Recenzja filmu

Transcendencja (2014)
Wally Pfister
Johnny Depp
Rebecca Hall

Transhumanizm stosowany

Za pasem majówka, wszyscy rozleniwiają się przed wakacjami, nadchodzi sezon blockbusterów. Na czele jeden z bardziej oczekiwanych filmów sf roku. "Transcendencja" porusza tematy ważne, ale
Za pasem majówka, wszyscy rozleniwiają się przed wakacjami, nadchodzi sezon blockbusterów. Na czele jeden z bardziej oczekiwanych filmów sf roku. "Transcendencja" porusza tematy ważne, ale wyciąga je z mrocznego getta interesantów w światło reflektorów. Nadchodzi uświadomienie.

Ilu jest reżyserów debiutantów, którzy na start dostają sto milionów budżetu i obsadę, o której marzy każdy reżyser masowych widowisk? Na pewno jeden, bo za reżyserię "Transcendencji" zabrał się Wally Pfister, doświadczony... operator. Wally Pfister od lat współpracuje z Christopherem Nolanem, musiał więc otrzymać porządne referencje. A że aspirant tworzy film z miłości, ma szansę zarazić kogoś jeszcze. Efekt tej infekcji nazywamy pieniędzmi i jest to jedyna rzecz, na którą czekają hollywoodzcy producenci.

O pieniądzach mowa nie przez przypadek, bo film przede wszystkim wydaje się być trochę niespójny stylistycznie, rozchwiany. Oczywiście znaki szczególne są, przede wszystkim zdjęcia, ciasne, ukazujące tylko to co trzeba, umiejętnie skadrowane. Na ile jest to przyzwolenie reżysera, czy też jego wizja, a na ile inwencja operatora Jessa Halla? Do końca się pewnie nie dowiemy, ale klimat dzięki temu nieco się zagęszcza, a nasza uwaga nie jest rozpraszana przez czynniki przypadkowe, świat jest trochę mniejszy. Uwagę będzie na czym skupić.

Zaczynamy małym szkoleniem z teorii sztucznej inteligencji. Wszyscy główni bohaterowie są zawodowo związani z tematem, a Will Caster (Johnny Depp) jest czołowym specjalistą dziedziny. Tutaj przez chwilę jeszcze wiemy co jest czarne a co białe. Nawet słaba sztuczna inteligencja, podobna do ludzkiej, po wpuszczeniu do sieci zyskuje możliwości prawie nieograniczone. Stworzenie czegoś inteligentniejszego od całej ludzkości razem wziętej? Czemu nie. Stworzenie własnego boga? Przecież o tym od zawsze marzy ludzkość. No nie wszyscy. Okazuje się, że nie niektórzy nie są entuzjastami, a główni oponenci gotowi są użyć wszelkich środków, żeby zapobiec "katastrofie". Tutaj nagle okazuje się, że nadzieja dla jednych, to katastrofa dla innych i stajemy przed najczęstszym problemem stechnologizowanej ludzkości: mogę, ale czy powinienem? Czerń i biel miesza się tworząc nieregularne szarości.

Wstęp do problemu poprowadzony jest, jak na takie widowiska, nader naukowo, bilans za i przeciw powinien do każdego trafić i nakreślić problem, kiedy jednak dochodzi do praktyki wodze fantazji chyba się gdzieś wyrywają. Twórcy trochę gubią się w wymyślaniu ciekawych konceptów eksperymentalnych, zapominając czasem o fizycznych ograniczeniach (co nie jest rzadkością w blockbusterach) i ludzkiej potrzebie estetyki. Bardzo ciekawy wstęp, ambitne zdjęcia, chwila spokojnej refleksji, wrócą dopiero na koniec, niczym klamra kompozycyjna. Niektórzy mogą mieć wtedy problem z określeniem wszystkich zasad rządzących zaprezentowanym światem, które niby miały być zgodne z naszym. Ostatecznie jest to jakaś konwencja i nie jest stworzona tak znowu bezsensownie, co może trochę ją ratuje.

Zakończenie zostawia niedosyt, podobny jak ten po zakończeniu zaskakująco dobrej "NiepamięciĆwiczenia z niepamięci (2004)". Pozostaje jednak materiał do przemyśleń. Wydźwięk filmu jest wyraźnie przesunięty w jedną stronę, co jednak nie świadczy o tym, że jest kompletnie jednoznaczny. Jeśli ktoś uważa, że jest całkowicie niejednoznaczny, polecam przyjrzeć się początkowi filmu i tamtejszej katastrofie. Z końcem dowiemy się kto tę katastrofę wywołał i kto jest winny cofnięciu się ludzkości. Niejednoznaczności należy za to poszukiwać w warstwie definicji i warstwie moralnej. Raz, czym jest świadomość, czym jest człowiek? Czy jeśli ktoś sam się zdefiniuje jako inteligentnego, to należy go traktować jako istotę równą człowiekowi? Dwa, czy wystarczy chcieć dobra? Dobro w postrzeganiu jednego może być złe dla drugiego, a superinteligentny byt stworzony przez człowieka dobro zdefiniuje w nieznany dotąd sposób. Czyja definicja jest lepsza?

Niestety, zadane pytania nie idą w parze z kunsztem wykonania, co szczególnie boli gdy zupełnie niewykorzystana jest cała grupa dobrych aktorów. Postaci, nawet mimo własnych przeżyć są zupełnie bezosobowe i żadna nie zapada w pamięć. Nic tak naprawdę nie zapada w pamięć, choć trudno w to uwierzyć, mimo wszystko odgrzebując wspomnienia efektownych pomysłów. Być może rodzi się nowa gwiazda wśród reżyserów, ale jest jeszcze zbyt wcześnie, aby rozważać taką możliwość. Debiut nie jest zły, film mógłby być lepszy.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przygotujcie się na niespodziankę. "Transcendencja" z całą pewnością zaskoczy tych, którzy kojarzą... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones