Recenzja filmu

Słoń (2003)
Gus Van Sant
Alex Frost
Eric Deulen

A może nie tak genialny, jak próbuje się nam wmówić?

Masakra w Columbine High School, gdzie w 1999 roku dwóch nastoletnich chłopaków zabiło 13 osób (12 uczniów i nauczyciela), raniąc kolejne 24, odbiła się bardzo głośnym echem na całym świecie.
Masakra w Columbine High School, gdzie w 1999 roku dwóch nastoletnich chłopaków zabiło 13 osób (12 uczniów i nauczyciela), raniąc kolejne 24, odbiła się bardzo głośnym echem na całym świecie. Takie wydarzenie musiało stać się inspiracją dla filmowców, zapoczątkowując proces twórczy owocujący dwoma produkcjami, które szybko zdobyły dużą popularność - Michael Moore nakręcił swoje Zabawy z bronią, a Gus Van Sant Słonia. O ile Moore wykorzystał tragedię dla swojej (być może słusznej) krucjaty przeciwko powszechnej sprzedaży broni w USA, to Van Sant podszedł do tematu w znacznie bardziej subtelny sposób - możliwe, iż jedyny, który sprawia, że przedstawiane wydarzenia da się w ogóle oglądać. Alfred Hitchcock powiedział kiedyś: "Film to życie, z którego wymazało się plamy nudy". Coś w tym z pewnością jest. Van Sant te plamy nudy w swoim filmie przywraca. Obserwujemy zwyczajny dzień z życia kilku uczniów - ten właśnie dzień. Słońce świeci, chodzą po korytarzach, zamieniają kilka słów z przechodzącymi znajomymi, jędzą obiad w szkolnej stołówce, rozmawiając przy tym o nic nie znaczących rzeczach. Kamera towarzyszy im non stop, prowadzi przez całą drogę z punktu do punktu, żadnych niemal cięć czy przejść na skróty. Początkowo robi to bardzo duże wrażenie. Problem jednak w tym, że Van Sant te plamy nudy wybrał wyjątkowo mało zróżnicowane. W efekcie oglądamy głównie bohaterów gdzieś idących, nic więcej przy tym nierobiących. Właściwie ma się wrażenie, że w Stanach uczniowie muszą przede wszystkim chodzić i zajmuje im to 90% szkolnego czasu. Rozumiem zamiar reżysera, ale naprawdę, urywki z lekcji, szkolnego boiska, czy przerwy na korytarzu nie zmieniłyby koncepcji, jednocześnie nie sprawiając, że to co zauracza i hipnotyzuje na początku, szybko przemienia się w nudę i wywołuje krążące po głowie myśli: "No niech on wreszcie dojdzie". Reżyser nie szczędzi też czasu dwójce zabójców. Widzimy ich przygotowania do akcji, totalnie beznamiętne podejście do sprawy, pewnie zrobienie obiadu wywołuje w przeciętnym człowieku więcej emocji. Nie sprzyja to psychologicznemu prawdopodobieństwu (emocjonalność nastolatków decydujących się na taki krok musiała być duża, co zresztą potwierdzają pozostawione pamiętniki itd.), ale dobrze wpisuje się w przyjęte w filmie ramy. Na szczęście Van San unika wskazywania winnych. Świat z lubością zrzucił winę na brutalne gry komputerowe - jak zwykle niepoparte niczym medialne wrzaski ważniejsze były niż faktyczne szukanie przyczyn. Twórca się do tego odnosi - jeden z zabójców spędza czas nad jakąś bezsensowną grą, ale drugi w tym czasie gra na pianinie. Postawienie znaku równości między czymś społecznie uważanym za rozrywkę dla debili a sztuką uznaną za wyższą świadczy o obiektywnym podejściu do sprawy i chwała za to reżyserowi (nic mnie bardziej nie wkurza jak popularne obecnie zrzucanie odpowiedzialności za wyskoki dzieci z rodziców na filmy, gry, muzykę). Obserwatorski styl filmu nie sprzyja emocjom i sprawia, że sama masakra oglądana jest raczej beznamiętnie. Kolejny zabieg specjalny, ale czy to na pewno dobrze, że patrząc jak "Słoń" depcze te młode życia nie czuje się nic i bardziej zwraca w tym czasie uwagę na reżyserskie i aktorskie niedoróbki? Obojętność w takiej chwili, obojętność po seansie - nie lubię wyciskaczy łez, ale zdecydowanie styl prezentujący te krwawe wydarzenia mi nie pasuje. Z drugiej strony bardzo łatwo było tu stworzyć coś, co porażałoby jak widok dzieci z Biesłanu, a tego już bym nie wytrzymał. W tym miejscu dochodzimy do punktu, gdzie należałoby zapytać - po co w ogóle powstał ten film? Nie wynosi się z niego wiele, nie przeżywamy niemal nic, nie mamy analizy zabójców, nie czujemy emocji ofiar. Ot zwykły dzień z niezwykłym zakończeniem, słoń przeszedł, podeptał, życie toczy się dalej. Czy godne to Złotej Palmy Festiwalu w Cannes? Moim zdaniem nie, ale zobaczyć w sumie warto.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film Gusa Van Santa opisuje prawdziwe wydarzenia, które miały miejsce 20 kwietnia 1999 roku w... czytaj więcej
Muszę przyznać, że osobiście preferuję filmy nieco "operowe". Obrazy te to dzieła, w których efektowne... czytaj więcej
Jedna kula, kilka centów, jeden człowiek. Prosty rachunek, a ile mówi o zabijaniu. Bezsensownym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones