Recenzja wyd. DVD filmu

Something's Got to Give (1962)
George Cukor
Marilyn Monroe
Dean Martin

Ostatnia rola

Na ekranie olśniewająca, poza planem w głębokiej depresji. Szkoda, że żywot i aktorki i tego filmu zakończył się tak nagle.
Z założenia miał to być przebój. Lekka komedia z gwiazdorską obsadą. Twentieth Century Fox od trzech lat topiło pieniądze w "Kleopatrze" i zwyczajnie potrzebowali jakiegoś kasowego hitu. Zwrócili się do Marilyn Monroe w nadziei, że odmieni ich los. Główną rolę męską otrzymuje Dean Martin.

Z produkcją od początku są same problemy. Niegotowy scenariusz, poważnie przekroczony budżet jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Problemy osobiste aktorki, częste choroby, spóźnialstwo  i konflikt z przełożonymi tylko to pogarszały. Opuściwszy 13 z 30 dni zdjęciowych, Monroe została zwolniona i zastąpiona przez Lee Remick. Wtedy Dean Martin zrezygnował. Od początku twierdził, że film zrobi tylko z Marilyn u boku. Wytwórnia ulega i 1 sierpnia 1962 roku podpisuje z blond gwiazdą nowy kontrakt. Cztery dni później aktorka już nie żyje.

Z nagranych do tego czasu pięciuset godzin materiału powstał ponad półgodzinny film, który możemy obejrzeć w "Marilyn Monroe - ostatnie dni".

Nick Arden (Martin) jest ojcem dwójki dzieci. Jego żona, Ellen (Monroe) po pięciu latach od zaginięcia zostaje uznana za zmarłą, dzięki czemu Nick żeni się po raz drugi. Po powrocie do domu z nową małżonką okazuje się, że Ellen jednak żyje. Przetrwała 5 lat na bezludnej wyspie z tajemniczym mężczyzną.

Historia ta, a w zasadzie jej kawałek, jest przedsmakiem filmu, który mógłby być jednym z ciekawszych w karierze Marilyn Monroe. Trzeba jednak przyznań, że archiwalne urywki poskładane w całość, tworzą logiczny wątek, w którym Dean Martin poszukuje faceta towarzyszącego Ellen na wyspie.

Marilyn Monroe lśni i promienieje na ekranie. Pokazuje to, jak wiele serca wkładała w pracę, pomimo, że walczyła z depresją i często zapominała kwestii doprowadzając reżysera do szału. Dean Martin jest w filmie dżentelmenem. Opalony, modnie uczesany i cały czas w garniturze. Nagłe pojawienie się rzekomo zaginionej żony stawia go w trudnej sytuacji.

Pomimo że jest to żywa i kolorowa komedia, w pewnym momencie można ulec wzruszeniu. Mowa o ostatniej zrealizowanej scenie. Nick poznaje w końcu mężczyznę, z którym jego żona spędzała czas na bezludnej wyspie. Ellen pyta go - "Nie wstyd ci, że byłeś taki podejrzliwy?". Nick odpowiada - "Straszliwie!". Zza kamery słyszymy głos George'a Cukora - "Cut! Thank you.". I wtedy uświadamiamy sobie, że to ostatni kawałek taśmy z Marilyn. Że już nic następnego nie ma i nie będzie. Koniec piętnastoletniej głośnej kariery i koniec życia aktorki.

Wraz z napisami końcowymi puszczane są nieme, próbne ujęcia z uśmiechniętą Marilyn, którym towarzyszy wspaniała piosenka Franka Sinatry o takim samym tytule jaki nosi film.

Wielokrotnie już zdarzało się, że aktor umierał w czasie produkcji. James DeanBrandon Lee czy Paul Walker. Pięć dekad temu padło na Marilyn Monroe, ikonę kina, której legenda do dziś nie słabnie. Chyba tylko Elvis i Bogart mogą temu dorównać. Jej życie było krótki i burzliwe, ale mimo to potrafiła zachwycać w swoimi filmowymi kreacjami. Nieopisanie wielka szkoda, że "Something's Got to Give" nie udało się dokończyć, bo mogła z tego wyjść prawdziwa perełka.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones