Wiele krzyku o nic?

"The Girl in the Photographs" to horror pasywny i niedopracowany, lecz niebrukający dobrego imienia Wesa Cravena.
Twórcy "The Girl in the Photographs"– horroru hucznie obwołanego jako ostatni film produkowany przez mistrza Wesa Cravena – raz jeszcze zabierają nas na amerykańską prowincję, gdzie zdradliwe, ciche ulice wartko spływają krwią niewinnych. W miasteczku Spearfish grasuje seryjny morderca. Brutalnie pozbawia on życia młode kobiety, a następnie w psychotycznym uniesieniu fotografuje ich zwłoki. Zdjęcia trafiają w ręce zblazowanej Colleen (Claudia Lee), która z przerażeniem przekazuje je policji. Gdy stróże prawa nie okazują jej wsparcia, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że jest zdana wyłącznie na siebie. Zabójca ewidentnie czegoś od niej chce. Jej strachu? Jej serca? A może odrobiny uwagi?

"The Girl in the Photographs" to jeden z tych filmów, które zaczynają się przeciętnie, następnie w pocie czoła współtwórców pracują na uznanie widza, a kończą się zaskakująco dobrze. Już prolog podsuwa nam myśl, że coś w reżyserowanym przez Nicka Simona projekcie nie gra: bądź co bądź mrożąca krew w żyłach sekwencja porwania ofiary (Katharine Isabelle,"Oczy zła") z jej własnego domu kończy się nieefektownie, nagle i po diable. Miejsce lubianej scream queen szybko zajmują postaci denerwujące, a nawet proszące się o śmierć. Ta, niestety, nie nadchodzi. Simon wyznał, że chciał nakręcić horror, którego główni bohaterowie nie są mięsem armatnim, a wartymi poznania indywiduami. Te ambitne założenia nijak nie przekładają się na finalne przedstawienie protagonistów, których wnętrza zieją pustką: postaci Simona nie obawiają się o własne życia, pozostają niewzruszone otaczającą je makabrą. Z grona aktorów pierwszoplanowych najlepiej wypada przed kamerą Kenny Wormald, źródło naturalnej, pozytywnej energii. Z politowaniem spogląda się natomiast na Kala Penna, którego słowne biegunki drażnią prawie tak bardzo, jak jego hipsterski styl bycia.

Jako inspirowany"Krzykiem"slasher"The Girl..."mógłby topić nasze oczy w litrach czerwonej farby. Jest jednak horrorem bardziej sugerującym niż obrazującym, nieczęsto lejącym juchę. Amatorów ostrego gore ten fakt zasmuci, innych odbiorców powinien za to cieszyć. Gdy już Simon decyduje się upaćkać w sztucznej krwi, robi to tak, jak należy. Imponująco prezentują się zwłaszcza morderstwa wyrwane z kilku ostatnich scen filmu, jak to dokonane na parze zakochanych modeli. Finisz"The Girl..."to w ogóle jego najmocniejszy element, napawający sympatią do reżysera. Depresyjne, pozbawione nadziei zakończenie, nawet jeśli sprawia wrażenie urwanego i zbyt otwartego, jest świeże oraz niespodziewane. Do pozytywnych stron filmu zaliczyć można także zimną muzykę, kilka trzymających w napięciu momentów (Isabelle we wstępie, scena na zapleczu supermarketu) oraz zdjęcia autorstwa Deana Cundeya, dające po sobie znać, że jest operator artystą z wieloletnim stażem i doświadczeniem. Za sprawą kadrów Cundeya"The Girl..."urasta do rangi filmu cechującego się pewną niewymuszoną elegancją.

Krytycy upatrzyli już sobie film Simona jako dzieło pretendujące do tytułu najgorszej tegorocznej premiery. Sporo w opiniach tego typu przesady. Podczas swojego wydłużonego czasu trwania"The Girl..."z rzadka jest w stanie naprawdę widza zaintrygować, lecz zdobywając się wreszcie na odrobinę impetu, wciąga oglądającego bez reszty. Marudne kłapanie kolejnych recenzentów to wiele krzyku o nic. Frazeologizm ten świetnie podsumowuje też sam film, wokół którego narosło sporo zbędnych kontrowersji."The Girl in the Photographs"to horror pasywny i niedopracowany, lecz niebrukający dobrego imienia Wesa Cravena.

Nie, "The Girl in the Photographs"nie jest takim ścierwem, jak ironiczny tytuł recenzji mógłby sugerować. Nie jest też, niestety, udanym filmem.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones