Recenzja wyd. DVD filmu

Zakochany głupiec (2008)
Baillie Walsh
Daniel Craig
Harry Eden

Odwyk agenta

Pozostaje po niej kilka nadmorskich widoczków i zapach gorącego lata. To zbyt mało na film. As Jej Królewskiej Mości tym razem strzelił sobie w stopę. 
Joe Scott siedzi sobie na szczycie świata. Ma ładną willę nad brzegiem oceanu, dużą kuchnię i łóżko, w którym kotłuje się z długonogimi dziewczętami. Wiedzie żywot playboya, a gdy akurat nie zalewa się w trupa lub nie oddaje cielesnym igraszkom, podbija Hollywood. Wiadomość o śmierci przyjaciela z dzieciństwa ma doprawdy szokujący efekt. Oto beztroski, starzejący się gwiazdor zamienia się naraz w zafrasowanego marnością doczesnych przyjemności myśliciela. Idzie więc nad wodę i topi się we własnych refleksjach. W jego życiu niespodziewanie pojawiają się demony przeszłości. Czas na egzorcyzmy?

"Zakochany głupiec" (gromkie brawa dla dystrybutora za odkrycie marketingowego potencjału w pozornie nieatrakcyjnym, angielskim tytule!) to film przedziwny. Wygląda, jakby powstał na wyłączne życzenie Daniela Craiga, przypomina detoks po przygodach Jamesa Bonda. Anglik współprodukował film, za kamerą stanął jego serdeczny przyjaciel, spec od teledysków, Baillie Walsh. Bohater to przecież porte-parole Craiga: brytyjski aktor, który robi wielką karierę w Stanach Zjednoczonych. Wyjątkowość Craiga na tle poprzednich Bondów polega jednak na tym, że nie musi on desperacko udowadniać swojej klasy. Wiadomo, jest oszczędnym w ekspresji, ale świetnym aktorem dramatycznym. Zaś początkowe i końcowe partie utworu, kiedy Anglik odgrywa kota w pustym mieszkaniu, sprawiają wrażenie, jakby chodziło tu jedynie o pokazówkę metody Stanisławskiego.    

Wspomniałem o początku i końcu, gdyż zasadniczą część filmu Walsha wypełnia rozbudowana retrospekcja. Grzebiąc w przeszłości Joego, szukamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego bohater stał się egocentrykiem i co sprawiło, że jego serce obróciło się w kamień. Odpowiedź na te pytania, ledwie zasugerowana, jest mało satysfakcjonująca, a rozciągnięta ponad miarę podróż w czasie do niczego nie prowadzi. Pozostaje po niej kilka nadmorskich widoczków (film walczył o Złotą Żabę na ubiegłorocznym festiwalu Camerimage) i zapach gorącego lata. To zbyt mało na film. As Jej Królewskiej Mości tym razem strzelił sobie w stopę. 
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones