Recenzja filmu

Prawdziwa historia (2005)
Roger Donaldson
Anthony Hopkins
Saginaw Grant

Historyjka na dobranoc

Dziadek Burt Monro (Sir Anthony Hopkins) zamieszkujący najdalej wysunięty na południe kraniec świata, ma jedno marzenie: pobić rekord prędkości. Od lat majstruje nad starym Indianinem z lat 20.,
Dziadek Burt Monro (Sir Anthony Hopkins) zamieszkujący najdalej wysunięty na południe kraniec świata, ma jedno marzenie: pobić rekord prędkości. Od lat majstruje nad starym Indianinem z lat 20., by ten wytrzymał rekordową prędkość. A spełnić swe marzenie może tylko w jednym miejscu na świecie: podczas wyścigów Bonneville Salt Flats, gdzie płaska nawierzchnia ciągnie się po horyzont – i jeszcze dalej.  Od razu z grubej rury: historia jest strasznie prosta i bezpłciowa. To, co mogło stanowić o sile obrazu, zostało po prostu spłaszczone: wyprawa Burta, mimo iż naszpikowana kolejnymi trudnościami w postaci braku pieniędzy czy odpadających kół, przebiega jednostajnie i bez żadnych zahamowań, kolejne sceny następują po sobie ekspresowo, bez chwili refleksji w stylu „a jednak udało mu się, jedzie dalej, odetchnąłem z ulgą”. Świetnym zobrazowaniem tego jest scena, gdy okazuje się, że skrzynka z Indianinem ucierpiała podczas transportu (swoją drogą, ukłon w stronę scenarzysty za iście hitchcockowski zwrot akcji). I wszystko jest tak jak należy: zawiedziona mina Burta, goście od transportu z miną zbitego psa, najazd kamery nad potłuczony ładunek, dramatyczna muzyka... Ale oczywiście okazuje się, że Indianin jest cały, bez najmniejszej rysy. No to w drogę.  Takich momentów jest masa. Przeplatają się one z drugim rodzajem scen: uładzonych. Podczas seansu miałem wrażenie nieustającej cukierkowatości świata w filmie. A nawet jeśli na minutkę ktoś zrobi coś niepożądanego, zaraz to naprawi, by wszyscy byli szczęśliwi. Jak w życiu. Przykład? Na początku jest sekwencja wyścigu, w którym to Burt przegrywa z grupą młodych gniewnych. Zakład to zakład, przegrał więc płaci – 1000 dolarów. Jednak gdy wyjeżdża przywódca tamtych oddaje mu pieniądze. Na piękne oczy. To wszystko prowadzi do tego, że podczas seansu miałem wrażenie oglądania dobranocki. Wiecie, jednej z tych opowieści, w których dobry ma problem, ale dzięki wrodzonej dobroci wykaraska się ze wszystkich problemów i szczęśliwie dotrwa do końca... Na którym dziecko już smacznie śpi.  Na szczęście zakończenie aż tak cukierkowe nie jest. Mimo wszystko udało się reżyserowi utrzymać mnie w niepewności, czy aby na pewno Burt da radę. Z drugiej strony nadal mam poważne wątpliwości, czy ta opowieść jest oparta na faktach...  Czy warto? Nie jestem pewien. Ale i nie zniechęcam. Poleci pewnego popołudnia w telewizji, można obejrzeć przy szklance herbaty - film jest idealny na takie warunki.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dawno nie widziałem filmu, który tak dogłębnie by mnie poruszył. Dzieło, którego motywem przewodnim staje... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones