", z Johnem Travoltą w roli głównej. Chcąc być szczerym, muszę przyznać, że nigdy nie rozumiałem
"Pozostać żywym" to kontynuacja wielkiego hitu z lat 70. pod tytułem "Gorączka sobotniej nocy", z Johnem Travoltą w roli głównej. Chcąc być szczerym, muszę przyznać, że nigdy nie rozumiałem sukcesu "Saturday night fever", który w moim mniemaniu jest filmem wybitnie przeciętnym. Zważywszy na powyższy fakt, do sequela wspomnianej wyżej produkcji zasiadłem bez przekonania i z niedowierzaniem, że przyjdzie mi zobaczyć ciekawie zrealizowany obraz taneczny. Poniekąd miałem rację...

Głównym bohaterem filmu "Pozostać żywym" jest, dalej znany nam z pierwszej części, Tony Manero, w którego rolę ponownie wcielił się John Travolta. Dużo się zmieniło od naszego "ostatniego spotkania" z protagonistą. Główny bohater to już nie ten sam człowiek. Porzucił dyskotekowe parkiety Brooklynu w poszukiwaniu sławy na Broadwayu. Pomimo szczerych chęci i niewątpliwego talentu, Toniemu nie udaje się wybić na castingach. Jest niedostrzegany przez sławnych choreografów. Każdego dnia z niecierpliwością wyczekuje jakiś wiadomości z Broadwayu. W międzyczasie pracuje jako kelner w dyskotece. Tak zapewne wyglądałoby życie Toniego do samego końca, gdyby nie przypadkowy romans z pewną uzdolnioną i sławną kobietą...

Sam wstęp filmu od razu przykuł moją uwagę, zaserwowany nam przez twórców pokaz taneczny, zaraz na początku produkcji, bardzo mi się spodobał. Kilka "miłych dla oka" ruchów tanecznych oraz ciekawy układ zapowiadały efektowny, i co najważniejsze, interesujący obraz, lecz niestety nie do końca okazało się to prawdą. Z każdą kolejną minutą produkcja zaczynała robić się coraz bardziej mozolna i ospała. Powolne wprowadzanie nas przez scenarzystów w obecną sytuację Toniego i jego problemy, potrafi znużyć chyba nawet najwytrwalszych widzów. Krótkie urywane dialogi, parę niezbyt znaczących rozmów bohatera z klientkami z baru, słowem - nic ciekawego... Film zaczyna się dopiero rozkręcać od próby poderwania Lindy przez naszego protagonistę. W tym momencie zaczynają nam dochodzić nowe wątki, główny zostaje bardziej rozbudowany, zaś sama produkcja nabiera trochę szybszego tempa
.
Ciekawie zostaje przedstawiony wątek miłości pomiędzy naszym bohaterem, a jego dziewczyną Jackie. Są kochającą się parą, której nic braknie, lecz mimo tego, Tony ciągle szuka nowych wyzwań, w wyniku czego raz po raz zdradza swoją ukochaną, która niemalże zawsze mu wybacza, wszystkie jego przelotne romanse. Bohater nie pojmuje swojego postępowania i krzywdy, jaką wyrządza swojej dziewczynie. Dopiero gdy sam "na własnej skórze" pozna, co to jest zdrada i zostanie oszukany, zrozumie, kogo tak naprawdę kocha i co jest dla niego w życiu najważniejsze. Ale czy nie będzie za późno? Również ciekawym wątkiem jest wewnętrzna przemiana Toniego, który niestety nie został w pełni wykorzystany, a był w nim "niemały" potencjał.

Reżyserem "Pozostać żywym" jak i współtwórcą scenariusza jest Sylvester Stallone. Od dawna wiedziałem że Sly potrafi kręcić filmy, ale nigdy wcześniej nie wiedziałem, że ma w sowim dorobku obraz taneczny. Dla wielu kinomanów Stallone i reżyseria to dwie wykluczające się przeciwności, a dodajmy teraz do tego  muzyczną produkcję i wyjdzie nam niemożliwa do połączenia mieszkanka. Na szczęście nie mają racji. Sylvester Stallone nakręcił efektowny oraz sprawnie zrealizowany film taneczny, który pod względem wykonania w niczym nie ustępuje takiemu hitowi jak "Dirty Dancing".

Przeciętnie wypadło natomiast aktorstwo. Nie mam nic przeciwko Johnowi TravolcieJohn Travolta, ale przez większość filmu chodzi z jednym i tym samym wyrazem twarzy, a wiem, że stać go na znacznie więcej. Co do reszty aktorów mogę powiedzieć tylko tyle iż zagrali poprawne.

Również oprawa muzyczna była jedynie poprawna. Spodziewałem się czegoś więcej, zaś po seansie nie mogłem sobie przypomnieć żadnego utworu, oprócz "Stay alive", ale ten leciał akurat podczas napisów końcowych. Zabrakło tutaj jakiś popularnych kawałków lub chociażby, chwytliwych piosenek, które szybko wpadałyby w ucho i zapadały w pamięć. Jednak ogólnie rzecz biorąc było poprawnie.

Pamiętacie jak wspominałem, że wstęp filmu był efektowny? To samo można powiedzieć o jego zakończeniu, które momentami zapierało dech w piersiach. Sama koncepcja pokazu tanecznego była w moim mniemaniu oszałamiająca. Na brawa zasługuje tutaj John Travolta oraz Joyce Hyser. Spisali się po prostu świetnie. Travolta jednak potrafi tańczyć i naprawdę z nieukrywaną przyjemnością śledziłem jego taneczne popisy.

"Staying Alive" z całą pewnością jako obraz taneczny wypada dobrze. Można mu zarzucić parę wad, jak zbyt powolne tempo akcji oraz wiejącą momentami nudę, lecz sądzę, że po ostatnich 15 minutach wszyscy zapomnimy o jego niedoskonałościach, zachowując w pamięci efektowne a zarazem interesujące zakończenie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones