Recenzja serialu

Wrogie niebo (2011)
Carl Franklin
Holly Dale
Noah Wyle
Moon Bloodgood

Bitwa o Ziemię

"Wrogie niebo" skrywało potencjał na naprawdę solidnie kino science fiction, lecz Rodatowi zabrakło pomysłów oraz wizji, aby owe dzieło nie przerodziło się w operę mydlaną z obcymi w tle.
O Robercie Rodatcie świat usłyszał w 1998 roku, kiedy zasiadł na stołku scenarzysty przy produkcji "Szeregowiec Ryan". Film okazał się megahitem, a praca Rodata zaowocowała nominacją do Oscara. Niedługo potem został twórcą produkcji "Patriota" - również pozytywnie przyjęta przez publiczność, lecz krótko po premierze filmu, o scenarzyście ucichło. Dopiero po jedenastoletniej przerwie powrócił do branży filmowej, stając się autorem scenariusza do serialu o najeźdźcach z kosmosu - "Wrogie Niebo", którego producentem wykonawczym został Steven Spielberg. Po tak długim "urlopie" oczekiwałem, że Rodat powróci ze zmożoną siłą i zaprezentuje nam dzieło na miarę "Patrioty", jednak nie udało mu się sprostać temu wyzwaniu.



"Wrogie niebo" skrywało potencjał na naprawdę solidne kino science fiction, lecz Rodatowi zabrakło pomysłów oraz wizji, aby owe dzieło nie przerodziło się w operę mydlaną z obcymi w tle. Owszem, pierwszy sezon okazał się przyzwoitym - poznaliśmy barwnych bohaterów, seria naszpikowana była sporą ilością akcji, a nawet pojawiło się kilka zaskoczeń. Niestety, z kolejnymi sezonami poziom serialu zaczął drastycznie spadać - postacie, które początkowo zyskały szczerą sympatię,  przerodziły się w niedojdy, zapominające włączać racjonalne myślenie, a główne wątki zamiast skupiać się na kosmitach, koncentrowały się na ckliwych romansach oraz intrygach rodem z "Mody na sukces". Scenarzysta nie poradził sobie również, tworząc dialogi, bowiem nie raz można było skrzywić się po niektórych wypowiedziach postaci - sporo było sztampowych, a niekiedy były po prostu nie na miejscu.

Serial, mimo że z pozoru może przypominać takie dzieła jak: "Inwazja: Bitwa o Los Angeles" czy "Wojna światów", kompletnie odbiega od tamtych,  ze względu na drastyczność. W powyżej wymienionych, obcy nie cackają się z ludźmi, liczba zgonów powiększa się z minuty na minutę, do tego giną w makabryczny sposób, natomiast we "Wrogim niebie" jeśli ktoś ginie, to bardzo rzadko, a do tego po śmierci jakiegoś bohatera, zostaje on opłakany i godnie pochowany, w czasie kiedy alieny obmyślają kolejny plan ataku. Produkcja bardzo traci przez to na realizmie, wręcz niekiedy śmiało można ją nazwać serialem familijnym.



Kiedy poznajemy postacie, każda wyróżnia się jakąś szczególną cechą: nieufnością, dobrocią, porywczością i wielu innymi. Przez co bohaterowie zyskują odpowiednie barwy. Niestety jednak z odcinka na odcinek, zamiast zyskiwać więcej charakterystycznych cech, zaczynają przypominać wydmuszki. Przykładem może być Pani Doktor - Anne Glass, która już po kilku minutach na ekranie zyskuje szczerą sympatię, urzekając empatią oraz życzliwością, lecz to czym na początku zapunktowała, przerodziło się w negatywną cechę, gdyż postać przez wszystkie sezony kompletnie się nie zmienia, mimo wielu przykrych sytuacji, jakie ją spotkały. Podobnie zaprezentowano postać Johna Pope'a: w pierwszych epizodach wzbudza zróżnicowane emocje przez złość, po uśmiech na twarzy, żeby później przerodzić się w bezbarwnego antagonistę, którego los zaczyna obchodzić tyle samo co zeszłoroczny śnieg.

Zaletą produkcji są natomiast nieźli aktorzy. Szczególnie dobrze zaprezentował się
Noah Wyle dobrze kreując postać Toma Masona, wiarygodnie ukazując emocje, przy użyciu bogatej mimiki twarzy. Aktorowi kroku dorównali Sarah Carter (Maggie) oraz Connor Jessup (Ben), którym również udało się wykazać kunsztem, naturalnie odzwierciedlać oblicza swoich postaci. Na słowo pochwały zasłużyła również Scarlett Byrne (Lexi) - aktorka mimo że wystąpiła tylko w kilku epizodach, to potrafiła przyciągnąć i zatrzymać na sobie uwagę widza.

Produkcja nie prezentuje się dobrze również ze strony technicznej: zabrakło adekwatnej do klimatu ścieżki dźwiękowej, która nadałaby produkcji odpowiedni wydźwięk, czy dobrej pracy operatorów kamer. Zawiodła także ekipa od efektów specjalnych, gdyż wszelkie wybuchy, roboty, obcy czy statki kosmiczne są bardzo nierealistyczne - gołym okiem widać rażącą pracę komputera. Felerne efekty sprawiają, że "Wrogie niebo" momentami ogląda się niczym starą grę komputerową, a ich rzadkie znikanie z ekranu działa odpychająco.



Podsumowując, "Wrogie niebo" skrywało potencjał na dobry serial science fiction, lecz poprzez niewystarczające zaangażowanie twórców, otrzymaliśmy średnią produkcję, która z sezonu na sezon obniżała loty. Zdolna obsada nie potrafiła przykryć rażących dziur w scenariuszu, lecz jeśli ktoś lubi niewymagające myślenia produkcje, służące za"odmóżdżacz" to "Wrogie niebo" jak najbardziej się nada.
1 10
Moja ocena serialu:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wykazująca pokrewieństwo z krewetkami z "Dnia Niepodległości", obła obca cywilizacja po raz kolejny... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones