Recenzja wyd. DVD filmu

Winchester '73 (1950)
Anthony Mann
James Stewart
Shelley Winters

Historia pewnego karabinu

Western to gatunek niestety na wymarciu. Gdyby nie te historie z Dzikiego Zachodu kinematografia wyglądałaby inaczej. I choć my Polacy nigdy do końca nie zrozumiemy fenomenu tego gatunku, bo na
Western to gatunek niestety na wymarciu. Gdyby nie te historie z Dzikiego Zachodu kinematografia wyglądałaby inaczej. I choć my Polacy nigdy do końca nie zrozumiemy fenomenu tego gatunku, bo na podwórku bawiliśmy się raczej w "Czterech pancernych" niż w kowbojów, to myślę, że w filmotece każdego kinomana musi być choć jeden stary western. "Winchester '73" to wbrew pozorom wcale nie opowieść o ludziach, choć bohaterowie grają tu bardzo ważną rolę. To opowieść o tytułowym karabinie, który przechodząc z ręki do ręki, jest świadkiem mnóstwa przerażających, zabawnych i czasem smutnych wydarzeń. Wszystko zaczyna się w małym miasteczku, w którym legendarny szeryf Wyat Earp organizuje konkurs strzelecki. Nagrodą jest tytułowy Winchester '73- broń bardzo rzadka i praktycznie nie do kupienia. Do pojedynku o karabin stają Lin McAdam i Dutch Henryo Brown - jak się szybko okazuje, ci dwaj znają się bardzo dobrze i bynajmniej nie pałają do siebie miłością. Obaj zdają się skrywać jakąś tajemnicę. Po wielu próbach w końcu wygrywa Lin, ale nie długo cieszy się swoim trofeum. Dutch zaczaja się w hotelu ze swoją bandą, ogłusza przeciwnika i zabiera Winchestera. Lin, niewiele myśląc, rusza w pościg. Ale Winchester wcale tak szybko się nie znajdzie, zanim skończy się jego droga, weźmie udział w wielu przygodach...      Reżyserem tego dzieła jest weteran gatunku Anthony Mann. I trzeba przyznać, wymyślił niegłupią historię. Jest to western czerpiący wiele z klasycznych filmów, ale też wyznaczający nowy standard. Już sam pomysł, by głównym bohaterem mianować karabin, wydaje się genialny. Jeszcze lepsze jest to, jak reżyser splata losy postaci, jak ciekawie opowiada o ich przeszłości, jednocześnie stawiając przed widzem wiele tajemnic, które odkrywamy dopiero w ostatnich minutach filmu. Scenariusz jest bardzo przemyślany i aż kipi w nim od akcji. Bardzo dobrze zrealizowano tu wszystkie sceny strzelanin - do dziś pojedynek z Indianami w dolinie robi wrażenie. Ciekawie dobrano też scenerię do finałowej potyczki. Pościgi zadziwiają swoją dynamiką. Żeby to wszystko nakręcić, operator musiał się nieźle wysilić, w każdym razie wydaje mi się, że jeśli chodzi o sceny akcji, są zapięte na ostatni guzik i mimo wieku filmu można się nimi zachwycać również dziś. Nie zapomnijmy jednak, że to, co sprawia, że opowieść i postaci z kartek scenariusza ożywają, to właśnie aktorzy. Wielu twierdzi, że ten film jest znany i osiągnął sukces kasowy dzięki roli Jamesa Stewarda. Nie można nie docenić jego wkładu w ten film, bo faktycznie zagrał znakomicie, ale nie zapominajmy o reszcie. Stephen McNally jako czarny charakter robi również niezłe wrażenie i faktycznie czasami jego wyraz twarzy może przerazić. Ale tym razem myślę, że obaj panowie dali się przyćmić Shelley Winters. Role kobiece w westernach zawsze mnie irytowały. Bohaterki były słabe, nieporadne, łatwo się zakochiwały, często były zwyczajnie głupiutkie i zawsze zdawały się na wolę mężczyzn. A tu Lola jest jak najbardziej postacią, która się wyróżnia. Nie będę kłamał, że jest może jakimś negatywem tego typu postaci, bo faktycznie nadal ma dużo z typowej westernowej bohaterki. Ale ma też charakterek, potrafi grać mimiką, widać, że umie przedstawić wiele emocji. Szkoda, że to tylko postać drugoplanowa, ale po tym filmie zapoznam się chętnie z innymi rolami Shelley Winters. Mówiąc o aktorach, nie można zapomnieć o dwóch epizodach. Rock Hudson w roli przywódcy Indian to rola, której się po nim nie spodziewałem, zazwyczaj ten aktor mnie denerwował i role, które dostawał, różnie do niego pasowały. Tu w roli bezlitosnego przywódcy czerwonoskórych jest genialny- bezlitosny, ma zimne spojrzenie i patrząc na niego widz zaczyna bać się że bohaterowie nie mają szans. Warto też wspomnieć o epizodzie Tonego Curtisa, choć ten raczej nie zachwyca. "Winchester '73" to na pewno bardzo ważny western. Cechuje go świetna narracja, bardzo ciekawe podejście do tematu, żonglerka konwencją i mieszanie jej z świeżymi pomysłami. Posiada pewne wady, ale to drobnostki nieprzeszkadzające ani trochę w odbiorze filmu. Jeśli kogoś interesują historie z Dzikiego Zachodu, może oglądać w ciemno. Nawet jeśli nie, i tak warto go zobaczyć. Wszakże to nie jest zwykły western...
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones