Początek końca

Seria "Crash Time" powstała w oparciu o niemiecki serial "Cobra 11" i można pokusić się o opinię, jakoby miała ona promować ów serial. Postaram się zrecenzować ten tytuł, odnosząc się do całej
Seria "Crash Time" powstała w oparciu o niemiecki serial "Cobra 11" i można pokusić się o opinię, jakoby miała ona promować ów serial. Postaram się zrecenzować ten tytuł, odnosząc się do całej serii, jako że jako jej fan z niecierpliwością czekałem na jej nową odsłonę.
Pierwszą część serii nabyłem jeszcze w młodym wieku – trafiłem na nią przypadkiem w sklepie wielobranżowym. "Cobra: oddział specjalny", bo tak właśnie zostało nazwane dzieło studia Synetic, leżało sobie niewinnie na półce pod wielkim banerem z napisem "Wyprzedaż!!!". Zachęcony ciekawymi screenami z tyłu pudełka i śmiesznie niską ceną czym prędzej nabyłem płytę, poleciałem do domu i zainstalowałem plik na komputerze.

Po przebrnięciu przez instalację, ustawienia i nieszczęsny wstęp usiadłem wreszcie za kółkiem i ruszyłem z piskiem opon z pobocza w pogoni za piratem drogowym. W pamięć wryła mi się szczególnie piękna, jak na wcześniej wspomniane wymagania sprzętowe grafika, realistyczny model jazdy i zniszczeń(no, w pewnych granicach - w pierwszej części szyby się po prostu wyginały razem z karoserią zamiast pękać).

Kolejne części różniły się od swoich poprzedników mniejszymi i większymi zmianami w zachowaniu się wehikułów podczas jazdy(na lepsze, rzecz jasna), bardziej szczegółowymi modelami samochodów, większym realizmem kolizji, zoptymalizowaniem sterowania pod kątem użycia kierownicy, dodaniem możliwości upragnionej eksploracji coraz większego świata gry i badania jego wszystkich zakamarków, a w czwartym epizodzie pojawił się nawet tryb sieciowy, który dawał mi wręcz niespotykaną frajdę, dopóki serwery w końcu nie opustoszały całkowicie. Jedynym mankamentem przygód bohaterów była zawsze płytka fabuła i nudne cutscenki, zrobione w formie dialogów i kolejnymi rzutami kamery na okolicę. w której zaparkowaliśmy. Jeśli nie słuchaliśmy rozmówców, mogliśmy sobie darować jej zrozumienie, bo od strony wizualnej nie było praktycznie nic. Mnie to nie zraziło do tytułu, ponieważ nie oczekiwałem jakichś wielkich dzieł kinematografii niczym w Nolanowskim "Batmanie", a jedynie ciekawego symulatora jazdy po zatłoczonych autostradach.

Te wszystkie smaczki sprawiły, że biłem coraz głębsze pokłony przed starannością, z jaką to twórcy dopieszczali uniwersum Crash Time'a. Czułem się niczym zagorzały fan Harry'ego Pottera wyczekujący kolejnych tomów spod pióra J.K. Rowling. Każda kolejna premiera była dla mnie jak dodatkowe przyjęcie urodzinowe poza terminem.

Wtedy to ujrzała światło dzienne piąta część przygód serialowych policjantów. Pełen pozytywnych myśli uruchomiłem program, znów przebrnąłem przez intro i znów chciałem ruszyć z piskiem opon. Nagle przeżyłem szok. To, co ujrzałem, było jedynie namiastką tego, czego można było doświadczyć w poprzednich częściach. Po pierwsze, usunięto całkowicie tryb swobodnej eksploracji świata. Teraz  jechać tylko po wyznaczonych trasach i wyglądać tęsknie za wspaniałymi widokami, które chciałoby się zwiedzić, ale nie wolno, ponieważ misja na to nie pozwala. A szkoda, bo świat jest bardzo ciekawy i niewątpliwie ma potencjał. Po drugie, dodano parę gadżetów rodem z science fiction, które miały w założeniu chyba urozmaicić rozgrywkę, a jedynie ją zepsuły. Od teraz nie masz pomysłowymi manewrami wytrącać piratów drogowych z równowagi, w taki sposób, by zminimalizować straty własne. Masz zamiast tego włączyć jedno z dziwacznych, nierealistycznych, a wręcz wyjętych z dziecięcych bajek o kosmitach urządzeń, a następnie najzwyczajniej w świecie rozpędzić się i przydzwonić w "tego złego". Znacznie to spłyciło rozgrywkę, nie wymaga już od kierowcy żadnej finezji, a mnie obrzydziło wykonywanie zadań. Najchętniej wywaliłbym ten cały złom przez okno, ale konstrukcja wyzwań wymusza na graczu wybór takiej formy zatrzymania. Trzeci mankament: rezygnacja z trybu sieciowego. Kompletnie nie rozumiem, co doprowadziło do takiej decyzji. Cięcia w budżecie? Nowy, niekompetentny szef? Dość powiedzieć, że zrezygnowano tu z dodatkowych godzin rozgrywki w starciu z innymi graczami z całego świata. 

No, ale dość już o negatywach,  czas na trochę plusów. Niewątpliwie widoki są malownicze. Gdyby istniał tu tryb swobodnej jazdy, mógłbym się nawet zatrzymywać na poboczu, by w spokoju podziwiać górskie pejzaże, bo są one naprawdę warte zawieszenia na nich oka. Drugą zaletą są ciekawe powtórki ze zbliżeniem rodem z Burnouta. Szkoda tylko, że nie można ich dowolnie zatrzymywać, przewijać do tyłu i odtwarzać ponownie, jak w części drugiej. No ale cóż, zawsze coś.

Ogólnie rzecz biorąc, jak ktoś podchodzi do tego tytułu jak do kina klasy C, nie powinien być rozczarowany, a może nawet gra pozytywnie go zaskoczy. Jednak fanów serii czeka najprawdopodobniej szczery zawód. Z wymagającego symulatora dziecko studia Synetic przepoczwarzyło się w prymitywną zręcznościówkę z elementami dzikiej rozwałki. Mnie osobiście zabolało serce, ponieważ czuję, iż obecni twórcy ze studia będą odkrajać z tortu kolejne, moim zdaniem najsmaczniejsze kawałki, a na ich miejsce przylepiać coś zupełnie moim zdaniem niepasującego do tego gatunku. W moim mniemaniu seria ma już za sobą punkt kulminacyjny i powoli chyli się ku upadkowi.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones