Recenzja filmu

Wezwanie (1971)
Wojciech Solarz
Ryszard Kotys
Olgierd Łukaszewicz

Portret rodziny wiejskiej

Wojciech Solarz to postać, która nie odbiła się w pamięci polskich widzów. Twórca stojący na uboczu, niekręcący niczego regularnie, udzielający się czasem jako scenarzysta i aktor. Jeżeli ktoś
Wojciech Solarz to postać, która nie odbiła się w pamięci polskich widzów. Twórca stojący na uboczu, niekręcący niczego regularnie, udzielający się czasem jako scenarzysta i aktor. Jeżeli ktoś w ogóle go kojarzy, to najpewniej ze współpracy z Witoldem Leszczyńskim przy pisaniu "Żywotu Mateusza". Już podczas oglądania "Wezwania" miałem skojarzenia z tym dziełem i można podejrzewać, że jest to po prostu autorska wersja tej opowieści w wykonaniu Solarza. Wszakże to również historia upośledzonego chłopaka, któremu przyszło żyć w małej polskiej wsi, a ten odnajduje szczęście w zwyczajnych rzeczach, między innymi w sztuce…

"Wezwanie" to jednak nie teatr jednej postaci. Bohater jest zbiorowy. To zwykła wiejska rodzina. Jadwiga (Hanna Skarżanka) i Wojciech (Bolesław Płotnicki) są małżeństwem z przymusu, ponieważ tak zadecydowali ich rodzice. Ona wciąż wspomina swoją dawną miłość- Juliana (Wojciech Pilarski) , który nigdy nie wybaczył jej, że pozwoliła decydować za siebie. Bohaterowie mają dwóch synów, różnych jak kolor ich włosów. Blondyn, Staszek (Zygmunt Malanowicz) to zdolny i pracowity chłopak. Wojciech właśnie w nim wypatruje przyszłość swojego rodu i wysyła go na studia. Brunet, Stefek (Olgierd Łukaszewicz) urodził się upośledzony umysłowo. Nie ma z niego za wiele pożytku, a wśród miejscowych uchodzi za odmieńca, ze względu na swoją pasję- rzeźbiarstwo. Ojciec wciąż krytykuje dzieła swojego syna, odtrącając go. Jadwiga i Wojciech są właścicielami dużego gospodarstwa i dzięki sporym przychodom budują wielki, nowoczesny dom. Wydaje się, że wszystko idzie w dobrą stronę…

Rodzina Zawadów jest przykładem odnoszącego sukcesy, wiejskiego rodu. Postępują zgodnie z tradycjami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie i spełniają swoje marzenia jedno po drugim. Udaje im się wykształcić syna, który wraca na wieś ze świetnymi stopniami. Stawiają wielki i nowoczesny dom. W końcu wyprawiają potomkowi huczne wesele. Jednego niestety tradycja nie dała bohaterom- uczuć. Tak naprawdę nigdy ich u siebie nie wykształcili, bo żeby osiągać sukcesy na własnej ziemi, nie były im potrzebne. Jedyną osobą, która zdaje się być normalna wśród tych obojętnych marionetek, jest właśnie Stefek, dorosły o umyśle dziecka, który potrafi mieć pasję inną niż wszyscy i podążać własną drogą, nie bacząc co myślą inni.

Reszta bohaterów okazuje się być bezdusznymi potworami, którzy nawet o tym nie wiedzą- w końcu tak ich wychowano. Wojciech nienawidzi swojego syna, bo nie ma niego pożytku. Po jakimś czasie przestaje w ogóle z nim rozmawiać, zachowuje się jakby ten nie żył. Staszek, pupilek swoich rodziców ma tymczasem wszystko, prócz możliwości decydowania o swoim życiu. To jego rodzice wybierają za niego studia, potem żonę. Liczą się dla nich tylko sukcesy dziecka. Gdy wraca z miasta, ojca bardziej interesuje możliwość zobaczenia dyplomu syna, niż uścisk jego dłoni. Jadwiga ma wyraźnie swoje zdanie na różne tematy, ale nigdy się nim nie dzieli. Tak ją już nauczono. Na początku i na końcu filmu wita Juliana pytaniem "po co hodujesz tyle żyta"? Nie rozumie, gdy ten odpowiada "dla siebie", bo sama nigdy nie robiła tego co chce, a to co będzie dobre dla rodziny. W końcu stała się tylko przedmiotem w rękach rodziców, a później męża i syna. Znieczulica w rodzinie Zawadów prowadzi do absurdalnych scen, gdy zaczynają wzajemnie sprzedawać swoich bliskich i ich marzenia. Brzmi dziwnie, ale niestety wygląda to tak jak napisałem. Nikt już nie liczy się z resztą, bo jak kochać swoich bliskich nie wiedząc co to miłość?

Solarz świetnie podsumowuje swój film w jednej z ostatnich scen. Oto Staszek wyjeżdżając zostaje zapytany "co zrobi z psem" odpowiada beznamiętnie "a weź go pan sobie". Obserwujemy jak utęsknione zwierze odciągane jest od właściciela, nie rozumiejąc, dlaczego ten je porzucił. Jest to świetna metafora stosunku bohatera do bliskich. W ten sam sposób odtrącił on po kolei członków swojej rodziny i nawet nie zastanawia się czy to jest złe.

Reżyser stworzył tutaj niezapomniany portret kilku bliskich osób, z którymi niby wszystko jest w porządku. Nie łudźmy się jednak- "z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu". Jeżeli postawimy tradycje i sukces ponad dobro jednostek na pewno nie skończy się to szczęśliwie. Brzmi naiwnie i słyszeliśmy tego typu rzeczy milion razy. Rozglądając się w około możemy jednak zweryfikować czy to tylko banał. Niejedna rodzina funkcjonuje tak do dziś, mimo że obraz Solarza liczy sobie już dobre 40 lat.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones