Recenzja filmu

Zabójcza perfekcja (1995)
Brett Leonard
Denzel Washington
Russell Crowe

Nanotechnologia dobra na wszystko

Filmy sci-fi mają to do siebie, że pojawia się w nich przyszłościowa supertechnologia (tak, postanowiłem dostać nominację do nagrody za Truizm Miesiąca). Zwykle, gdy mija parę lat, okazuje się,
Filmy sci-fi mają to do siebie, że pojawia się w nich przyszłościowa supertechnologia (tak, postanowiłem dostać nominację do nagrody za Truizm Miesiąca). Zwykle, gdy mija parę lat, okazuje się, że rzeczywistość nie bardzo ma szanse dorosnąć do fikcji. Marty McFly wybrał się DeLoreanem w przeszłość do roku 1955, gdy podróże w czasie były tylko i wyłącznie domeną fikcji. Dzisiaj poważni ludzie zajmujący się fizyką teoretyczną dopuszczają możliwość powstania wehikułu czasu - z pewnymi zastrzeżeniami, na przykład nie da się podróżować w przeszłość, a konkretnie nie można cofnąć się w czasy, gdy jeszcze nie istniał wehikuł czasu. Krótko mówiąc, fikcja wciąż prześciga rzeczywistość, nawet jeśli w tę rzeczywistość są zamieszane kwanty.

Oglądając "Zabójczą perfekcję", przejechałem się na swego rodzaju kolejką górską - przynajmniej w kwestii wrażeń wywoływanych przez film. Najpierw było miłe zaskoczenie i nadzieja na dobre kino, spodobał mi się pomysł i bohaterowie. Potem przyszło rozczarowanie - trochę za dużo dziur logicznych, tempo akcji jakieś dziwne, no i kilka innych detali, o których więcej za chwilę. A na końcu pojawiło się uczucie, którego nie potrafię bliżej sprecyzować. Gdy odkryłem, że mam do czynienia z filmem nie doceniającym technologii, którą wykorzystuje jako istotny element fabuły, poczułem coś, co ostatnio odczuwałem, zaczytując się w starych opowiadaniach Lema, w których komputery zwane były kalkulatorami i z braku tranzystorów ich konstrukcje opierały się na lampach elektronowych. Nota bene, opowieściom Lema wcale nie przeszkadzało to w byciu doskonałą literaturą. W przypadku "Zabójczej perfekcji" jednak takie zaniżenie technologicznych możliwości wywarło na mnie raczej negatywne wrażenie.

"Zabójcza perfekcja" opowiada historię eks-gliniarza, skazanego za nieumyślne zabójstwo. Tuż przed tym zanim do owego zabójstwa doszło, nasz bohater stracił rodzinę wskutek działań wrednego terrorysty. Bohater posyła terrorystę do piachu, a sam ląduje za kratkami. Ileś tam lat później skazaniec bierze udział w eksperymentalnym programie treningowym, mającym doskonalić stróżów prawa. Trening odbywa się w świecie wirtualnym, gdzie trenowani mają za zadanie dopaść SIDa 6.7 - inteligentny program, będący psychopatą doskonałym. Kłopot w tym, że SID uczy się oszukiwać i doprowadza do śmierci jednego z beta testerów nowego oprogramowania - anonimowego faceta, którego jedyną rolą było polec na oczach zatopionego w wirtualnym świecie Denzela Washingtona. Naczalstwo uznaje, że program jest zbyt niebezpieczny, wzdychając z ulgą, dochodzi do wniosku, że na szczęście nie stracili prawdziwego policjanta, tylko skazańca występującego w roli szczura laboratoryjnego, po czym wydaje decyzję o skasowaniu SIDa 6.7, jako zbyt niebezpiecznego. Film skończyłby się zbyt szybko, zatem twórca SIDa organizuje mu ucieczkę z rzeczywistości wirtualnej. Pakuje program SIDa w ciało bajeranckiego androida zbudowanego z substancji, w której pływa mnóstwo nanomaszyn. Największą zaletą, jaką w filmie prezentuje takie ciało, jest niemal nieograniczona możliwość regeneracji wszelkich uszkodzeń. Załóżmy, że ktoś strzeli SIDowi w serce - wyrwie mu w ten sposób dziurę w torsie, ale nie unieruchomi. SID natomiast może wchłonąć odpowiednią ilość krzemu (dajmy na to, z szyby okiennej), a nanomaszyny błyskawicznie ustawiają atomy tak, aby odbudować zniszczenia. Drugą zaletą, ale na nią widz musi wpaść we własnym zakresie, jest całkowita samowystarczalność takiego androida - nie ma najmniejszych problemów z zasilaniem, energia pojawia się znikąd i nie trzeba się przejmować takimi drobiazgami jak baterie i ładowarki.

Wracając do fabuły: SID wyrywa się na wolność i zaczyna mordować przypadkowych ludzi. Oczywiście, jedyną osobą, która była w stanie dopaść SIDa w świecie wirtualnym, jest Denzel. Zatem w najlepszej tradycji więziennictwa, osadzony Washington dostaje możliwość zawarcia układu. Ma dopaść i unieszkodliwić SIDa, a w zamian znowu będzie oglądać wolność z właściwej strony krat. Po drodze okaże się jeszcze, że z SIDem łączy go coś więcej niż potyczki w świecie wirtualnym, ale by zbytnio nie spoilerować, poprzestanę na tej niejasnej wzmiance.

Mogło być dobrze. Był potencjał. Film dał radę utrzymać mnie przy ekranie do napisów końcowych, sam SID 6.7 przypadł mi do gustu - tym bardziej, że miło było zobaczyć Crowe'a w roli maniaka. Niestety, przeszkadzały mi dziury logiczne, tempo akcji, które bez ostrzeżenia traciło cały impet i musiało rozpędzać się od nowa, zakończenie też nie było jakoś wybitnie satysfakcjonujące. Efekty specjalne miejscami były żałośnie słabe - na bogów, w finałowej walce widać linki, na których wisi aktor. Jednak to nie te problemy najbardziej utkwiły mi w pamięci po seansie.

Podsumuję, co wiem. "Zabójcza perfekcja" jest filmem sci-fi. Grają w nim przynajmniej dwaj sensowni aktorzy. Mamy w nim coś na kształt zbuntowanej sztucznej inteligencji - maniaka, który wprawdzie nie dorasta do pięt Hannibalowi Lecterowi, ale i tak fajnie się go ogląda. Są cybernetyczne protezy, tak bliskie doskonałości, jak tylko wydaje się to możliwe. Mamy nanotechnologię. Mamy wirtualny świat, działający na podobnej zasadzie, co ten w "Matriksie". Akcja ma miejsce w niezbyt odległej przyszłości, szczerze mówiąc wygląda to nawet na całkiem rozsądną wizję tego bliżej nieokreślonego jutra. Jest jeden problem, który przede wszystkim będzie mi się kojarzył z "Zabójczą perfekcją" - twórcy nie docenili nanotechnologii. Owszem, działa mi na nerwy tłumaczenie wszystkich cudów we współczesnych filmach nanontechnologią, uważam to za pójście na łatwiznę przez scenarzystów, ale nie zmienia to faktu, że nanotechnologia potencjalnie jest równie potężna, co najlepsza magia Gandalfa, gdy staruszek był w szczytowej formie.

Teraz, po kilku latach po premierze "Zabójczej perfekcji", nanotechnologia nie jest już technologią jutra. Jest czymś całkowicie współczesnym, jej możliwości już są wielkie - a te potencjalne są wręcz nieprzyzwoicie ogromne. Gdyby twórcy filmu pozwolili SIDowi korzystać z tych możliwości, zniszczenie go byłoby nieporównanie trudniejsze, jeśli w ogóle możliwe. Inna sprawa, że wtedy byłby to zupełnie inny film, taki o zagładzie ludzkości - cóż bowiem mogłoby powstrzymać SIDa przed zniszczeniem całego świata? I to jest najsilniejsze wrażenie, jakie wywarł na mnie ten film: obsadzenie zbyt silnej postaci w zbyt słabej roli. To tak, jakby kupić sobie rolls-royce'a i zrobić z niego taksówkę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones