Recenzja gry

The Moment of Silence (2004)
Martin Ganteföhr
Manfred Lehmann
Daniela Hoffmann

O ACTA rzecz przyszła

Chciałbym pogratulować panom z House of Tales Entertainment przepowiadania przyszłości, choć absolutnie pod wrażeniem nie jestem, bo to taka trochę losowość - sztuka już jest tak eksploatowana,
Chciałbym pogratulować panom z House of Tales Entertainment przepowiadania przyszłości, choć absolutnie pod wrażeniem nie jestem, bo to taka trochę losowość - sztuka już jest tak eksploatowana, że zawsze któryś tam artysta trafi w sedno. Nie mniej, bawiąc się światem "The Moment of Silence", miałem nieodparte wrażenie doskonałego wywróżenia naszych losów, gdyby tylko awantura z ACTA nie skończyła się po stronie wideł i toporów społeczeństwa. I nie mam tu na myśli wydarzeń stricte z gry, lecz całego zaplecza będącego podkładem pod właściwą historię, czyli wydarzeń z lat 2004-2044, odkrywanych przez gracza w notatnikach, zapiskach, wycinkach czy dzięki dialogom. To właśnie w nich czuć z wolna zaciskający się knebel, choć z początku również wydaje się bardzo niewinny.

Akcja "The Moment of Silence" przenosi nas do 2044 roku, gdzie obserwujące przez gracza wydarzenia są już konsekwencją szeregu postaw społecznych, korporacyjnych i rządowych. Nieprzypadkowo wcielamy się w Petera Wrighta, pracownika firmy przygotowującej kampanię ustawy zakazującej szyfrowania danych, i niech nazwa nikogo nie zmyli, projektu mającego zadać ostatni cios swobodzie wypowiedzi. Również nieprzypadkowo Wright to niedowiarek, a dlatego, że to bohater, w którym musi przecież dokonać się przeobrażenie, być może mające także symbolizować postawę mas. Zauważmy bowiem, że jego niedowiarstwo wynika nie z głupoty, lecz z konformizmu, podatności na wpływy, a także - co piekielnie ważne - ustabilizowanej sytuacji materialnej. Krótkowzroczność Wrighta powoduje, że nie jest w stanie dostrzec formowania argumentów na potrzeby, a co obok nierzetelności i wybiórczości informacji przez media, jest jednym z największych, choć praktycznie w ogóle niedostrzeganym problemem naszej rzeczywistości. Społeczne drzemanie naszego bohatera przerywa pierwszy stopień do piekła, czyli ciekawość, a także dobrotliwość, czyli cechy typowe dla ludzkich jednostek, a nie bezwzględnych korporacji.

Mimo, że panowie producenci to ciekawi wizjonerzy (bo twórcy gier z nich fatalni), niezwykle szkoda, że w swojej wyśmienitej historii nie sięgnęli trochę głębiej i nie weszli pełną parą na pokłady metafory i przekazu. Największy potencjał tkwił chyba w panu Huntingtonie, antykwariuszu, który mógł stanowić przeciwwagę dla koszmarnej, choć z pozoru bezpiecznej wizji przyszłości. Jego książki i stare przedmioty to doskonała metafora indywidualności każdego z nas, a która stoi w jawnej opozycji do kategoryzacji i numeracji. I odżałować nie mogę, że ostatecznie pan Huntington okazuje się jawnym rewolucjonistą, a nie niczego nieświadomym staruszkiem, któremu dano spokój tylko dlatego że "i tak za niedługo umrze". Ta dosłowność psuje wpływa trochę na alegoryczny odbiór tytułu.

Cały powyższy tekst to jednak tylko estetyka, gdyż "The Moment of Silence" prezentuje pewną krzywiznę gatunkową, zabierając nas, z wydawałoby się, stabilnego thrillera politycznego na obszary science fiction, a także dramatu. Może wpłynąć to na wszelkie interpretacje produkcji, jak choćby powyższe, szczególnie, jeśli postanowimy odebrać go dosłownie, po linii fabularnej. Jako recenzent mam związane ręce, ale i tak można dodać, że to delikatne gatunkowe zabarwienie ma ciekawy charakter, bo służy jako środek do zwodzenia gracza za nos. Ten w pewnym momencie nie wie już, czym tak naprawdę "The Moment of Silence" jest i z jeszcze większą pasją dąży do odpowiedzi, która odnajdzie w naprawdę zaskakującej końcówce.

Od strony technicznej gra prezentuje się fatalnie, właściwie najgorzej. Brak jakichkolwiek oznaczeń czy to dotyczących lokacji, czy interakcji, jeszcze mocniej podkreśla toporność tej topornej do bólu produkcji. To powoduje, że łatwo coś przeoczyć, łatwo czegoś nie dostrzec, a dla przygodówki to jeden z największych ciosów. Choć same zagadki nie są trudne (czyli zaporowe), to czasami gracz zostaje zmuszony do zastanowienia się nie nad nimi, ale nad zamysłami twórców.

Momentami brak tu naturalności, a odciąganie gracza od działania intuicyjnego może okazać się irytujące, tym bardziej że w świadomości cały czas może istnieć poczucie pominięcia czegoś kluczowego. W takich sytuacjach paluszka coraz bardziej kusi do otwarcia solucji - ot, choćby w celu sprawdzenia, czy o czymś nie zapomnieliśmy - a to już największy policzek dla gry z gatunku przygodowych.

W parze z lichą mechaniką idzie grafika. Tytuł charakteryzują kanciaste tekstury, brzydkie animacje, brak wygładzania krawędzi. Szkoda. Nawet menu to pewnego rodzaju ewenement i jednocześnie szczyt prostoty. Te uruchamia się tylko za pierwszym włączeniem gry, później przenosząc nas już bezpośrednio z Windowsa do rozgrywki. Z jednej strony to niezwykła oszczędność czasu i wygoda, ale nie oszukujmy się, gry przeglądarkowe są bardziej złożonymi i zaawansowanymi technicznie produkcjami.

Najważniejsza w "The Moment of Silence" pozostaje fabuła. Czy to dobrze w aspekcie gry czy źle? Nie wiem. Ważne jednak, że historia niesie za sobą pewien przekaz, tym istotniejszy, jeśli odbierany przez pryzmat naszej cywilizowanej rzeczywistości. I nawet jeśli powiązania z ACTA okazują się co najwyżej bardzo luźne, a przemyślenia recenzenta majaczeniem, to musimy pamiętać, by nigdy nie pozwolić sobie zamknąć ust.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones