Recenzja filmu

Sprawa Celliniego (1934)
Gregory La Cava
Constance Bennett
Fredric March

Ja jestem księciem Florencji, nie ty, ani żaden Cellini!

Gregory La Cava był mistrzem "salonowych komedii" (wspomnieć tylko takie dzieła jak "Mój pan mąż" czy "Sześć lat miłości"), które w satyryczny sposób krytykowały społeczeństwo. Tu dostajemy
"Cellini again? What he's done now?"
Zapytuje książę Florencji swego podwładnego.
"Another murder your exelency".

I tak zaczyna się tytułowa "Sprawa Celliniego", w którą wmieszani zostaną nie tylko Cellini i książę, ale również księżna oraz Angela, wiejska dziewczyna, modelka rzeźbiarza i obiekt jego uczuć w jednym. We florenckim pałacu intrygi są na porządku dziennym, więc nasi bohaterowie będą musieli się sporo namęczyć, by ujść cało z opresji. A nie będzie to łatwe...


Błyskotliwe teksty, zabawne gagi, miłosne zawirowania i pojedynki na szpady - każdy znajdzie tu coś dla siebie. Łatwo było się w tym wszystkim zagubić i zrobić z tego dziwaczną hybrydę gatunkową dryfującą nie wiadomo w jakim kierunku, jednak La Cava to nie pierwszy lepszy reżyser, tylko prawdziwy zawodowiec. Sprawnie łączy wszystkie elementy w całość, która autentycznie bawi, ale i trzyma w napięciu.


Największą zaletą filmu jest zdecydowanie obsada, składająca się z hollywoodzkiej śmietanki lat 30. O komediowej sile obrazu stanowią dwaj antagoniści: Cellini i książę. Frank Morgan, najbardziej znany z tytułowej roli w "Czarnoksiężniku z Oz", jest arcykomiczny jako nieco gamoniowaty, ale nie dający sobą pomiatać władca. Nienawidzi Celliniego całą duszą, nie jest jednak czarnym charakterem, lecz podstarzałym, znudzonym życiem monarchą. Jego przezabawna kreacja została nominowana do Oscara. Dziwi więc brak nominacji dla najjaśniej błyszczącej gwiazdy "Sprawy Celliniego" - Fredrica Marcha, który brawurowo wciela się w tytułowego bohatera. Jest odważny, bezkompromisowy i nieco arogancki, lecz pod tą powłoką skrywa się wrażliwy artysta żywiący uczucie do swojej muzy. March gra z polotem, nieco przerysowując swoją postać, co czyni film jeszcze zabawniejszym. Panie wcielające się w główne postacie uderzają w bardziej melodramatyczne tony. Constance Bennett doskonale odnajduje się jako wyniosła księżna, zakochana w największym wrogu swego męża, którego poślubiła chyba tylko dla wpływów, bo miłość między nimi nie istnieje. Jest chłodna, gdy tego wymaga sytuacja, lecz w głębi serca pozostaje samotną, łaknącą miłości kobietą. Nieco gorzej poradziła sobie Fay Wray, słynna blondynka z "Kinga Konga", która wciela się w Angelę. Jej słabsza forma nie razi jednak tak bardzo, gdyż urocza wieśniaczka pojawia się na ekranie najrzadziej z całej czwórki.


Oko widza cieszą piękne, ociekające przepychem dworskie kostiumy i pałacowe wnętrza, dobrze dobrana jest też muzyka. Razi natomiast niepotrzebnie spowalniająca akcję scena baletu.


Reasumując: "Sprawa Celliniego" to przezabawna komedia w starym dobrym stylu, która nie aspiruje do bycia czymś więcej niż jest. Oglądana się ją z niekłamaną przyjemnością, a po seansie ma się ochotę wrócić i przeżyć wszystko jeszcze raz.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones