Recenzja filmu

Uczeń czarnoksiężnika (2010)
Jon Turteltaub
Nicolas Cage
Jay Baruchel

Magia Disneya

Całość byłaby zapewne mechaniczną, choć sprawnie przyrządzoną porcją rozrywki, gdyby nie aktorzy.
Inspiracją do napisania scenariusza "Ucznia czarnoksiężnika" stał się segment klasycznej Disneyowskiej "Fantazji" z 1940 roku. W oryginale Myszka Miki w rytm muzyki poważnej rozpętuje magiczne pandemonium przy użyciu domowych sprzętów i dopiero interwencja czarodzieja (a zarazem nauczyciela sympatycznego gryzonia) jest w stanie zażegnać kryzys. Opisana powyżej scena trafiła również do filmu Jona Turteltauba. Myszkę Miki zastępuje tu Jay Baruchel, zaś czarnoksiężnika jak zawsze zbolały Nicolas Cage.

Gwiazdor "Ghost Ridera" wciela się w postać Balthazara Blake'a – maga terminującego u znanego z legend arturiańskich Merlina. Gdy mistrz zostaje zdradzony przez podstępną Morganę oraz jej pomagiera, Horvatha (Molina), ukochana bohatera (Bellucci) decyduje się poświęcić własną duszę, by uniemożliwić czarnym charakterom przejęcie władzy nad światem. Zrozpaczony Blake spędza kolejnych kilkanaście stuleci, szukając następcy Merlina, który raz na zawsze pokona zło. W XXI wieku w Nowym Jorku spotyka chłopaka (Baruchel) mającego zadatki na doskonałego czarnoksiężnika. Problem w tym, że jest on niewierzącym w czary zakompleksionym kujonem. Blake bierze go jednak pod swoje skrzydła.

Przyspieszona magiczna edukacja nie przebiega, oczywiście, bez przeszkód, co dostarcza twórcom okazji do paru niezłych komediowych sekwencji. Ponieważ Disney wyłożył na produkcję 150 milionów dolarów, dowcipne czary-mary zostały wsparte pokaźną dawką efektów specjalnych. Czego tu nie ma: ziejący ogniem smok, olbrzymi żelazny ptak, węgierskie lustrzane pułapki, samochody zmieniające kształt pod wpływem dotyku, itd., itp. Akcja pędzi na złamanie karku, w związku z czym nie mamy czasu, aby zastanowić się nad sensem ekranowych zdarzeń. W "Uczniu" nie mogło też zabraknąć starej hollywoodzkiej śpiewki o wierze we własne możliwości oraz uczuciu zdolnym zwyciężyć każdą przeszkodę losu.

Całość byłaby zapewne mechaniczną, choć sprawnie przyrządzoną porcją rozrywki, gdyby nie aktorzy. Cage mógłby, co prawda, częściej porzucać cierpiętniczy wyraz twarzy, ale – kiedy trzeba – potrafi być zabawny. Z kolei partnerujący mu Baruchel z wdziękiem ogrywa wizerunek zbitego szczeniaka, który wyćwiczył na planie "Jaj w tropikach" oraz "Dziewczyny z ekstraklasy". Obu panów przyćmiewa Alfred Molina. Jego Horvath to wyborny czarny charakter: demoniczny, zdystansowany i z poczuciem humoru.  Molina jest jak wytworny gadżet znaleziony w sklepie z antykami – już samą obecnością na ekranie dodaje filmowi klasy. Turteltaub nie miał tylko pomysłu na Monicę Bellucci. Piękna Włoszka prezentuje się w "Uczniu" niczym komputerowy awatar doklejony na taśmę przez speców od FX.  Nie będę jednak ukrywał, że patrzenie na nią sprawiało mi wielką przyjemność. 
1 10
Moja ocena:
4
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie jestem pewien, kiedy dokładnie, ale w którymś momencie coś poszło naprawdę źle. W jakiś koszmarny... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones