PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=480993}

BrzydUla

6,4 57 259
ocen
6,4 10 1 57259
5,6 5
ocen krytyków
BrzydUla
powrót do forum serialu BrzydUla

Hej! Czy mi się zdaje, czy są tu ludzie, którzy oglądali oryginał z Kolumbii i naszą polską
BrzydUlę i mają chętkę sobie poporównywać? :)

Po dogłębnym obejrzeniu Betty (później niż Uli) mogłabym się rozpisywać też na kilometry... ale
pamiętam jedną rzecz, która mnie uderzyła.

Betty poznaje prawdę (czyta list Calderona /Seby/) dosyć wcześnie przed zarządem i zachciewa
jej się "małej" zemsty na Armanim. Po czym następuje cały etap w tym serialu, dla którego nie
znajdziemy odpowiednika w polskiej Brzyduli.

Bo Ula nie była mściwa. Ta prawdziwa Ula, nie ten powtór po przemianie, mam na myśli.
Oglądam Betty i myślę sobie... zna prawdę i co? Będzie to ukrywać? Będzie to dalej ciągnąć?
Będzie się zgrywać? Ula tak nie potrafi, niemal od razu mówi Markowi, że zna prawdę i nie chce
go znać. Betty ciągnie całą gierkę i odgrywa się na Armandzie jak tylko może...
Myślę sobie: okropnie, co oni zrobili z tej Betty, miała wygląd nadrabiać dobrym sercem i tak
dalej... (no cóż w YSBLF każdy ma wady)... W polskiej wersji dużo lepiej to zrobili...

Ale gdy nadeszły późniejsze sceny... prawdziwe epickie sceny... warto było nagiąć tak moralność
Betty (scenarzyści), żeby nakręcić to, co się tam działo. Armando przeżywa prawdziwe piekło,
które pozwoliło mu się oczyścić. Jorge Enrique Abello rozwala cały serial grą aktorską, własnie
od tamtego momentu.

Mam nadzieję, że ktoś zarzuci jeszcze jakąś fajną analizką, ja tak tylko w skrócie i bez
szczegółów... :)

I lubię też porównywać sobie odpowiedniki bohaterów, których nie da się wskazać
jednoznacznie wśród bohaterów trzecioplanowych, sa bardzo pomieszani.

Np. mój ukochany Adaś Turek niby ma swojego odpowiednika Gustavo Olarte, ale jego
praktycznie nie ma, a jego postać praktycznie nic nie wnosi do serialu poza tym, że jest źródłem
informacji finansowych dla Daniela /Aleksa/. Tak naprawdę Adam przejmuje funkcję komediową,
nadwornego błazna po Freddym. Dla Freddy'ego niby jest kurier, ale to też inna sprawa.

Ela z bufetu to zdecydowanie Aura Maria, mimo, że u nas na recepcji jest Ania. Samotna matka,
nieudane próby stworzenia stałego związku, podwójna randka z Ulą. Pełni też funkcję Mariany
ponieważ zapodaje horoskop (Mariana wróży z kart), który mówi o wielkiej miłości Uli.

Ala -> być może Catalina

To tyle xD

ocenił(a) serial na 9
GosiaS13

Gosiu ja się z tobą zgadzam, masz rację, pewnie jeszcze sporo takich sytuacji się znajdzie, ale to i tak nie zmieni mojej opinii, że jej zalety przeważały nad wadami, mało tego, większość z nich w obecnych czasach jest naprawdę w odwrocie, a są wyjątkowo cenne, na przykład bezinteresowność i prawdziwe poświęcenie, ale szanuję twoje zdanie.
Ponadto nie zgadzam się z twoim twierdzeniem "taki facet jak Marek", ono też brzmi półbożkowato. Piszemy o dziecinności Ulki, pełna zgoda, ale Marek też był dziecinny. Sama wiesz, że zachowywał się jak gówniarz, a ma przecież 32 lata, jest 7 lat od Uli starszy i w takim wieku, gdzie naprawdę powinno się zmądrzeć. Marek z początkowych odcinków to chłopaczek który zatrzymał się w rozwoju na etapie nastolatka, w głowie mu co dzień inna dziewczyna, podryw, modne kluby, szybkie samochody, zero odpowiedzialności. Jak on podchodził do pracy, właściwie jak był tym dyrektorem, to Ulka odwalała całą robotę za niego, a ten do klubu na panienki. To było takie dojrzałe? Jak się zachowywał podczas prezentacji, tak jak podczas rozmowy o "zakrętasach" padałam ze śmiechu z Uli, tak podczas prezentacji z niego, lał wodę gorzej niż ja w liceum jak się nie przygotowałam. Wcale nie uważam, by się mniej ośmieszył niż ona wtedy i ta właśnie "dziecinna Ula" go uratowała. Sam się w rozmowie z Ulcią przyznał, że ojciec ma taki a nie inny stosunek do niego, bo "tyle razy" wyciągał go z różnych kłopotów. A na imprezie z okazji jego nominacji na prezesa i wygrania konkursu, tyle ludzi, jego rodzice, potem Paula przyszła, a ten do łazienki z panienką... Dla mnie nawet tu jest podobieństwo, myślę, że zamierzone, a nie przypadkowe w ich charakterach, a konkretnie dziecinności. Markowi niby się takie życie nie zawsze podoba, jest ironiczny i cyniczny w tych klubach, ale jednocześnie przecież od dawna dorosły. Przecież nic nie zrobił by to zmienić, jest tchórzem, który poszedł na łatwiznę. Takim Marusiem- czarusiem, któremu wszyscy, wszystko dookoła wybaczają, bo ma słodkie oczka, dużo uroku, jest przystojny i bogaty, ponadto jest przebojowy, miły i bardzo sympatyczny.
Marek zaczyna się zmieniać, dojrzewać i właśnie dzięki tej Uli, jej charakterowi, prawości, dobroci i zasadom. Ula też zaczyna dojrzewać dzięki niemu, bo pomaga jej zdobyć pewność siebie, uwierzyć w własne możliwości, docenia, okazuje szacunek i przyjaźń, wybacza potknięcia, więc ich przestaje się panicznie bać i martwić się, że zanim coś jeszcze zacznie robić, to jej się nie uda, pokonywać kompleksy. Pojawia się uczucie, u Uli jest od początku, ale czy sądzisz, że taka ucieczka od tego co on do niej czuje, okłamywanie siebie, wmawianie że to nieprawda, było bardzo dojrzałe? Skrzywdził ją tym okropnie, tym bardziej, że wiedział ,że kiedyś już raz dostała kopa od faceta i się długo z tego leczyła. Mimo to nie zdobył się na odwagę, znów stchórzył i nie wyznał prawdy, ani o intrydze, ani o uczuciu, a potem się posypało.
Wiadomo że się zmienił, stał się prawie ideałem, ale Ula też miała prawo mu nie ufać, miała prawo wierzyć że ją wykorzystał cynicznie do rozgrywek firmowych, że w tym celu nawet ją do łózka zaciągnął. Ja wszystko wiem, sama się zgodziła, pisałam powyżej, też jest dorosła, wiedziała co robi, też była winna, ale jego jest nieporównywalnie większa.
Takie jest moje zdanie, z którym jak wiadomo, można się nie zgadzać. Według mnie obydwoje mieli sporo za uszami, sporo sobie do wybaczenia, obydwoje byli dziecinni, obydwoje dojrzeli (tu się czepiam scenarzystów za Ulę, że tą jej dojrzałość schrzanili i nie pokazali tak jak u Marka), byli do siebie podobni- nadal tak uważam i byli postaciami pozytywnymi- bo ich zalety były większe i cenniejsze niż wady.

Tak a propo, TVN7 nie może sobie dać rady z ramówką popołudniową. Było rozkochane popołudnie z Brzydulą i innymi serialami. Jak podawały wirtualnemedia, dzięki naszej Buli, TVN7 było 4 najchętniej oglądaną stacją z oglądalnością dwukrotnie większą niż średnia. Bula się skończyła, oglądalność poleciała, żadne Magdy M czy inne Julie nie pomogły. I co... tak, tak, wybuch śmiechu, od 13 listopada o 16.30... kolejna powtórka BrzydUli na TVN7. Założę się, że znów im oglądalność do 7 procent skoczy. I niech ktoś mi powie, że ten serial nie stał się kultowy.

ocenił(a) serial na 9
Agamnik

Gosiu odnośnie jeszcze twojego wpisu tuż przed moim, dotyczącego sprzątania. Nie jesteś dziwna, po prostu jesteśmy inne, tak jak w życiu, ludzie są inni i mają inne poglądy. Piszesz że bez żadnego problemu poszłabyś sama sprzątać, a ja wyraźnie podkreśliłam, że nie chciałabym, bo by mnie to krępowało i nie życzyłabym tego sobie. Jeśli bym potrzebowała pomocy, to bym o nią poprosiła, jeśli nie, to znaczy, że sobie tego nie życzę i wcale nie sprawiasz mi przyjemności ani nie dajesz jakiegoś dowodu koleżeństwa, ani nic w tym stylu, bo naprawdę WOLĘ SOBIE POSPRZĄTAĆ SAMA I WOLĘ BYŚ TY JAKO GOŚĆ USIADŁA, A STARAJĄC MI SIĘ POMÓC TYLKO MI PRZESZKADZASZ I ŹLE SIĘ Z TYM CZUJĘ. Też nie uważam się za dziwną, po prostu tak mam, że wolę zdecydowaną większość rzeczy sama robić, stąd Ulę rozumiem. Tym bardziej, że to był jej szef. Ja naprawdę zachowałabym się podobnie. Miałam raz sytuację w autobusie, jak ustąpiłam miejsca starszej pani i w odpowiedzi usłyszałam "naprawdę wyglądam aż tak staro?". To jest podobna dla mnie sytuacja, jak będę potrzebowała pomocy to poproszę (i tak robię), jeśli nie, to sama rozumiesz. I nieważne w co jest gość ubrany, a nawet jakbyś miała tą drogą sukienkę, to tym bardziej czułabym się źle, gdyby coś się stało i mogłabyś mówić ile chcesz, że dla ciebie to nie jest ważne i nie jest strata.

Sama zakończenie zjechałam jak nie wiem co, ale nie zgadzam się z tobą, że Ula zachowywała się dziecinnie. Histerycznie, niesprawiedliwie, bezmyślnie itd ale nie dziecinnie. Przepraszam cię, ale w tym związku ich, to Marek zafundował jej ostrą jazdę bez trzymanki, miała prawo się zagubić, nawet wziąwszy pod uwagę jej zawinienie. Ponieważ jego było znacznie większe, nie zapominajmy o tym. Owszem Ula zaczęła, Ula była naiwna, Ula źle interpretowała, ale to Marek za nią biegał nie pozwalając odejść i wiedząc, że dziewczyna go kocha, naprawdę szczerze i głęboko. Ponadto zrobiła dla niego więcej niż ktokolwiek: uratowała życie, zadłużyła się, była przy nim i go wspierała, pomagała, gdy się wszyscy odwrócili z rodzinką, przyjacielem i boską narzeczoną na czele. Ona jedna przy nim była i walczyła o niego, chciała mu pomóc, jak choćby przy kontrakcie z reprezentacją czy odejściu Pshemko. Dlatego chociażby z tego należy się jakaś wobec niej przyzwoitość i uczciwość. Nie miał powodu bać się o swoje udziały, ponieważ tak ryzykując swoją przyszłością nie chciała ich brać, a potem niejednokrotnie chciała zwrócić. Jeśli ją kochał, ale bał się uczucia, wstydził się go, nie chciał się do niego przyznać i kompletnie nie był gotowy się z nią wiązać, czemu zawracał jej w głowie, szczególnie wiedząc że ona go kocha. Czemu pobiegł za nią po podsłuchanej rozmowie z Paulą, czemu on, nie ona, nalegał tak na randkę po tym nieszczęsnym pocałunku, spotkanie na truskawki, nawet jeśli nie wiedział o co chodzi, też on zaproponował, on ją zaprosił na Walentynki czy wprost się wprosił na urodziny. Nie pozwolił jej odejść ani po nich, ani jak chciała się rozstać po odwiedzinach żony Borubara. Gdybym nie widziała, że się naprawdę zaangażował, tylko oszukuje samego siebie, to byłby z niego niezły skur...czysyn, zresztą dlatego w oryginale Armando jest odsądzany od czci i wiary.
I potem te kłamstwa, prezenty, bransoletka, lunch, a na kocu podsłuchana rozmowa- największa podłość do jakiej dochodzi w serialu. Zwróć uwagę, że Marek nie przerywa tej chamskiej wypowiedzi Sebastiana, mało tego, ten mówi w liczbie mnogiej, że to oni obaj tak myślą, mało tego rozmawiali o tym i takie podjęli decyzje: "tak jak ustaliliśmy- schowaj ją, ukryj", "wyślij na Malediwy, stamtąd nie ma połączeń, bo ci jeszcze w trakcie ślubu do kościoła wpadnie i pobruździ". On nie potraktował jej nawet jak rzecz, gorzej niż śmieć. Naprawdę się dziwisz że mu nie wierzyła i nie chciała go wysłuchać. To ja też jestem dziwna, bo też bym nie uwierzyła. Niby czemu miała Markowi uwierzyć, cała jego przeszłość stanęła jej przed oczami, podłe kłamstwo z Mediolanem i Klaudią, wszystkie te kochanki i to jak idiotycznie wdepnęła i stała się jedna z nich. To jak bez mrugnięcia okiem mówił do Pauliny podczas zaręczyn kocham cię i to w rozmowie sam na sam na balkonie- przecież to widziała i słyszała, a następnego dnia Mirabella przynosi kolczyki, które dostał razem z ...pierścionkiem zaręczynowym i podarował kochance. Gdyby po tym wszystkim co sama przeżyła, a także widziała uwierzyła mu, dopiero byłaby naiwniaczką. Napisał "kocham cię", niejednej pannie to mówił, wycierał sobie tym słowem gębę, a efekt był znany. Wobec niej starał się być szczery fakt (nie zawsze, ale prawie zawsze), ale tyle razy był nieszczery i ona to widziała, że nic dziwnego, że mu nie uwierzyła. Po prostu pojawił w niej mechanizm obronny- nie, nie chcę cię słuchać, co jak co, ale pięknie bajerować to ty potrafisz, tylko twoje słowa nie znaczą nic.
Pisałam kilkukrotnie że ja na jej miejscu zachowałabym się inaczej, przede wszystkim nie wywaliłabym go z jego firmy, dostrzegałabym także swoje winy- to duży błąd Uli, że tego nie robiła. Ale też podkreślałam, że potrafię zrozumieć i zaakceptować takie jej postępowanie. Za bardzo czuła się i była skrzywdzona, by nie tylko słuchać wyjaśnień, ale nawet go widzieć. i tak szczerze, miała do tego prawo.
Schody dla mnie zaczynają się wtedy, gdy Marek nie tylko mówi że się zmienił, ale to pokazuje każdym swoim zachowaniem, gestem, tym jak się dał poniżyć, sama zresztą wiesz. Wtedy nie rozumiem jej czemu go nie chce wysłuchać, nawet jeśli nadal nie będzie potrafiła mu uwierzyć. Mogli scenarzyści taki kurs obrać, dla mnie byłby bardzo wiarygodny, bo po tym co przeszła nie może być tak, że jedna rozmowa i odzyskuje zaufanie. Pojawiłyby się wątpliwości czy może w końcu tym razem nie mówi prawdy, najpierw małe, potem coraz większe. Mur i skorupa obronna by kruszyły się, nawet bardzo powoli. Mogłyby, a nawet powinny być i upadki, dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, bo tak jest jak się powstaje. I scenariusz kręciłby się aż do wypadku, gdzie tak jak pokazano, tama blokady i bólu puszcza i się godzą. To nawet byłoby ok, 4 odcinki przed końcem. Wcale nie musiałabym być sielanka, strasznie dużo mieli do nadrobienia, prawdziwe poznanie się, randka a jednocześnie finałowe przygotowania do pokazu, wyjaśnień ciąg dalszy, choćby rewelacji Izy. Powinna przede wszystkim też być scena wyjaśnień Malediw i przeprosiny ze strony nie tylko Marka ale i Sebastiana, bo to byłaby kolejna zadra. Nie mogliby się przyjaźnić, jakby za to nie przeprosił. Powinna być scenka jak Ula mówi że była w szpitalu, bo to znów największa podłość i krzywda wobec Marka, sądził, że nie tylko nie odwiedziła go, ale nawet nie zadzwoniła, tak on ją nie obchodził. Coś a'la odpowiednik Malediw, ale wobec niego, dlatego też powinno być to wyjaśnione. Biorąc pod uwagę postaci drugoplanowe i watki poboczne byłoby czym zapełnić te 3,4 odcinki i serial zakończyłby się świetnie, z sensem. Wtedy mogłoby być nawet to wyznanie miłości na pokazie, skoro scenarzyści się tak na nie uparli (mnie się nie podoba, oczywiście, że wolałabym Wisłę, ewentualnie dom jednego lub drugiego), ale nie czepiałabym się już tego, skoroby tamte błędy poprawili.
Co do pozostałych kwestii w stylu Viola, Adam, u mnie jeszcze Pshemko, uwielbiam go prawie tak samo jak Marka itd, zgadzam się w całej rozciągłości.

Agamnik

Co do oceny Gosi. Gosiu, ja podobnie jak Agamnik bardzo szanuję Twoje zdanie i przyznaję Ci rację w paru kwestiach, ale według mnie zbyt uogólniasz postać Ulki. Problem w tym, że ona się zmieniała, raz na lepsze, raz na gorsze, ale w ciągu tych 235 odcinków poznajemy kilka jej wcieleń. Na początku rzeczywiście była dziecinną, infantylną dziewczynką, naiwną i śmieszną, ale później, chociaż nie raz jej zachowanie dalekie było od ideału, widać było wyraźnie, że dojrzewa, dorasta, staje się pewniejsza siebie, nie daje już sobą tak pomiatać, a w kontaktach z Markiem jej zauroczenie i zaślepienie też przechodzi kilka różnych faz. Chłopak, który początkowo był dla niej niemalże królewiczem z bajki coraz częściej zaczął pokazywać jej to drugie oblicze zakłamanego, niedorosłego podrywacza i nie raz stawała mu okoniem, mówiła prawdę w oczy i próbowała, z różnym skutkiem, sprowadzać go na dobrą drogę.
Nie będę powtarzać za Agamnik, ale z Marka to dopiero był dzieciak. Przepraszam, ale Ulka, nawet ta dziecinna i infantylna, bywała częściej dojrzalsza niż on. A na pewno bardziej odpowiedzialna, choćby w kwestii obowiązków służbowych. I nie zapominajmy, że Marek był kilka lat od niej starszy.
A na marginesie, to ciekawa jestem, jak dalej potoczyła by się ta rozmowa o zakrętasach, gdyby Ulka nie uciekła. Czy Marek rzeczywiście, z pełną odpowiedzialnością za własne słowa potrafiłby powiedzieć jej to co zamierzał, czy przypadkiem też by nie stchórzył i nie uciekł pod byle pretekstem. Mówienie prawdy nie było jego najmocniejszą stroną, a to jeszcze miała być taka prawda wbrew samemu sobie, chociaż biedak wtedy jeszcze tego nie wiedział.

Ula była naiwna, ale Marek naprawdę dawał jej powody do tego, aby uwierzyła w jego zainteresowanie nią. Już też wielokrotnie o tym pisałyśmy. W tej rozmowie o zakrętasach chciał jej dać do zrozumienia, że między nimi nic nie będzie. Zgoda. Tak wtedy myślał, a Ulka nie chciała tego wysłuchać. Wolała się łudzić. To ona wtedy zachowała się niedojrzale. Zgoda. Ale dlaczego nie pozwolił jej odejść? Z powodu weksli?. Bzdura. Doskonale wiedział, że nigdy ich nie wykorzysta, zresztą chciała mu je oddać. W rozmowie w parku padły słowa M nie chodzi tylko o pracę, U nie wiedziałam, M no to teraz już wiesz. Po co to było. Wiedział, że jest w nim zakochana, że to może skomplikować mu życie, chciał jej to powiedzieć i co. Zauważ, że po tej rozmowie o zakrętasach pobiegł za Ulą, nie za Pauliną, chociaż przecież obie się na niego obraziły i to narzeczoną w pierwszej kolejności powinien przeprosić. Miotał się w tych swoich działaniach, sam nie wiedział, co ma robić, jak postępować z Ulą, co jej mówić, a co nie. To ma być dojrzałość? Sebastian powiedział mu kiedyś, że Ula lepiej radzi sobie z nim, niż on z nią. I miał rację. Przynajmniej w tym.
A kompleksy Uli przebijały się przez cały serial, a na pewno do momentu przemiany. Była taka scena, kiedy Ulę po wizycie Bartka w firmie i po próbie szantażu opadły wątpliwości co do tego, czy w ogóle Marek mógłby związać się z kimś takim jak ona. Bardzo fajna scena, bo Mareczek tu już wyraźnie pokazał (jeśli nie Uli, to przynajmniej nam widzom) swoje prawdziwe uczucia. Te słowa o pustych modelkach, które zupełnie przestały go interesować i te, że to Ula jest dla niego najpiękniejsza.
Wtedy w to uwierzyła, ale kompleksy powróciły podwójnie po tej podsłuchanej rozmowie Marka z Sebastianem.Ten jej wybuch płaczu w pracowni Przemko.Wtedy naprawdę sobie uświadomiła, że jest beznadziejnie, że taką dziewczynę jak ona można co najwyżej okłamać, omotać i wykorzystać (Bartek, Marek), ale nie pokochać. Było mi jej wówczas naprawdę żal. Dobrze zagrana scena.

I tu zgadzam się z Agamnik. Cokolwiek Marek mówił czy robił po jej odejściu, nie była w stanie uwierzyć w ani jedno jego słowo. Słusznie nie chciała go znać i dopiero wtedy byłaby głupią, naiwną idiotką, gdyby po paru słowach 'przepraszam' i 'wybacz mi' rzuciła mu się na szyję. Zbyt głęboko ją zranił, tym bardziej, że wiedział o Bartku, a mimo to zachował się nie lepiej niż on.
Owszem, sama w to weszła. Mogła zachować się mądrzej i dojrzalej i już po pierwszym pocałunku uciec choćby na księżyc, ale po pierwsze to tylko serial i akcja musiała toczyć się dalej, a po drugie, kto z nas choć raz w życiu nie uległ chwili nie bacząc na konsekwencje. Wiem, tu była narzeczona i status 'tej trzeciej', ale ja i tak w tej kwestii bardziej obwiniałabym Marka niż Ulę. Oczywiście, nigdy wprost nie powiedział, że zostawi Paulinę, ale parokrotnie dał Ulce do zrozumienia, iż kiedyś w przyszłości może się tak zdarzyć. Mógł tego nie robić. Mógł zdobyć się na szczerość i albo zakończyć te randki z nią albo przyznać się do tego, co do niej czuje. Agamnik ma rację. Oboje zawinili, może dlatego, że tak bardzo byli do siebie podobni.
Jeśli miałabym konkretne zastrzeżenia do zachowania Ulki, to zdecydowanie do tej po przemianie. I tu się zgodzę, bo też nie widzę stałego, szczęśliwego związku Marka z Ulą, ale ja nie widzę z tą 'piękniejszą' Ulą... Z tą dawną, a zwłaszcza z tą już dojrzałą, poważną i mądrą dziewczyną, jaką stała się po ich rozstaniu, a przed przemianą, jak najbardziej.

PS. Trochę rozśmieszyło mnie to info o ponownej powtórce Brzyduli na TVN7.

ariana_FB

"PS. Trochę rozśmieszyło mnie to info o ponownej powtórce Brzyduli na TVN7."

Mnie trochę też, ale i tak się ciesze. ;)

Agamnik

Nikt nie zaprzeczy temu, że serial stał się kultowy, przecież "BrzydUla" ma na koncie nagrody, wysoką oglądalność i ciągle ludziom się nie znudziła, ten serial ma w sobie pewną magię, głównie dzięki barwnym postaciom i bardzo dobrej lub dobrej grze aktorskiej, a także świetnej i interesującej fabule (głównie do momentu, w którym Ula wyjechała z Warszawy, bo wtedy zaczęło się sypać)... Śmiem twierdzić, że to jeden z najlepszych seriali III RP.

Jednakże ja bardziej oczekuję na to, że być może, któraś stacja kiedyś wyemituje kolumbijską "Brzydulę Betty", bo niestety jakość serialu w internecie jest tragiczna, a jakoś oryginał bardziej do mnie przemówił niż nasza wersja... TVN kiedyś emitował ten serial, ale po tym jak wyprodukował własną wersję, to już więcej jej nie wpuszczał na ramówkę, a szkoda...

cloe4

Też się o to modlę od dawna, może napiszmy jakąś petycję? W sumie emitowali Kobietę w lustrze, Zbuntowanego Anioła czy Jesteś Moim Życiem, ale to chyba niestety inne stacje :( TVN nie wiem czy ma taki zwyczaj (w sensie nie tvn tylko jakie tam oni mają swoje stacje powtórkowe xD).

Vickynella

Jedyna stacja, która mogłaby wyemitować, to TV Puls. ;)

ocenił(a) serial na 9
cloe4

TVN dwukrotnie emitował YSBLF i nie ma już do niej prawa. Musiałby odnowić i zapłacić za licencję. A wziąwszy pod uwagę jakim hitem ta tela się okazała, że jest najczęściej remakowana w historii, to przypuszczam, że jest nawet droższa i to sporo niż wtedy, w dwutysięcznym roku, a to przecież nowość była. Nie wierzę, że którakolwiek stacja zechce wydać tyle kasy na telenowelę, która w Polsce traktowana jest jako coś gorszego, serial dla emerytek, gospodyń domowych i ćwierćinteligentów.
Pozostają tylko chomiki, gdzie jest cała YSBLF.

Agamnik

Jakoś Zbuntowanego Anioła emitują na TV Puls (również telenowela, gdzie w Polsce są one pogardzane w dzisiejszych czasach), więc dlatego nie YSBLF?

ocenił(a) serial na 9
cloe4

Może od nowa wykupili licencję, a może inaczej była skonstruowana umowa z Polsatem. Nieprzypadkowo od nowa są puszczane tele co były kiedyś na Polsacie, lub na Pulsie.
W każdym bądź razie jeśli chodzi o TVN, to wiem, że oni wykupują tele na dwie emisje i takie podpisują umowy. Czytałam o tym przy okazji PDG (Gorzkiej Zemsty), gdzie chyba właśnie po powtórce na TVN7 napisali, że już więcej ich nie będzie, bo skończyła im się licencja, a sami podpisują umowy na dwie emisje. Zresztą żadna tela z TVN nie była więcej niż dwa razy emitowana, bez względu jaki to był hit, z Gorzką Zemstą właśnie, YSBLF czy Rubi na czele.

Agamnik

Poddaje się bo mam problem z jasnym wyrażeniem tego o co mi chodzi skoro faceta, który był dla mnie wręcz swinia, niedojrzałym, leniwym, rozpuszczonym przez życie lovelasem uważasz, że traktuje jak półboga. Jego akcje z poczatku serialu jak np zareczyny by tylko ocalic wlasna dupe byly żenujące. To jak kręcił Ula tez było niedopuszczalne, mimo że weszła w to jak ciele na rzeź widząc wcześniej jak kończyły jego kochanki. Po prostu oni mi nie pasowali jako para czy to tak trudno zrozumieć? Ona była mało interesująca, przepraszam ale tak uważam i zdania nie zmienię.

ocenił(a) serial na 9
GosiaS13

Gosiu przecież nikt nie każe ci go zmieniać, ale proszę ty też uszanuj nasze zdanie, gdy się z nim nie zgadzamy. Rozumiemy też i szanujemy to, że uważasz, że Ula i Marek byli niedopasowani, ok, fajnie że jest tyle spojrzeń na ten serial. Tylko ty też zrozum naszą opinię, że się z tobą nie zgadzamy. Ani nie jesteś dziwna, ani my też nie jesteśmy, mamy tylko inne poglądy. Napisałam to powyżej, nie po to by cię przekonać, tylko by wyjaśnić dlaczego w tym przypadku tak a nie inaczej wnioskuję i tak też twoją wypowiedź odebrałam.
Dlaczego nie uważam by Marek był świnią, mimo że miał sporo świńskich zagrań, które bardzo dobrze widziałam. Dalej dlaczego uważam że Ula nie była cielęciem, mimo że jej początkowy infantylizm zwalał z nóg, i też je wszystkie akcje widziałam i nie usprawiedliwiałam łatwo. Oraz w efekcie, dlaczego dla mnie oni byli podobni do siebie i idealnie dobrani jako para, także dlatego że oboje pod swoim wpływem dojrzeli i się zmienili.

GosiaS13

Przepraszam, ale Gosiu sama wcześniej napisałaś, że Marek gdzieś tam w środku był fajnym facetem. Wychowanie, młodość i życie w oderwaniu od trosk dnia codziennego, brak problemów materialnych, stanowisko dyrektora do spraw promocji w prestiżowym domu mody, które zapewne dostał z przydziału, przebywanie tylko w otoczeniu ludzi pięknych i bogatych, brak kontaktu z osobami spoza jego środowiska każdego by zepsuły. Dopóki nie poznał Ulki, nie zobaczył, że można żyć inaczej, skromnie, w zwykłym domu bez służącej, ale za to w otoczeniu ciepła i miłości, nie pomyślał nawet o tym, aby coś w swoim życiu zmienić. To, że w tym wszystkim potrafił, w przeciwieństwie do swojej narzeczonej, zrozumieć, zobaczyć więcej, niż tylko luksus i bogactwo, świadczy o jego wrażliwości i dobroci ukrytej gdzieś głęboko, ale dzięki Ulce powoli wydobywanej na wierzch.
Ula była może mało interesująca, ale była inna niż wszystkie kobiety, z którymi dotychczas miał do czynienia i to go w niej zaintrygowało. I nie mam na myśli wyglądu, rzecz jasna.

PS. Co do Twojego pytania odnośnie tego, gdzie jeszcze można zobaczyć pana Filipa, to może skusiłabyś się na obejrzenie go na żywo. Gra w spektaklu Kochanie na kredyt. Jeżdżą z tym przedstawieniem po całej Polsce, być może zahaczą o twoją miejscowość albo gdzieś niedaleko.

ariana_FB

Jak najbardziej szanuję Wasze zdanie. Po prostu w pewnych sprawach się zgadzamy w innych nie. Jeśli kogoś obraziłam to przepraszam, nie miałam takiego zamiaru.
Serial jest naprawdę świetny i wcale się nie dziwię, że go maglują któryś raz w telewizji bo tak dobrze zagranych i interesujących postaci w polskim serialu to ja dawno nie widziałam. Może się skuszę i obejrzę jeszcze raz bo oglądając po 10 odcinków dziennie na pewno wiele mi umknęło a i szczerze mówiąc bardziej byłam skupiona na wątkach pobocznych z wiadomych względów ( Simlat, Braciak, Garlicki). I jeszcze pani Gosia Socha dołożyła swoje bo zrobiła z Violetty taką torpedę, że nie umiałam oderwać od niej wzroku i jakoś wszystkie inne kobiece postacie wydały mi się przy niej przeraźliwie nudne na czele z Ulą niestety.
Ariana dziękuję za info, może się kiedyś wybiorę, o ile zahaczą z tym spektaklem o Katowice czy Kraków.
Życzę Wam miłej niedzieli i idę spać bo dopiero co wróciliśmy do domu i piszę to z jednym okiem zamkniętym całkiem a drugim do połowy ;-)

ocenił(a) serial na 9
GosiaS13

Gosiu absolutnie niczym nas nie obraziłaś, nie przepraszaj :) Wszystko jest ok, dzieki temu że mamy różne zdania, mozemy się jak to ktoś określił "ładnie różnić", a i dyskusja się kręci. Zresztą mnie samej óżne poglądy się zmeiniały jak ogladałam czy to za drugim, czy trzecim razem, dostrzegałam wiele innych szczegółów, na coś innego zwracałam uwagę i to też jest fajne w tym serialu.
Odnośnie "Kochania na kredyt", bo sama się wybieram do Kielc, nie znalazłam nawet jednej nie tylko negatywnej, ale kontrowersyjnej recenzji czy opinii. Bardzo podoba się zarówno widzom jak i krytykom. Co "dziwniejsze" np w Przegladzie Teatralnym byla świetna recenzja nie tylko treści spektaklu, ale bardzo dobrej gry aktorów. Miałam złośliwą, cichą satysfakcję, szczególnie w kontekście właśnie Filipa, którego się czepiano, że gra urokiem, wieczny amant (mimo że grając właśnie Marka, był po raz pierwszy amantem), aktor jedenj, dwóch min itd. A tu proszę, recenzenci zachwyceni jego grą.

Tutaj jest strona internetowa spektaklu:
http://kochanienakredyt.pl/


A tu występy planowane:
15.11.2014 r. – godz. 17:00 – WROCŁAW
15.11.2014 r. – godz. 20:00 – WROCŁAW
28.11.2014 r. – godz. 19:00 – WARSZAWA
29.11.2014 r. – godz. 18:00 – INOWROCŁAW
30.11.2014 r. – godz. 18:00 – OLKUSZ
05.12.2014 r. – godz. 20:00 – GDAŃSK
06.12.2014 r. – godz. 16:00 – OLSZTYN KORTOWO
07.12.2014 r. – godz. 16:00 – GDYNIA
08.12.2014 r. – godz. 18:00 – REDA
09.12.2014 r. – godz. 19:00 – BYDGOSZCZ
12.12.2014 r. – godz. 19:00 – ŁÓDŹ
13.12.2014 r. – godz. 17:00 – KATOWICE
14.12.2014 r. – godz. 19:00 – JASTRZĘBIE-ZDRÓJ
29.12.2014 r. – godz. 22:00 – KARPACZ
31.01.2014 r. – godz. 18:00 – SOSNOWIEC
01.02.2014 r. – godz.16:30 – OŚWIĘCIM
02.02.2014 r. – godz. 16:00 – ŁÓDŹ
03.02.2014 r. – godz. 19:00 - WARSZAWA
21.02.2014 r. – godz. 20:30 – LUBLIN
22.02.2014 r. – godz. 17:00 – CHEŁM
23.02.2014 r. – godz. 18:00 – PUŁAWY
24.02.2014 r. – godz. 19:00 – LESZNO
01.03.2014 r. – godz. 17:00 – CHRZANÓW
02.03.2014 r. – godz. 16:00 – BIAŁYSTOK
07.03.2014 r. – godz. 19:00 – KRAKÓW
08.03.2014 r. – godz. 17:00 – KIELCE
21.03.2014 r. – godz. 19:00 – RUDA ŚLĄSKA
22.03.2014 r. – godz. 18:00 – BIELSKO BIAŁA
23.03.2014 r. – godz. 17:00 – RACIBÓRZ
04.04.2014 r. – godz. 19:00 – OTRĘBUSY
05.04.2014 r. - godz. 19:00 – CZERWIONKA-LESZCZYNY
06.04.2014 r. – godz. 16:00 – RZESZÓW
07.04.2014 r. – godz. 18:00 – POZNAŃ
07.04.2014 r. – godz. 21:00 – POZNAŃ
14.04.2014 r. – godz. 19:00 – TYCHY
23.05.2014 r. – godz. 19:00 – OTRĘBUSY

Tutaj jeszcze ta recenzja:


Dziennik Teatralny o spektaklu “Kochanie na kredyt”

Premiera sztuki Marcina Szczygielskiego „Kochanie na kredyt” w reżyserii Olafa Lubaszenko odbyła się 24 listopada 2013 roku w Londynie i od tamtego czasu z wielkim powodzeniem wystawiana była w wielu miejscach w Polsce. Sale, nawet te największe, jak w The Mermaid Theatre w Londynie czy w kinie „Kijów” w Krakowie, gdzie na widowni zasiadło jednorazowo ponad 800 osób, były pełne, a większość spektakli kończyła się owacjami na stojąco. O sztuce „Kochanie na kredyt” Dziennik Teatralny informował już 30.01.2014 roku.

Od nowego sezonu istotnej zmianie ulega obsada spektaklu. I właśnie to sprawiło, że 20 września pojechałam oglądnąć przedstawienie po raz kolejny w jego premierowej nowej odsłonie. Karpacz to niezwyczajna dla teatru przestrzeń, ale tutaj Hotel Gołębiewski dysponuje, jako jedyny w Polsce, własną sceną, tutaj odbyła się prapremiera sztuki 16 listopada 2013 roku i z tego miejsca spektakl ponownie wyrusza w Polskę i poza jej granice.

„Kochanie na kredyt” opowiada o uzależnieniach, o fałszywym przekonaniu, że bez niektórych czynności, rzeczy czy osób nie można być szczęśliwym. Jest to także sztuka o lęku przed utratą dobrobytu, sukcesu, miłości. Czy bohaterowie, uwikłani w różne uzależnienia, są szczęśliwi? Marcin Szczygielski wraz z reżyserem i zespołem znakomitych aktorów współczesne, poważne problemy rozważa w formie komediowej.

Anna (Agnieszka Sienkiewicz) traci lukratywną pracę w telewizji i uczucia partnera, a swój wizerunek próbuje poprawić uciekając w świat ekskluzywnych zakupów. Aktorka pokazuje na scenie, że jej filigranowe ciało wypełniają niezmierzone pokłady energii. Nawet wtedy, gdy jeszcze poprzedniego dnia późnym wieczorem, w odległej Warszawie występowała w zmaganiach tanecznych programu telewizyjnego. Agnieszka jest jak kameleon – raz eteryczną kobietą, raz erupcją wulkanu. Z niezwykłą łatwością zmienia „stan skupienia”, także widza.

W nowej odsłonie w Grażynę – macochę Anny wciela się Małgorzata Pieczyńska, aktorka o znaczących dokonaniach teatralnych i filmowych zarówno w Polsce jak i w Szwecji. Niewątpliwą popularność szerokiego odbiorcy zyskała ostatnio dzięki serialom telewizyjnym. W spektaklu „Kochanie na kredyt” odnalazła własną wizję spragnionej miłości kobiety, bardziej wyrazistą niż kreacja jej poprzedniczki w tej roli. Dzięki żywiołowemu temperamentowi Małgorzaty Pieczyńskiej i doskonałemu warsztatowi aktorskiemu prawione przez Grażynę złośliwości zawierają więcej pikanterii, a cała gra wywołuje u widza mocniejsze emocje.
Najbardziej barwną postać komedii kreuje w nowej odsłonie Przemysław Sadowski. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym aktorem w teatrze, więc obiecywałam sobie wiele dobrego po zmianie obsady. I nie zawiodłam się. Sadowski w roli Pawła – celebryty o niezaspokojonych ambicjach, zabiegającego o popularność i sławę – pokazał swój komediowy pazur. Aktor całą paletą barw, z wieloma odcieniami, oddaje lęki uzależnionego skrywane pod nonszalanckim zachowaniem.

Aktor nie zawiódł także obecnych na sali kibiców siatkarskich (to żartobliwie, jak w komedii), gdy w zgrabny sposób wplótł w swoje kwestie aktualny wynik toczącego się równolegle mistrzowskiego spotkania Polska – Niemcy. I dalej już na serio. Przede wszystkim nie zawiódł, gdy feralny stolik doprowadził Aktora do poważnej, bolesnej kontuzji, lała się krew, a Przemysław Sadowski z uśmiechem na twarzy ulegał niezwykłej transformacji, by z wdziękiem, fantastycznie zaśpiewać w końcowej scenie jako Vanessa P. Tym bardziej w takiej sytuacji Aktor zasługuje na podziw. To się nazywa profesjonalizm na najwyższym poziomie. Brawo. Magia teatru polega na tym, że nie wszystko do końca jest przewidywalne i wszystko może się wydarzyć.
Wracając do kolejnych bohaterów sztuki, na drodze zadłużonej po uszy Anny staje komornik. Urząd komornika nie kojarzy się z komediową zabawnością. Komornik Dominik, którego gra Filip Bobek, nie jest typowym bezdusznym urzędnikiem, choć początkowo tak to Aktor przedstawia. Wkrótce jednak pokazuje człowieka o wielkiej empatii pozwalającej wierzyć w ludzi, a jego wrażliwość uwalnia energię ku prawdziwym wartościom i marzeniu o szczęściu. Dzięki precyzyjnej grze Filipa Bobka gestem, słowem, spojrzeniem, można łatwo odnaleźć klucze do rozwiązania problemów nurtujących nie tylko bohaterów sztuki, ale i wielu zasiadających na widowni.

Piotr Zelt, jako ochroniarz Łucjan, towarzyszy komornikowi. Jest nieporadny, zalękniony, jąka się… ale to tylko cechy aktorskiego wcielenia, a nie surowa ocena gry. Uwolniony od lęku Łucjan, dzięki zabiegom pewnej energicznej kobiety, potrafi walczyć o swoje szczęście, a Piotr Zelt wywijać hołubce i wywoływać salwy śmiechu.
Zmiana niemal połowy obsady spektaklu „Kochanie na kredyt”, który do tej pory cieszył się znakomitym przyjęciem publiczności, to duże ryzyko producentów, ale nie pierwsze z ich strony. Teatr MY zaryzykował już rok temu wystawieniem premiery w The Mermaid Theatre w Londynie. Z powodzeniem. Po obejrzeniu wczorajszej premiery w nowej odsłonie mogę napisać, że przedstawienie nabrało jeszcze większego wigoru komediowego, że cały zespół świetnie na scenie współpracuje, nawet w sytuacji wszystkich zaskakującej, a dobra energia płynąca ze sceny udziela się publiczności. Widownia w Karpaczu przyjęła nową obsadę znakomicie, reagując wybuchami śmiechu i gromkimi brawami.
Sztuka „Kochanie na kredyt” bawi do łez, ale i daje do myślenia. To taka bezbolesna psychoterapia uzależnień przeprowadzona w eleganckiej oprawie wizualnej (scenografia Wojciech Stefaniak, kostiumy Tomasz Jacyków) i muzycznej (Zdzisław Kalinowski).

Teatr MY Berg&Marcinkowski, który jest producentem owego wydarzenia, po przerwie wakacyjnej ogłosił szczegółowy kalendarz spektaklu na jego oficjalnej stronie www, tym razem kierując swe drogi głównie na sceny Polski północnej. Z nieśmiałych anonsów wiadomo także, że Teatr MY wybiera się ze spektaklem do Polonii, nie tylko w Europie.
Tym, którzy jeszcze nie byli, ale i tym, którzy już byli, polecam nową odsłonę inteligentnej i błyskotliwie zagranej komedii.

FAMa
dla Dziennika Teatralnego
21 września 2014

źródło: http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/kochanie-na-kredyt-w-nowej-odslonie.htm l

Już z tego powodu i świetnej opinii ludzi którzy byli i widzieli spektakl, nie tylko recenzentów, bym się wybrała, zresztą idziemy całą paczką.

Agamnik

Gosiu, ja się nawet bardzo cieszę, że się różnimy w naszych poglądach na ten serial i bohaterów. Bez tego dyskusja nie byłaby tak ciekawa, a i świat byłby nudny, gdyby wszyscy myśleli, mówili i postępowali tak samo:)
Co do info, to nie ma za co. Ja chyba też się wybiorę, bo o ile lubię teatr i bywam od czasu do czasu, to nie przepadam za komediami, ale w tym przypadku recenzje są na tyle dobre, że chyba warto samemu zobaczyć.

Tak jeszcze poczytuję te nasze wypowiedzi i rzeczywiście wygląda na to, iż tvn trafił w dziesiątkę z tym serialem. Fajnie, że wzbudza tyle emocji, że ludziom chce się rozmawiać o postaciach, ich charakterach, że te postacie nie są takie jednolite, że każdy z bohaterów ma wady i zalety, jak w życiu, że raz oceniamy kogoś dobrze, a raz źle, że zauważamy zmiany w postępowaniu, że w jednej scenie ktoś wzbudza sympatię, w innej antypatię, że jest tyle postaci drugoplanowych i nawet trzecioplanowych, które w wielu momentach kradną sceny tym głównym (Dąbrowska, kurier czy nawet chłopak – chyba gej, który gdzieś tam na drugim planie przewija się przez cały serial, w bufecie, na korytarzu upuszczając jakieś projekty, czy zwyczajnie po prostu przechodząc, jednocześnie kręcąc zalotnie tyłeczkiem). Do tego dochodzi humor, dowcipne, cięte dialogi, dobrze wkomponowana muzyka i ogólnie świetna gra aktorska, mimo tylu zmieniających się w trakcie kręcenia serialu reżyserów.
I skoro tvn7 w miesiąc od zakończenia powtórki znowu zaczyna powtórkę Brzyduli, to oznacza, że ludzie chcą to oglądać. I dyskusję można zacząć od początku, omawiając na przykład tym razem każdy odcinek po kolei:)
Chociaż ja osobiście mam małą awersję do Uli z tych pierwszych odcinków. Jak dla mnie, zbyt ją ośmieszono. Rozumiem zamierzenia scenarzystów. To miała być prosta dziewczyna ze wsi, która wpadła w wielki świat mody i blichtru, ale jakby nie było, przez kilka lat studiowała w Warszawie i miała półroczną praktykę w banku, więc aż tak nieobyta nie powinna być. Ale po przełknięciu pierwszych 20, 30 odcinków, dalej już jest lepiej i już nie razi mnie aż tak jej zachowanie.
Agamnik, wspomniałaś gdzieś wcześniej, że Ulę po tym niefortunnym występie na pokazie w Łazienkach powinno się z hukiem wywalić z roboty. Ależ przecież ją wywalono, bodajże zaraz na drugi dzień. Paulina kazała Markowi ją zwolnić, a on zlecił to Sebastianowi. Pamiętasz. Marek podziękował Violi za uratowanie życia, a Uli kazał się pozbyć. Dopiero po obejrzeniu tej kasety z monitoringu pojechał do niej do domu, przeprosił i poprosił, aby wróciła do pracy. Miałam to sprostować już wcześniej, ale zapomniałam:)

I jeszcze małe, tym razem techniczne, pytanie do Agamnik. Jak udało Ci się przepchnąć zewnętrzne linki? U mnie czasami nie przechodzą wielokropki ani nawet cudzysłów?

ocenił(a) serial na 9
ariana_FB

Ariana, ale ja nic nie robię, po prostu kopiuję i wklejam linka. Nie miałam do tej pory żadnych problemów z pisaniem. Nie bardzo wiem jak ci pomóc.
Odnośnie Marka i wyrzucenia Uli, to jak wiem, że następnego dnia ją zwolnili. Ja pisałam o pokazie, że zdziwiło mnie to, że ani Marek, ani Krzysztof, ani Sebastian nie powiedzieli jej, że po tym skandalu co wywołała nie powinna się pokazywać w pracy, chyba tylko po to, by zabrać swoje rzeczy.

ariana_FB

A ja miałam czasem wrażenie, ze Ula nie jest ze wsi tylko w ogóle z innej planety. To co zrobiła na tym meczu charytatywnym to była jakaś rzeznia, chyba tylko osoba z buszu by wjechała na swojego szefa i mówiła mu co ma robić. Naprawdę, tu już wsią ani kompleksami ani nieobyciem takiego zachowania tłumaczyć nie można bo to by była obraza dla ludzi ze wsi.

GosiaS13

Spokojnie, to serial komediowy z dużą dawką groteski, wszystko, co tam dzieje się jest fikcją :)

Vickynella

Powaga ? :-)

Agamnik

Mój brat z dziewczyną byli wiosną na tym przedstawieniu i byli zachwyceni choć wtedy była inna obsada- Arciuch i Kasprzykowski grali.
A teraz jakby na zamówienie patrzę i są Katowice i to już za miesiąc więc zamówiliśmy kilka biletów i też idziemy w większym gronie. Z tego co widziałam zamawiając bilety chyba naprawdę są pełne sale więc to najlepsza recenzja dla spektaklu i poziomu gry aktorskiej.
Co do pana Filipa niestety zbyt mało widziałam jego filmów żeby się wypowiadać. W Sali samobójców miał niewielka rolę, a w Klubie Szalonych Dziewic grał takiego trochę podrywacza jak w Brzyduli. A już w samej Brzyduli spisał się naprawdę dobrze i nie odstawał jakoś wyraźnie od Braciaka, Hirsch czy Simlata, a była to jego pierwsza tak duża rola. Na dodatek czytałam wywiad z panią Mają właśnie i mówiła, że praca nad tym serialem to była orka(choć bardzo przyjemna), po 25 dni w miesiącu od rana do wieczora wiec tym bardziej trzeba docenić ze wszyscy tak świetnie zagrali w tym pan Filip.
A nasi recenzenci są typowymi Polakami, dogodzić im się nie da i nawet nie ma sensu próbować ani się przejmować tylko robić swoje i tyle. Jakby pan Gajos posłuchał krytyków po Czterech Pancernych to nie byłby tym kim teraz jest. Mu też przypieto łatkę a wręcz łacisko ślicznego blondwłosego chłoptasia z czołgu. Powoli, całymi latami się jej pozbywal grając coraz lepsze role czego i panu Filipowi życzę.

GosiaS13

„A ja miałam czasem wrażenie, ze Ula nie jest ze wsi tylko w ogóle z innej planety. To co zrobiła na tym meczu charytatywnym to była jakaś rzeznia, chyba tylko osoba z buszu by wjechała na swojego szefa i mówiła mu co ma robić. Naprawdę, tu już wsią ani kompleksami ani nieobyciem takiego zachowania tłumaczyć nie można bo to by była obraza dla ludzi ze wsi.”

Dlatego pisałam wcześniej, że w początkowych odcinkach przesadzono trochę z wizerunkiem Uli. Z jej zachowaniem, niezgrabnością, nieobyciem. Po studiach w mieście i stażu w Banku powinna jednak mieć więcej klasy. Na szczęście później to w jakiś sposób nadrobiono. Ale chodziło pewnie o pokazanie kontrastu i różnic pomiędzy Markiem a Ulą, tego, z jak innych są światów. A że scenarzyści trochę z tym przesadzili, mówi się trudno.

A jeszcze co do innych wcieleń Filipa Bobka, to na fali popularności Brzyduli nakręcono inny serial, też na licencji, tylko chyba tym razem argentyńskiej. Tytuł Prosto w serce. Na pewno słyszałaś. Oprócz Filipa zagrali też inni aktorzy z Brzyduli, Socha, Braciak. Niestety, ten serial to straszny niewypał, ja obejrzałam parę odcinków i dałam sobie spokój. Zresztą wystarczy poczytać opinie na innych serialowych forach czy nawet na filmwebie. Popłuczyny po Brzyduli to jeszcze bardzo łagodne określenie. Może to wina Ani Muchy, którą i tak mało kto lubi, to w tym serialu zagrała wyjątkowo źle, a może ogólnie to wina scenariusza, reżyserii, gry aktorskiej. Serial zalatywał sztucznością i do dziś pamiętam opinię jakiegoś widza, który scenę łóżkową Artura i Moniki (to bohaterowie serialu) określił w jednym zdaniu: 'więcej chemii było, kiedy serialowy Marek ściągał okulary serialowej BrzydUli':)
Zresztą o (nie) popularności serialu może świadczyć fakt, iż od czasu premiery (chyba 2010r.) tvn ani razu nie skusił się na powtórkę. W każdym razie ja sobie nie przypominam, aby takowa była. W przeciwieństwie do Brzyduli, którą znowu będziemy oglądać, a tych powtórek było już sporo. Nie pamiętam ile, ale 4, 5 na pewno.
A obecnie można zobaczyć oryginalną wersję serialu Prosto w serce na Pulsie codziennie o 14.30. Tytuł „Jesteś moim życiem”, oryginalny „Sos mi vida”. Godz. 14.30 to nie jest moja pora na oglądanie telewizji, w południowo – amerykańskich telenowelach też nie gustuję, ale czasami zdarza się, że zerknę, i ogląda się całkiem, całkiem. Być może to zasługa ślicznej Natalii Oreiro, bo nawet mojego męża, dla którego w filmowej bibliografii istnieją tylko Szybcy i wściekli, ewentualnie Brudny Harry, przyłapałam kiedyś na oglądaniu Zbuntowanego Anioła:))

ariana_FB

Ponoć powstał taki polski serial jak "Danie dnia" z Julią Kamińską i Filipem Bobkim w rolach głównych. Scenariusz do niego pisała ponoć sama Kamińska. Początkowo ten serial miał być nadawany po "Julii" (ostatniej telenoweli TVNu, bo potem nastąpiły czasy bzdurnego "Szpitala" i innych paradokumentalnych bzdetów) pomiędzy 2012 a 2013 rokiem, jednak TVN go nie kupił i obecnie tworzą się różne plotki na temat tego serialu. Niektórzy uważali, że pojawi się na wiosnę 2013 roku, później miał się pojawić na jesień tego roku, ale jednak nigdy się go nie doczekamy, a szkoda... Z tego co wiem powstało kilka odcinków tego serialu, ale do tego czasu nie zostały on wyemitowane na żadnym polskim kanale...

http://www.filmweb.pl/serial/Danie+dnia-2013-674934

http://www.fakt.pl/Brzydula-powraca-Julia-Kaminska-w-nowym-serialu-TVN-Danie-dni a-Koniec-serialu-Julia-z-Rosnowska,artykuly,184513,1.html

http://superseriale.se.pl/seriale/danie-dnia-nowy-serial-julii-kaminskiej-nie-do czeka-sie-emisji-w-telewizji_335554.html

ocenił(a) serial na 9
ariana_FB

Zgadzam się z wami dziewczyny, zachowanie Ulki na meczu tenisowym było żenujące i to nie tylko wtedy, gdy niemalże chciała przez płot skakać, ale właśnie w scenie z asystentką Terleckiego. Ale mimo wszystko sama scenka w porównaniu do tej z drugiego odcinka, której nie cierpię, mnie śmieszy. Ula jest skończoną idiotką fakt, ale zrobiła to, bo była wściekle zazdrosna i wiedziała że to tani podryw, który skończy się zniknięciem gdzieś za róg Mareczka z panną, w wiadomym celu. Oczywiście nawet przed sobą wmawiała sobie, że to nie zazdrość, lecz dbanie o "kręgosłup moralny" szefa xddd.
Ja uwielbiam jak oni są o siebie zazdrośni, nawet jak robią z siebie idiotów. Może to mój spaczony gust. Kocham wspomnianą przez Arianę "walkę kogutów," czyli kłótnię Marka i Maćka oficjalnie o wiarygodność w interesach i Pro S, a w rzeczywistości o Ulencję. Za każdym razem padam ze śmiechu jak Ulka wpada do gabinetu Marka, jak się kłócili, a ci przed nią grają "że oczywiście że się nie kłócili, gdzieżby śmieli, wyjaśniają sobie tylko ...męskie sprawy". Jeden mówi, a drugi potwierdza...xd Proszę też ją by ich zostawiła samych, bo muszą "zakończyć" wyjaśnienia. Oczywiście Ula nigdy nie poznała szczegółów.
Jakże to inaczej wygląda niż bójka Marek/Piotr, gdzie Piotruś- mazgaja z płaczem się poskarżył Uli na Marka i jeszcze skłamał. Cóż nie był "prawdziwym facetem", jak ci dwaj hahaha xd

Agamnik

Bo ta bójka Marka z Piotrem to była tylko żenująca powtórka schematu z pierwszej części serialu. W ogóle można odnieść wrażenie, że tą drugą część po przemianie Ulki scenarzyści pisali albo na kolanie, albo zabrakło głównodowodzącej osoby, która trzymała w ryzach lekkość a zarazem humor i inteligencję scenariusza.
Też lubię tą scenę kłótni Marka i Maćka i wparowanie Uli do gabinetu, ale podoba mi się również to, jak Marek stanął w obronie Uli przed Rafałem na pokazie, na który wcześniej nawet nie miał zamiaru pójść. I to zaproszenie do tańca. A już scena powrotu samochodem i bełkot pijanego Sebastiana - boskie to było.
A bójka z Bartkiem. Bardzo fajnie i realistycznie zagrane. Marek wychodzi z samochodu, chwila męskiej rozmowy, riposta Marka ' a żebyś wiedział' na uwagę Bartka, że to nie tylko kolega (szef), niedostrzegalny znak dla Uli, aby odsunęła się do tyłu, piękna odzywka w stylu 'spadaj, gnoju' i poszło...
I na marginesie. Może zabrzmi to dziwnie, ale w serialu podobało mi się nawet i to, iż czasami zdarzały się bohaterom i przekleństwa (jak w życiu). Marek chyba nazwał kiedyś Aleksa skur...em, a Przemko w scence przy windzie, kiedy to Marek nie miał dla niego czasu, bo spieszył się, aby przeprosić obrażoną Ulę, podskoczył i zaintonował dosadnie 'k...wa':)
Możliwe, że takie wyrażenia nie pasują do popołudniowego serialu, ale mnie to wyjątkowo nie raziło a i świadczyło o tym, że ktoś rozpisując role miał na uwadze i to, aby stworzyć bohaterów z krwi i kości, którzy nie zawsze zachowują się i mówią tak, jak nakazuje przyzwoitość i nie zawsze mieszczą się w ogólnie przyjętych normach.

ocenił(a) serial na 9
ariana_FB

ja więcej pamiętam przekleństw. Marek powiedział cholera, tylko już nie pamiętam scenki. Za to pamiętam jak po scence z kolczykami, jak Ulka mu je oddała i powiedziała do słuchu, na zaproszenie Sebastiana na tenisa odpowiada "wiesz gdzie mam dzisiaj tenisa"... DD. Kojarzę też tekst chyba do Seby, jak coś mówi głupiego, a Marek do niego "co ty pieprzysz"...

Agamnik

To ostatnie wyrażenie nawet dokładnie pamiętam, bo to też jedna z moich ulubionych scen. To było, jak Sebastian przyszedł do Marka z delegacjami, domyślił się, że Marek zabiera Ulę na romantyczny wypad do SPA daleko od szwalni i nie mógł zrozumieć po co, skoro Ulka została już dyrektorem finansowym. Marek oczywiście zasłonił się raportem, Seba rzucił coś w stylu 'a może ci się to podoba', na to Marek 'przestań pieprzyć!'
Kolejna ucieczka przed miłością i kolejna zasłona przed Sebastianem. Notabene, Seba nawet nie dowiedziałby się o tym wyjeździe, gdyby nie te delegacje, bo intryga nie miała już żadnego znaczenia i to od dłuższego czasu. Jak oglądałam ten ich pobyt w SPA to od razu pomyślałam sobie, że Mareczek coś kombinuje. Gdyby faktycznie chodziło mu tylko o raport, to powinien raczej zmuszać Ulę do pracy, a nie odciągać ją od niej. 'Nie teraz', 'papiery niech leżą' i tym podobne. Niewiele w tym SPA popracowali nad raportem:)

Agamnik

Ja pamiętam, jak Ula mówiła: "Istnieje cała prawda, półprawda i g*wno prawda." ;D

ocenił(a) serial na 9
cloe4

tą sytuację znowuż ja dobrze pamiętam. To był słynny list Uli, gdzieś 103 odcinek i nie mogła uwierzyć i pogodzić się z tym, że po tym co jej opowiadał Marek znów ma romans z Julią. Do tego zżerała ją zazdrość, szczególnie jak usłyszała "kociołek rozkoszy", jaki zamówiła Vilka podająca się ja Julię xDDDD.

A wracając do przekleństw, w dzisiejszym znielubianym przeze mnie drugim odcinku Alex komentuje oświadczyny marka paulinie. "Nie ma to jak oświadczyć się, by ratować swoją d.upę". Haha

ariana_FB

Ja sobie obejrzałam przed chwilą wpadki z Prosto w serce i trochę się dziwię, że nie zagrało między panią Anią i panem Filipem bo wyglądało mi na to, że chyba naprawdę się polubili i dobrze im się razem pracowało. No, ale skoro wszyscy piszą, że serial był nudny a chemii między nimi brak to pewnie tak było.
p.s. Zaraz spróbuje wyszukać na playerze odcinki z tymi scenami łóżkowymi i sama ocenię ;-)

GosiaS13

Szukałam, ale nie znalazłam więc zerknęłam na ostatni odcinek bo wiadomo tam zawsze jest choć pocałunek i był - taki dość .... mocny i zachłanny ;-)
p.s. jeśli cały serial był jak ostatni odcinek to faktycznie, nie obrażając nikogo chyba był kiepski

GosiaS13

"Prosto w serce" nie było nawet takie złe... "Majka" była o wiele gorsza, a PwS było przynajmniej zabawne (szczególnie ostatnie odcinki, i zabawny romans Czarka i Konstancji) ;) Ale Mucha była kiepska, dopiero jak odeszła z serialu, o dziwo uznałam, że serial był całkiem fajny...

ocenił(a) serial na 9
GosiaS13

Gosiu możesz spróbować Przyjaciółki, gdzie Filip razem z Gosią Sochą zostali sparowani (oczywiście pewnie przypadkowo :P). Jest miedzy nimi naprawdę duża chemia, zresztą widziałaś ją w Buli. Filip gra od początku 3 sezonu i cały czwarty. W czwartek o 21.00 będzie ostatni odcinek czwartego sezonu. Wszystkie odcinki są na Ipli, kinomanie i seansiku- polecam. Serial lekki, zabawny, miał być polskim odpowiednikiem Desperatek, na szczęście to im nie wyszło (coś a'la Bula), ponieważ, mimo iż został schemat czterech przyjaciółek, całkiem różnych kobiet próbujących sobie ułożyć życie, znajomych jeszcze z liceum, to dostosowano go do polskich realiów i warunków. Naszej mentalności, poglądów itd., przez co mamy bardzo fajną, nieprzesłodzoną komedyjkę. Polecam.

Agamnik

Poszłam w drugą stronę i zerknęłam na wszystko co się dało obejrzeć z panem Filipem przed Brzydulą. Kryminalni, Magda M, Daleko od noszy. Fajnie było obejrzeć Go w innym wydaniu, nie jako przystojniaczka za którym baby szaleją i bez tych wycackanych dopasowanych drogich ciuchów i wystylizowanych włosów. Naprawdę polecam.
p.s. pani Brodzik jest naprawdę kiepską aktorką - to jest dopiero aktorka nawet nie dwóch min tylko jednej

Vickynella

Oto moje porównania wszystkich postaci: ;)
Betty vs. Ula - wygrywa Betty (pisałam już wcześniej dlaczego)
Armando vs. Marek - wygrywa Armando
Marcela vs. Paulina - wygrywa Marcela
Nicolas vs. Maciek - wygrywa Nicolas
Patricia vs. Violetta - wygrywa Violetta
Mario vs Sebastian - wygrywa Mario
Daniel vs. Alex - wygrywa Alex
Hugo vs Pshemko - wygrywa Pshemko
Michell vs Piotr - wygrywa Michell
Rodzina Betty vs. Rodzina Uli - wygrywa rodzina Betty
Przyjaciółki Betty vs Przyjaciółki Uli - wygrywają przyjaciółki Betty

8 : 3 dla Kolumbii wg mojego zdania.

(nie brałam pod uwagę postaci, które nie miały swoich odpowiedników, bo ich też jest dość dużo)

PS. Wkrótce napiszę dlaczego takie jest moje zdanie. ;)

cloe4

Ja pozwolę się odnieść ;)
O ile przyjaciółki Uli nie były zbyt mądre to przyjaciółki Betty były strasznie głupie moim zdaniem. Jak chodziły na ploty do łazienki to tak darły się, że wszędzie je było słychać. Jedyna, którą lubiłem to Inesita. Była mądra, starsza i miała ciekawy wątek z tym porzuceniem przez męża przed wielu laty.
Co do Pshemko to zgadzam się. Ten Hugo zachowywał się jak prostak, a jego ekscentryzm był zbyt przerysowany. Wkurzał mnie.
Ojciec Betty był rzeczywiście lepszy, tzn. bardziej wojowniczy. Józef to straszna ciapa, wręcz memeja. Ale ogólnie wolę rodzinę Uli, gdyż lepiej uzasadniała jej ubiór, sposób bycia i ogólne zachowanie.
Nicolas był zabawny, ale jak dla mnie zbyt groteskowy. Maciek też mnie denerwował, ale już wolę go.
Violetta - pełna zgoda, chyba za długo uzasadniać dlaczego :D
Mario-Sebastian - dla mnie remis

Nie cierpiałem za to Armanda. Co prawda trudno mnie jako facetowi wypowiadać się nt. upodobań kobiet, ale naprawdę nie rozumiem jak można go lubić, a co dopiero bez pamięci się zakochać jak Betty czy Marcela. Uważam, że był zarozumiały, arogancki, bezczelny, głupi, a co najgorsze - niezrównoważony. Marek miał za uszami wiele, ale przynajmniej jakoś uzasadniono, dlaczego Uli się tak podoba i co w nim widzi :P

rafal4792

Wszystko jest kwestią gustu, ja akurat uważam, że Armado to najlepsza postać z serialu, choć zdaję sobie sprawę, że ty jak i @Agamnik za nim nie przepadacie i szanuję to. ;)

Co do przyjaciółek brzydul - w polskiej wersji na 100% były mniej irytujące, ale wg mnie były postaciami pobocznymi - nie wnosiły zbyt dużo do fabuły (poza Alą i Izą), natomiast w wersji kolumbijskiej - każda ma swoje wady - strasznie plotkują, są głośne i nieodpowiedzialne, ale widać, że to są postacie bardzo ważne dla fabuły serialu - ich kłótnie z "Tlenioną" czy "Pusiacziem" są przefajne no i też każda ma ciekawą historię.

Ale tak jak wspominałam wcześniej w wersji kolumbijskiej postacie są strasznie groteskowe, ale jakoś wzbudziły we mnie więcej sympatii niż w wersji polskiej, które były bardziej realistyczne.

ocenił(a) serial na 9
cloe4

owszem nie znoszę Armando i on jest jedna z głównych przyczyn, dla których wolę polską wersję, ale rozumiem twój punkt widzenia. Mnie odstraszył kilkoma scenami i cieszę się, że nie było ich w polskiej wersj,i bo Mareczka też by nie było. Przede wszystkim to jak się brzydził Betty, dla mnie straszna jest scena jak szoruje zęby po pocałunku, albo upija się w knajpie przed pierwszą nocą. Mega upokarzające dla Betty. Scena czytania pamiętnika też do mnie nie przemawia, nie dość że nie uszanował prywatności, to w tym płaczu był tak groteskowy i przesadzony, że miałam ochotę płakać razem z nim... ze śmiechu. Niby tak szalał za Betty, Marek takich scen nie urządzał, ale jak Betty go odrzuciła to wrócił do Marceli, szybko się pocieszył. Resztę zarzutów już sobie daruję. Jedna scena mi się tylko podobała, jak przyfasolił Mario (Sebusiowi za Malediwy też się należało), w naszej tego nie było.

Moja klasyfikacja:

Betty vs. Ula - Betty, I część wygrywa Ula, II część wygrywa Betty, aktorsko wygrywa Betty (Ana Maria Orozco)

Armando vs. Marek - wygrywa bezapelacyjnie Marek, według mnie to on jest główną postacią i siłą napędową serialu, dobrze że chociaż jego jak Ulkę nie popsuto

Marcela vs. Paulina - wygrywa Marcela. Kreacja Mai świetna, według mnie nawet lepsza niż Sochy, ale Marcela ciekawsza postać, bardziej wieloznaczna, nie tylko z powodu pogodzenia protów, ale choćby stosunku do innych ludzi. Do tej pory pamiętam mądre rady jakie dawała Aurze Marii (czy jak jej tam było)

Nicolas vs. Maciek - wygrywa Maciek. Z całym szacunkiem, ale Nicolas był błaznem, nic dla mnie nie wniósł do serialu

Patricia vs. Violetta - wygrywa Violetta (wiadomo, świetna kreacja i pomysł niby typowej blondynki, takiej troszkę villany z całą jej przemianą i dojrzewaniem, do tego powiedzonka)

Mario vs Sebastian - wygrywa Sebastian. To samo co u Violetty, też troszkę na początku kontrowersyjna postać, ale nie zwykły cham i podlec jak Mario, stopniowo przechodzi za sprawa marka, Violi a nawet Uli na dobrą stronę, świetny i prawdziwy przyjaciel w przeciwieństwie do Maria.

Daniel vs. Alex - wygrywa Alex. Książę ciemności, genialna rola pana Mariusza Zaniewskiego, którego nienawiść zniszczyła. Miał do niej powód, nie wszystko jest czarne, ale zamiast odegrać się na winowajcy- Marku, chciał zniszczyć niewinnych ludzi. Świetne intrygi, wątek. Różnica między nim a Danielem diametralna.

Hugo vs Pshemko - wygrywa Pshemko. Jak większość postaci oryginału Hugo to płytki, głupi, z przerośniętym ego lawirant (właściwie ten opis pasuje co do drugiej postaci). Pshemko na początku też, ale jak praktycznie każdy bohater polskiej wersji dojrzewa, godzi się z synem, zaczyna już wcześniej dostrzegać wnętrze a nie tylko zewnętrzność ludzi (u Hugo tego nie ma), pojawia się mądrość życiowa a jednocześnie nie zanika zabawna chimeryczność i megalomania. Mistrzostwo.

Michel vs Piotr - wygrywa Michel. Tu też wiadomo, Michel to taka dobra duża, Piotr manipulant, wredota, socjopata. Przyznam się, że miałam trochę żal do scenarzystów że antagoniści protów (dla Uli - Paula, dla Marka - Piotr) są tak jednoznacznie negatywni. Dużo ciekawsza byłaby historia, jakby było tak jak w oryginale mieli pozytywne cechy, zalety. Nie wiem dlaczego tak postąpiono, czyżby się bali, że tak jak w kolumbijskiej wersji, z tego co pamiętam, jednak spora część ludzi wolała Michela? nie chcieli do tego w polskiej dopuścić, więc z Piotra zrobili szuję. Niepotrzebnie, skoro tak jak się da wybielili Marka, publika nadal go bardzo lubiła, to nie było szans by wolała Piotra. Dodatkowo byłaby bardziej strawna sympatia i takie zaślepienie Ulki Piotrem, bo facet byłby tego wart. A tak to widownia odbierała ją dalej jako naiwną idiotkę, która wpadła w łapy pierwszego lepszego który się nawinął.

Rodzina Betty vs. Rodzina Uli - wygrywa rodzina Uli. Za historię, prawdziwość, Beatkę i jej mądrości, za logikę, za zbuntowanego Jaśka i że naprawdę dużo wnieśli do serialu

Przyjaciółki Betty vs Przyjaciółki Uli - niestety żadne i tych i tych nie lubiłam

Gustavo Olarte - Adam. Oczywiście bezapelacyjnie ADAM!!!! Haaa jak mogło tego zabraknąć. Kolejna postać "ciągnąca" serial, rzuciła chyba wszystkich na kolana, (panie Łukaszu już to pisałam, ale się powtórzę chapeau bas za tą rolę). Świetnie rozpisana, brawa dla scenarzystów (przynajmniej za to) i świetnie zagrana. Stłamszony, zastraszony, dwulicowy księgowy o gołębim sercu, strasznie pragnący akceptacji. Już sama nie wiem którą scenkę uwielbiam najbardziej, czy Carrambę, czy Vezuvio, czy jak wywalił język Alexowi, czy rozmowę z Wojtkiem - "hej joł", a może jak grał pijanego (umarłam).

Wynik również 8:3 ale DLA POLSKIEJ WERSJI.

Vickynella

Piotr vs Michel
Teraz się tak zastanawiam... ;)
Wiele osób nie lubi Piotra Sosnowskiego, bo za bardzo przykleił się do Uli. Ja też nie darzę go wielką sympatią (Michel z pierwowzoru był fajniejszy), ale fani brzyduli chyba zapomnieliście, że to dzięki niemu Marek wrócił do Uli. Teraz tak się zastanawiam, że podobnie jak Marcela w przypadku Betty, tak samo Piotr porozmawiał z Markiem i powiedział mu by nie wyjeżdżał z Pauliną. To się działo w ostatnim odcinku, ale tak szybko, że mogło to komuś umknąć i niestety nie widzimy tej rozmowy. Więc chyba jednak postać Piotra coś wnosi do fabuły "BrzydUli". ;) Jednakże wada Piotra jest taka, że postać bardzo długo mąci w fabule serialu i aż się ma go dość. Ale bez przesady. Aż tak bardzo go nie nienawidzę. ;) Natomiast na korzyść Michela wg mnie wpływa to, że postać pojawia się jedynie parę odcinków, co więcej jest miły, radosny, wesoły i sympatyczny - całkowite przeciwieństwo ponurego histeryka Armanda. Ale Michelowi też nie kibicowałam, głównie dlatego, że pojawia się stosunkowo za mało, aby go bardziej polubić. Jednakże Michel wydawał się sympatyczniejszy od Piotra i mnie nie wkurzał.

Michel > Piotr (choć obu panów jakoś specjalnie nie darzę sympatią, to też Piotra jakoś nie nienawidzę, ale mnie za to często irytował, Michel szybko zrozumiał, że nie chce być z kobietą, która ma niedokończone sprawy z "poprzedniego życia" i dał jej czas oraz wolność, a Piotr długo nie potrafił odkleić się od Ulki i zrozumieć, że kobieta go nie chce)

Ale nie sadzę by Piotr był manipulantem, socjopatą czy szują (odnoszę się do wypowiedzi @Agamnik). Wg mnie był zbyt "durnawy" by być aż tak sprytny. ;) Zwykła postać, która musi irytować i nic więcej - stety/niestety...

ocenił(a) serial na 9
cloe4

Cloe chyba musisz sobie przypomnieć odcinki z Piotrem. Ja przez powtórkę na TVN7 ostatnio oglądałam i wiedząc co będzie, skupiałam się na szczegółach i dostrzegłam, że Piotr był większą szują niż widziałam za poprzednim razem. W pewnym momencie dla mnie był gorszy niż Paulina, bo ona przynajmniej do szpitala miała jakieś resztki skrupułów. Chciała poinformować Krzysztofa o plagiacie, bo mimo że nienawidziła Uli (nic dziwnego), to dobre imię firmy dla niej było ważniejsze i w sumie dlatego chciał ją do Włoch wysłać Alex, by nie go nie wydała, zresztą nie pierwszy raz nią manipulował. (słynna scena przekupstwa Wiolki by szpiegowała Marka. Paulę to załamało, robiła wyrzuty jak śmiał, to Alex zaczął jej wmawiać.. że to jej wina, przecież prosiła go o pomoc z Markiem, sądząc że w coś się wpakował. A to była… jego metoda, bo lepszej nie wymyślił. Głupia Paula niestety to kupiła. Ale to też dowód jakiejś jej uczciwości) .
Wracając do Piotra. Na początku przedstawiany jest jako sympatyczny „fajtłapa”, co to dobrego klucza do pokoju turystce nie potrafi wydać. Potem widzimy jak ratuje Ulkę, gdy zjadła rybę na którą była uczulona, jak cierpliwie ją wysłuchuje gdy opowiada o nieszczęśliwej miłości i że została oszukana. Widz sobie myśli, fajny przyjaciel, Ulka będzie miała oparcie, pomoże jej wrócić do równowagi. Ale to tylko parę odcinków. Potem nagle zaprasza ją na piknik na którym zabiera się do całowania jej, mimo że zna dziewczynę 3 (słownie trzy) dni i wie, że jest świeżo po rozstaniu z poprzednim chłopakiem. Przy okazji mówi, że jest rozwiedziony, a poprzednią żonę poślubił… dla miejsca w akademiku. Jestem „babą” starej daty, studiowałam jeszcze w latach 90-tych w dość konserwatywnym Lublinie i nie przypominam sobie, by do wspólnego zamieszkania przez parę konieczne było sformalizowanie związku. Po prostu jeden pokój wynajmowały dwie dziewczyny, drugi dwaj faceci i się przeprowadzali, za wiedzą… władz akademika, bo to przecież oni wydawali klucze. Moja kuzynka studiowała kilkanaście lat przede mną i schemat był ten sam. Już pomijam absolutnie kwestie moralne ślubu dla miejsca w akademiku i sposobu traktowania tejże instytucji przez imć pana Piotra. Jak tu zganić Paulę, która chciała poślubić Marka, bo był najlepszą partią, jak Piotr ożenił się z kimś dla miejsca w akademiku? To jest dopiero pustota i nieszanowanie małżeństwa.
Ale nic to, idźmy dalej. Jak Ulka po pocałunku ucieka przed nim i się pakuje, pan Piotr (bo już sobie nadał prawo) robi jej wyrzuty, że ucieka, bo… nadal kocha Marka i nie chce usłyszeć prawdy w oczy. Jakim prawem robi jej te wyrzuty skoro dopiero się poznali i NIC ich nie łączy, pana Piotra nie interesowało. Na szczęście tu Ulka jeszcze mądra była i powiedziała mu co o nim i jego wnioskach sądzi.
Potem pojawia się już w Rysiowie, po kilku dniach, fakt zaproszony podstępem przez Ulinych przyjaciół. Ulka trochę potraktowała go „z buta”, bo myślała, że to podstęp, a facet nachalny. Wyprowadzona więc z błędu i wiedziona wyrzutami sumienia umawia się z nim do kina. Wtedy to zaczynają się schody.
Od samego początku, zanim jeszcze Ula wróciła na dobre do FD najpierw delikatnie, a potem widząc że panna Cieplak nie protestuje, coraz bardziej nachalnie się jej narzuca. Strasznie zaczyna go drażnić obecność Marka i mimo, że nie raz mu zarzucił w rozmowach z Ulką, że Marek ma jakieś kompleksy, to w rzeczywistości on je miał. Ewidentnie zaczyna mu zazdrościć pozycji, tego co posiadał i kim był, czuje się gorszy. Dodam, że niepotrzebnie, ponieważ ani Marek (nigdy nie traktował osób biedniejszych z wyższością, jego też nie), ani Ula nie dali mu to w jakikolwiek sposób odczuć. On sobie to po prostu ubzdurał i wziął na cel udowodnienie „gogusiowi”, że może mieć kasy ile chce, każdą laskę jaką chce, („czuć się królem świata, któremu wszystko się należy” cytat dosłowny z Piotrusia, jak obsmarowywał Marka do Uli), ale Uli z powrotem nie zdobędzie, on „zwykły” chłopak mu ją odbierze i mu pokaże. Nie wiedzieć z jakiego powodu zaczyna podchodzi do tego ambicjonalnie. Absolutnie przy każdej nadającej okazji go obgaduje, każe się Uli tłumaczyć z każdego przypadkowego spotkania. A co robi, a dlaczego, tak nie powinno być, to mu się nie podoba. Znamienna jest sytuacja w klubie 69, gdy Ula mu się zwierza, że nie może się dogadać z rodzeństwem Febo i nie wie jak sobie dalej z tym poradzić, że to nie pierwszy raz jak Alex rzuca kłody. Piotr od razu ironicznie się pyta Uli, co „pan Dobry” na to (a byli z Ulą na randce i chyba w takich chwilach powinni się sobą zajmować, nie interesować się co robi Marek), w tej rozmowie kpił nie tylko z niego, ale pośrednio Uli i jej uczucia, puszczając dobrze ukryte, ale łatwe do odczytania złośliwości na ich temat, aż Ulka „musiała” Marka tłumaczyć, że wyjechał. Potem, gdy na wieść że Pshemko wyjechał tenże pojawił się w firmie, Piotruś zrobił Ulce wymówki, czemu tamten nie wyjechał (tak, po kilku dniach znajomości Piotrek robi wymówki o byłego faceta). Strasznie wkurza mnie ta scena, a to dopiero początek. Nawet Marek mnie wkurzył, nie rozumiem czemu się tłumaczył, że nie wyjechał, szczerze powiedziawszy i Ulce i tym bardziej jej lubemu guzik do tego, to jego życie i jego sprawa, a Ulka się do niego rzucała, że „oberwała” przez niego od Piotrusia. Powinien już wtedy jej powiedzieć, by się zajęli sobą, a nie interesowali się nim i tym co i gdzie robi. Niestety Marek miał za dużo klasy (tej prawdziwej), ponadto był dżentelmenem i kochał Ulkę (też prawdziwie) i zamiast odpowiedzieć wiadomej parce to, co im się należało, jeszcze się tłumaczył. Piotruś jak zajarzył, że to działa, że wzbudzanie w Ulce poczucia winy z jakiegokolwiek, nawet absurdalnego powodu skutkuje, ponieważ ona się wycofuje i robi to, co on chce, zaczął stosować tą metodę prawie za każdym razem. Zaczął się pojawiać zawsze, był odwieźć Ulę do pracy, pobyć z nią na lunchu, zabrać z pracy itd. Za każdym razem nie omieszkał jej „przypomnieć” że tak „mało” czasu ze sobą spędzają, a on tak strasznie tęskni, ona znowu musi do pracy, aż jaki on nieszczęśliwy bo ma dziewczynę na stanowisku (jeszcze nie była jego dziewczyną), znowuż pojawił się ktoś (tu dowolna osoba) co mu ją „zabiera”. To tylko niektóre teksty jakie puszczał do Ulki niemalże za każdym razem gdy ją widział, a jak wspomniałam, widywali się niemalże codziennie, a nawet kilka razy dziennie. To jak to nazwiesz? To nie jest manipulacja i wzbudzanie poczucia winy? Oczywiście po każdym takim zagraniu Ula miękła i zgadzała się, a to na kolejne spotkanie, a to na jakieś ustępstwo, bo przecież Piotruś taki „pokrzywdzony”, tak „mu zależy”, a ona wciąż nie ma dla niego czasu (dla przypomnienia, nawet nie byli parą). Raz, gdy zaczął powoli jej wracać rozum sprzeciwiła się, to było po remoncie w domu Cieplaków, gdzie oczywiście Piotruś „przypadkiem” wpadł na kontrolę. Dowiedział się od Józefa, że Ula też zaraz będzie w domu, bo robią remont łazienki i mimo, że był w pracy, „Piotruś” zaraz zakasał rękawy i wziął się do pomocy. Oczywiście następnego dnia, jak odwoził Ulę do pracy zaczęła się żmudna wyliczanka, że znów jest sam, tęskni a ona idzie, aż w końcu Ulka go zapytała jakim sposobem, skoro ciągle się widują, poprzedni dzień cały razem spędzili, a teraz rano też się widzą. Pierwszy raz Piotruś nie wiedział co odpowiedzieć, stały tekst nie zadziałał i zaczął niby pół żartem coś mówić że chce z nią być cały czas.
A bójka? Owszem to Marek, a dokładnie Sebastian go zaprosi na kosza, ale jak on się zachowywał. Od początku postawił sobie za cel ugranie jak najwięcej punktów nie w kosza, ale u Uli. Ten jego tekst do Marka, że „może Ulce teraz tylko parzyć kawę”, albo wcześniej, jak Marek zaczął gadkę o sporcie, to ten zaraz powiedział o żaglach, wiedząc, że może tym sprowokować Marka, bo właśnie tam Ulę zaprosił. Potem po bójce w pokoju jak zgrywał ofiarę, którą marek napadł, znów nią manipulował i bezczelnie kłamał. Zaczął opowiadać że Seba i Marek to puści faceci, którzy cały czas o klubie i laskach gadają (nic takiego miejsca nie miało) i że nie rozumie, co ona w nim widziała, to nie jest facet dla niej (ten sens). Obraził tym tekstem nie tylko Marka ale i Ulę, któryś raz z kolei podkreślając, że była idiotką wiążąc się z Markiem Tak jak dla Pauliny związek Marka i Uli był „niestosowny, bez klasy”, tak dla Piotra, był dowodem jeśli nie na głupotę, to przynajmniej „brak rozumu wtedy i naiwność”: Uli. Czy facet, który tak o tobie myśli, naprawdę jest coś wart i cię szanuje? To chyba najlepsze dowody na manipulację Piotra.
Potem postanowił złapać kolejne punkty u Ulki i zdyskredytować Marka, na szczęście ten się zorientował co to za typ. Nie mogłam z ich następnej wspólnej sceny, Piotruś pyta Marka idącego do pracy cyt.: „co tu robi” Niby Marek szykował się do urlopu, nawet o niego Ulę poprosił, ale to była sprawa miedzy nimi, już Mareczkowi nie tylko każe się tłumaczyć z tego że nie wyjechał, ale jakim prawem idzie DO WŁASNEJ FIRMY DO PRACY. Ale Marek to nie Ula, ma więcej rozumu, przypomina manipulantowi, że to jest jego firma, i z godnością odchodzi. Widząc, że nie udało się tym sprowokować Marka i znów zrobić z siebie ofiary napaści tak jak było z bójką, zaczyna mówić mu, że w takim razie będą się częściej widywać, bo Ula jest jego dziewczyną. Jakim trzeba być..… (można wstawić dowolne niecenzuralne słowo), żeby po spytaniu kogoś czy będą razem, biec do byłego rywala i oznajmić mu to prosto w twarz z podłym uśmiechem, nie poczekawszy nawet na odpowiedź rzeczonej dziewczyny. Każdy sposób, nawet z tym poniżej pasa jest dobry, by uderzyć w rywala (nadal uważasz że nie miał zagrywek socjopatycznych?). Na szczęście i tym Marek nie dał się sprowokować, życzył im szczęścia i znów chciał odejść, więc Piotruś spróbował po raz trzeci, wyciągnął niby rękę na zgodę po bójce, mówiąc że zachowali się jak dzieci. Ale z ust Uli Marek już się domyślił co on o nim nagadał i wprost szyderczo się go pyta, czy chce w ten sposób ugrać kolejne punkty u Uli, by pomyślała jaki jest wspaniałomyślny i zgodny.
Widząc, że Ula nie stopuje jego zapędów, Piotruś coraz więcej sobie pozwalał i już tego nie ukrywał. Tym bardziej, że widział też, że Ula zaczyna mięknąć w niechęci wobec Marka nie wiadomo dlaczego (przeczytanie listu). Zaczął więc działać na dwa fronty. Nadal intrygował przeciwko Markowi, ale też postanowił odsunąć Ulę od niego. Przykładem tego jest scenka w kawiarni, gdy Marek siadł przy stoliku z papierami o Adamie (szukał o nim informacji, bo już wiedział że coś złego się szykuje, Paula chlapnęła). Przy sąsiednim siedział Piotruś, od razu bez pytania i pozwolenia dosiadł się po chamsku i tak jak wcześniej przed pracą zaczął prowokować. Pyta się czemu nie wyjechał, (Marek spogląda na niego zimno i kpiąco odpowiadając, czy ma się mu tłumaczyć, dodaje, że wie, iż robi to by złapać punkty u Uli i pokazać jakim to wspaniałomyślnym i że nie chowa urazy. A potem jak pojawia się Ula (także Paulina) to Piotr w samochodzie wprost, nie panując już nad sobą mówi jej, że cyt. „Marek na niego napadł w kawiarni”. Ulka jak zwykle mu uwierzyła (przecież na początku jej powiedział, że jest fajnym, prawdomównym i prostym chłopakiem i z takimi powinna się zadawać) tłumaczy siebie, tłumaczy nie wiedzieć czemu Marka, że to z powodu pracy.
Jak już obgadywanie, intrygowanie przeciwko niemu nie wychodzą, postanawia skuteczniej odsunąć Ulę i mówi o wyjeździe do Bostonu. Ale jak mówi, mimo że znają się zaledwie miesiąc, chodzą ze sobą może KILKA DNI, to Piotruś manipulant do niej „że ma propozycję stażu w Bostonie, lepszej pracy, ale bez niej nie wyjedzie”. Prawda jaki ładny szantaż emocjonalny. Jakby Ula nie wyjechała, miałby kogo obwiniać za „złamanie kariery”. Nieważnie że ona jest prezesem firmy (boski tekst Piotrusia, przecież będziemy mieli internet, może robić…telekonferencje i wydawać dyspozycje- tak sobie Piotruś wyobrażał zarządzanie przez Ulę jedną z największych firm modowych). Gdy ona trochę nawet z zaskoczeniem i lekkim przerażeniem się pyta co by tam robiła, Piotruś nawet nie bawi się w dyplomację odpowiadając, że siedziałaby w domu i..czekała na niego, na co ona jeszcze mocniej zdziwiona, że przecież umarłaby z nudów. W zamian za to dzielny Piotruś odpowiada, że wieczorem zabrałby ją na spacer, a do tamtej pory miałaby czas zrobić się na bóstwo (czy przygotować dla niego, coś w tym stylu). Normalnie jak pieska lub kotka, siedź zamknięty i waruj, a jak przyjdę to cię wyprowadzę. Nadal uważasz że to nie był socjopata?? Oczywiście Piotruś nie byłby sobą, gdyby zaraz nie poleciał do Mareczka i z trumfem mu nie zakomunikował, że wygrał, bo Ula wyjeżdża z nim do Bostonu (oczywiście główna zainteresowana nic o tym nie wiedziała i wyraźnie mu powiedziała, że da odpowiedź po pokazie). Piotruś nie zamierzał czekać do tego casu i urabiał i manipulował Ulą. Oczywiście był zawsze i wszędzie, nawet jak Ula powiedziała mu gdy przyjechał, że nie może z nim iść na lunch, bo ma dużo pracy, nie odszedł zanim nie sprawdził, czy przypadkowo nie poszła z Markiem. Nie przegapił żadnej chwili, by się nie zachwycać Bostonem, nie namawiać jej i przypominać, jaką to ON okazję nie przegapi jak nie wyjedzie (a przecież nie wyjedzie bez niej).
Kim był można zaobserwować w trakcie scen od wypadku Marka, gdy Ula budzi się z transu w jakim była. W samochodzie wprost na niego wrzeszczy dlaczego nie zapytał przez telefon Sebastiana o zdrowie Marka i jak się czuje (piękna scenka, ależ mu się należało) a potem z nim zrywa. Fakt, niepotrzebnie robiła mu nadzieję, ale tu jest sytuacja analogiczna jak Marek/Paulina. Piotr był tak podły i wredny, że widzom wprost przez sekundę nie było go żal za to, że Ula dawała mu fałszywe nadzieje. Podczas zerwania Ula go przeprasza za to, że nie była w stanie go pokochać, a ten jak gdyby nigdy nic, jakoby te słowa nie padły przed chwilą, oznajmia jej, że będzie pojutrze czekał na nią o 15 przez ambasadą USA po papiery, bo muszą złożyć dokumenty dla niej o wizę do USA. Kompletnie nie tylko zignorował to co powiedziała, że właśnie z nim zerwała, ale wprost kazał jej przyjść. To nie były słowa rzucone na wiatr, ot tak z szoku i bólu po zerwaniu, jak ktoś mógłby sądzić, ponieważ rzeczonego dnia ten Piotruś dzwoni do Uli i mówi, że czeka na nią przed ambasadą, a jej nie ma (początek 235 odcinka). Już nie wiem jakich trzeba dowodów na to, że facet naprawdę był socjopatą, który psychicznie zniszczyłby Ulę, a ona kompletnie nic nie miałaby do powiedzenia, w żadnej, nawet najbardziej błahej sprawie, nie mówiąc już o tych fundamentalnych, nawet dotyczących tylko jej.
Przypadkowo Ula wybiera w kontaktach z nim najlepsze rozwiązanie, spieszy się bo jest pokaz i nie odbiera od niego telefonu (Piotruś nagrywa się na pocztę). Nie ma co dyskutować z psycholem, z którym się zerwało, a ten się nie odczepił. Dopiero wtedy, w połowie ostatniego odcinka (ten kto pisał jego scenariusz powinien dostać bardzo piękną… malinę) nagle w ciągu nie wiem, dwóch, trzech minut, z psychola Piotruś staje się dobrym, zakochanym chłopaczkiem, który jedzie do Marka, mówi mu, że Ula go kocha i by nie wyjeżdżał. Prawda że „konsekwencja” w scenariuszu, logika jak się patrzy, realizm, Wyśmiać to rozwiązanie to za mało. Po tym, jak z Piotra zrobili ostatniego …. Nagle staje się facetem „na białym koniu” co łączy zbłądzonych kochanków. Gdyby chcieli to bardziej scenarzyści spierniczyć i uczynić bardziej niewiarygodnym, to by się im nie udało. Już lepiej żeby Piotr do samego końca był tą wredną szują, ewentualnie tak jak cały czas próbował prowokować Marka, tak teraz przystąpił do niego z pretensjami, że to przez niego Ula nie chce z nim wyjechać i zerwała. To już byłoby znacznie bardziej wiarygodne. A najlepiej by było, jeśli już ktoś miał protów pogodzić, by to była Ala (powinni ją jako przyjaciółkę zrehabilitować) i Sebastian (trochę próbowali, bo Sebastian powiedział Wiolce, że Marek kocha Ulę, wiedząc, że ta jest taką plotkarą, że rozpowie wszystkim, w tym najbardziej zainteresowanej). Wtedy jest ten telefon Ulki do Marka by ten nie wyjeżdżał i on sam się wraca do niej z drogi na lotnisko, wysłuchawszy wiadomość. Ja nie wiem po co tu potrzebny był ten szuja. Chyba scenariusz do ostatniego odcinka rzeczywiście pisały różne osoby i to co pisała jedna stało w opozycji do tego co napisała druga, stąd wyszło z tego to, co widzieliśmy.
Przepraszam że tak się rozpisałam, ale do scenarzystów mam żal o kreację Piotra taki sam jak z Pauliną. Michel w oryginalne to świetny facet, nie rozumiem czemu scenarzyści nie poszli tą drogą i zrobili z niego manipulanta. Rykoszetem dostało się też Ulce, bo widzowie byli wściekli jak ona bezkrytycznie wierzy we wszystko co ten mówi i jak nią manipuluję, nie mając żadnych dowodów poza jego słowem, na ich prawdziwość. Przecież Ulka miała zmądrzeć, a jest bardzie naiwna niż za czasów Bartka czy Marka.

Agamnik

O matko, nawet sobie nie zdawałam sprawy jaki ten Piotr był okropny ^^. Po prostu tak nienawidziłam scen z nim, że od pierwszej emisji ich unikałam ^^.

Agamnik

Piotr był jakąś męską wersją kobiety bluszcza. Tak wsiadł na te Ulę, że praktycznie oddychać nie mogła. Jakby mógł wsadziłby ją do klatki i nie wypuszczał. Okropny typ i dziwi mnie , że wszyscy go tak polecali Uli jako taką super partię. Te jego ciągłe jęki na temat Marka, pretensje, wyrzuty, słuchać się tego nie daje. Jak Ala polecała go Uli żeby go wzięła pod uwagę bo dawno nie poznała tak pogodnego człowieka to dobrze, że na łóżku leżałam bo inaczej bym z niego spadła. Nie wiem w którym mjejscu on był pogodny. Dwie randki z nim i bym się pochlastała i wpadła w depresję od słuchania tego biadolenia. Ja rozumiem, że pewnie scenarzystom chodziło o to żeby pokazać opozycję do Marka i chcieli przedstawić Piotra jako gościa który bardzo kocha Ulę, chce ciągle z nią być i spędzać czas i dlatego jest zazdrosny o to, że jej miłość jest ciągle w pobliżu ale niestety im się to nie udało. Ta jego nachalność, praktycznie wymuszanie miłości na siłę. Sorry, ale nikogo do miłości zmusić się nie da.

p.s. tak, ta gadka o Bostonie kiedy przedstawiał Uli jej świetlaną przyszłość u jego boku to już była masakra totalna, normalnie marzyłam o tym żeby mu coś spadło na łeb i się wreszcie zamknął i żeby czas który scenarzyści marnują na te jego chore jazdy wykorzystali w końcu na kilka scen gdzie Marek ma szansę na wyjaśnienie Uli tego wszystkiego co jej zrobił. Zostały mi 4 ostatnie odcinki do obejrzenia, a takiej rozmowy na horyzoncie nie widać.

GosiaS13

Nie chcę ci nic zdradzać, Spoiler, Spoiler, Spoiler (nie czytaj dalej jeśli nie chcesz...)


Ale jeśli oczekujesz rozmowy Marka i Ulci i wyjaśnienia tego galimatiasu, to się chyba zawiedziesz (choć niekoniecznie)... Koniec jest wg mnie słaby i zdecydowanie zbyt szybki. Wg pasowałoby wtedy nakręcić przynajmniej jeszcze jeden odcinek i dokończyć wątki. ;)

Agamnik

Cóż, powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem tego jak szczegółowo oglądałaś serial. ;) Ja zarówno polskiej jak i kolumbijskiej wersji nie potrafiłabym tak oglądać, bo w sumie oba to są dosyć proste seriale i nie wnikam w to, co jest pomiędzy wierszami.

Ale niestety przez dłuższy czas raczej do "BrzydUli" nie sięgnę, zwłaszcza jeśli chodzi o odcinki z Piotrem, bo gdyby nie postać sympatycznego Marka to nie mogłabym oglądać już dłużej tego serialu. Dla mnie zawsze najlepsze będą odcinki pierwsze (od 1 do ok. 120), w których zawiązała się silna przyjaźń miedzy Markiem a Ulą, ale niestety potem wszystko zaczęło się chrzanić, bo polscy scenarzyści szli tropem wersji kolumbijskiej, która nie pasowała do polskich postaci.

Co do Piotra. Wg mnie to kwestia zmiennego scenariusza. W kocu scenariusz do "BrzydUli" pisało kilka osób, więc stąd pewnie kilka twarzy Piotra. Raz sympatyczny, raz szuja, raz manipulant, a raz dobry człowiek, który pomaga Markowi. Wcześniej myślałam, że to tylko irytująca postać, aby kibicować Markowi, ale gdy tak czytałam twój post, to normalnie doszłam do wniosku, że Piotr to wręcz najgorszy chłopak Uli, to już by lepiej było, jakby wybrała Bartka. ;)

A to, że przyjaciółki Uli tak bardzo go reklamowały to tylko świadczy o tym, że znowu o wiele bardziej wolę przyjaciółki Betty z pierwowzoru, Tamte przynajmniej miał co reklamować (Michela ;) no i nieźle wkurzały tym Armanda. ;)

ocenił(a) serial na 9
cloe4

Cloe polska wersja musiała być podobna do kolumbijskiej, bo to przecież ta sama licencja. Jeszcze zanim się zaczęła, wiadomo było, że to będzie historia o miłości bogatego, przystojnego szefa domu mody i jego brzydkiej asystentki. Postanawia on w wyniku intrygi ją uwieść, bo w jakimś tam stopniu ma ona w swoich rękach jego firmę, lecz owa intryga odnosi odwrotny skutek, gdyż sam zakochuje się w niej. Tak jest we wszystkich wersjach z wyjątkiem amerykańskiej, ale oni za nią zapłacili naprawdę grube pieniądze, by móc poprowadzić po swojemu. I wcale nie wyszło im to na dobre, ich wersja dla mnie jest słabsza (moje subiektywne zdanie), a na pewno gorsza od oryginału.
W polskiej mając gotowy schemat i tak zmieniono dużo na plus, dzięki czemu świetnie się ją ogląda. Choćby wspomniany przez ciebie motyw przyjaźni, którego nie było w oryginale, brak przerysowania i protów i postaci drugiego planu. Postanowiono, skoro już było wiadomo, że protka ma się zakochać w procie od pierwszego wejrzenia, że chociaż u niego zostaną przedstawione wszystkie etapy rozwoju uczucia do niej. Najpierw zauroczenia, a dopiero potem miłości, tego też nie ma w oryginale. Świetnie się ogląda, gdy on po paru odcinkach przechodzi na kolejny szczebel, od sympatii do zauroczenia, od zauroczenia do lubienia, potem zafascynowania, zakochiwania. Wszystkie te małe kroczki, od pierwszej, niemalże niezauważalnej zazdrości o Maćka, jego kłótnie z nim, próba usunięcia go z Pro S, aby nie był w pobliżu Uli; po już tą bardziej zauważalną (odcinek 94). Ja osobiście też uwielbiam odcinki nie tylko jak ty do 120, ale ich cały związek, do 170, a właściwie 185. Całe "tchórzostwo" Marka, niby wycofywanie się, ale coraz mocniejsze angażowanie się, próby zatrzymania Uli, strach przed jej utratą i takie mimowolne coraz mocniejsze pokazywanie uczucia, typu tekst do Seby, im bardziej próbuje się wyplatać, tym mocniej się wkopuje. W międzyczasie już wtedy mówi Sebie, próbując i jemu i sobie uświadomić, że nie potrafi jej okłamywać, a więc skoro tak, to czemu chce się z nią umawiać i by z nim była. Świetnie jest to pokazane jak ucieka od tego pytania i jeszcze mocniej, od odpowiedzi na nie. Od strony Uli bardzo mi się podoba jej zachowanie, gdzie chociaż z jednej strony jest jakby totalne zaślepienie, naiwność, czasami denerwująca nas- widzów, a z drugiej strony nie pozwala ona Markowi źle się traktować. Choćby podczas urodzin, jak robi jej wyrzuty zazdrości. Ula przypomina mu, że sam ma narzeczoną, którą niejednokrotnie całował na jej oczach, a ona nie ma sobie nic do zarzucenia, ponieważ z Bartkiem jej nic nie łączy, nie zapraszała go, nie wie czego od niej chce, a jeśli on jej nie wierzy, to nie mają o czym rozmawiać. Uwielbiam tą scenkę, jak Ula mu pokazuje, że nie pozwoli się traktować jak pierwszą lepszą, tak jak on traktował swoje byłe kochanki. Potem jest to samo z awanturą o randkę w kinie, jak Marek na nią naskoczył i jak jeszcze szybciej przepraszał. :D Tego nie ma w oryginale i dlatego dla mnie ten wątek w polskiej wersji jest fajniejszy. Pokazane jest jak Marek ucieka od miłości, a raczej od prawdy że się zakochał i to siebie o wiele bardziej niż Ulę oszukuje. Całkowicie inne spojrzenie.
A co do przyjaciół i Michela, owszem „kolumbijskie przyjaciółki” namawiały ją na Michela, który był znacznie lepszy niż Piotr, jasne, ale to nie może być ich przewaga, bo lepszy charakter Michela nie jest ich zasługą. I polskie i kolumbijskie były niewiele warte jako przyjaciółki, ślepe, zainteresowane główne plotkami. Mimo to, powiedziałabym że polskie ciut lepsze, bo Ala od razu zorientowała się co do uczuć Uli i przynajmniej w pierwszej części dawała jej dobre rady, potem dopiero popsuto tą postać. Natomiast w kolumbijskiej wszystkie były głupie, nie pamiętam aż tak dokładnie wszystkiego, jednak dużo czasu jak oglądałam minęło, ale jedna scenka dość mocno mi utkwiła. Już nie pamiętam jak ta przyjaciółka Betty się nazywała, chyba Berta, ta co tak się odchudzała, a potem się okazało że jest w ciąży. W każdym bądź razie jak już się wydał romans Betty i Armando, on sama już jako prezes wróciła do Ecomody, to nie zapomnę jak obgadywały Betty za jej plecami, aż się ona sama zorientowała i przestała do nich się odzywać. Kiedy w końcu w szczerej rozmowie przyznały się, że wiedzą i że o tym gadały, wspomniana Berta z takim ironicznym, kpiącym tonem do Betty, która się tłumaczyła, że po prostu straciła głowę dla Armando „coś mi mówi, że nie tylko głowę straciłaś”. Chamskie to było i fajnie to Ana Maria Orozco zagrała, widać było, że jej nie rozśmieszyło, tylko było jej głupio i nie wiedziała jak się zachować, co odpowiedzieć. Polskie przyjaciółki jakie były, takie były, ale nigdy w oczy nie kpiły z Ulki (poza oczami też), wtrącały się za bardzo, pchały w nos w nieswoje sprawy psując bardziej niż pomagając (Iza i wiadomo do czego piję), ale przynajmniej miały dobre intencje, chciały jakoś Ulkę wspierać i jej pomóc (wiem, wiem, dobrymi chęciami piekło wybrukowane). Więc absolutnie nie ma dla mnie tu przewagi kolumbijskich przyjaciółek, co najwyżej można postawić znak równości.
A wracając do Piotra, to podczas zerwania jeszcze jedna scenka mi się przypomniała. Gosia tobie on kojarzy się z bluszczem, mi się kojarzył podobnie, tylko że z pająkiem, który oplatał pajęczyną Ulkę coraz mocniej, by się nie wywinęła mu z rąk. Wtedy, gdy zawiózł ją do szpitala po wypadku Marka, Ulka mu powiedziała by na nią nie czekał. Mimo, że jakiś czas spędziła w szpitalu, a to kłócąc się z Pauliną, a to próbując dowiedzieć się czegoś o stanie Marka, ten stał na zewnątrz i na nią czekał. Fajna jest scenka jak Ula chce wyjść i go widzi, autentycznie zaczyna się przed nim chować i uciekać, jakby do niej dotarło, że się tak łatwo go nie pozbędzie i nieważne co ona mu powie, on i tak dalej będzie jej pilnował. Po tym jak widzi, że Piotr nie odchodzi i nie ma zamiaru, nabiera odwagi, wychodzi do niego i zrywa z nim, na co on jak pisałam powyżej, jak gdyby nigdy nic, że będzie czekał pod ambasadą bo muszą złożyć papiery o jej wizę. Ula odwraca się i odchodzi, mam wrażenie, że trochę wtedy do niej dotarło jaki Piotr był, przejrzała na oczy. Wraz z wypadkiem Marka wróciło jej nieco rozumu, przynajmniej jeśli o niego chodzi, bo już potem ani nie próbowała z nim rozmawiać, a w tym ostatnim odcinku tłumacząc Alce że się spieszą i idą do windy nie odebrała telefonu. Miałam wrażenie że to specjalnie, a nie przypadkowo, a ten pośpiech i winda były pretekstem.

Agamnik

Wersja USA najgorszą - nie wiem nie oglądałam, zamierzałam co prawda, ale gdy usłyszałam, co Amerykanie tam porobili, to odechciało mi się i nie wiem, czy w ogóle obejrzę. Może kiedyś w bliżej nieokreślonej przyszłości...

Co do Polskiej - nie czepiam się tego, że był romans między szefem a asystentką, bo bez niego fabuła by nie rozkwitała. Chodzi mi o to, że wg mnie charakter Marka nie pasował do tego, aby swoją niemalże najlepszą przyjaciółkę tak rozkochać i wykorzystywać, bo ma udziały. Powinie jej ufać, w końcu zwierzał się jej ze wszystkiego. I tutaj również widać błąd scenariusza polskiego. Serial polski wykreował zbyt pozytywną postać Marka i mimo swoich wad (jak zdradzanie narzeczonej) nie wygląda na gościa, który uwodzi przyjaciółkę, bo jej nie ufa. Do postaci Armanda ten nieludzki plan jak najbardziej pasuje, nie przyjaźnił się z Betty, co prawda zaczął ją doceniać jako dobrego pracownika, ale to nie świdaczy o tym, że polubił ją jako osobę. Wg mnie jest on niemalże głównym czarnym charakterem serialu, który mimo wszystko staje się dobry.

Wiem też, że najwidoczniej nie za bardzo przepadasz za wersją kolumbijską, ale jakoś po jej obejrzeniu polska wersja nie przemawia tak do mnie jak wcześniej (jeszcze z pół roku temu byłam gotowa "BrzydUli" postawić 10/10), co nie zmienia faktu, że jeśli chodzi o brzydulę na licencję (a powstało wiele wersji), to polski serial jest prawdopodobnie najlepszy.

ocenił(a) serial na 9
cloe4

Cloe wersja amerykańska w ogóle uprzedziła mnie do remaków, bo ja BrzydUlci nie oglądałam jak była jej premiera w TVNie. Troszkę źle mnie zrozumiałaś, jak bardzo lubię YSBLF, zresztą widać po ocenie jaką jej dałam, z tym, że dla mnie to jest czysta komediówka i tak ją odbierałam. Zbyt jednoznaczne są postacie, by dyskutować tak o nich, jak w polskiej. Można się za to zdrowo uśmiać. Co do polskiej to ja za pierwszym razem jej nie oglądałam, bo właśnie myślałam, że jest tanią podróbką (z naciskiem na tanią, odszczekuję publicznie) i gniotem jak amerykańska, której się nie dało oglądać. Stąd nie miałam racji, bo nie obejrzawszy nawet jednego odcinka, uprzedziłam się do niej. Dopiero podczas któreś z powtórek na TVN7 właśnie zaczęłam oglądać i to przypadkiem, bo moja bratowa sobie kazała włączyć. Była w ciąży i hurtowo, z nudów oglądała wszystko jak leci w TV i w ten sposób wciągnęła się w Brzydulcię. Rada nierada mrucząc coś pod nosem jej przełączyłam i „musiałam” z nią obejrzeć, najpierw jeden, potem drugi i tak dalej kilka odcinków i zobaczyłam, że to wcale nie jest złe jak myślałam. Sama się wciągnęłam w ten sposób. A YSBLF jest w 20 moich ulubionych telenowel, a wierz mi, oglądałam ich naprawdę dużo, można nawet liczyć w setkach. Polska ma dla mnie dużo ciekawsze postacie, jest mniej jednoznaczna, bardziej rozbudowane, nawet w tym temacie. Zobacz, ty uważasz że Marek jest zbyt pozytywną postacią, a Gosia zdecydowanie negatywną. Jak skrajne potrafi wzbudzić zdania.
Wracając do Marka i braku ufności. Według mnie to nieprawda, on bardzo ufał Uli, nikomu tak jak niej nie ufał. Zresztą dlatego też dał jej te weksle na udziały. Ona wcale ich nie chciała, ale Marek tak ją szanował, tak starał się być wobec niej skrajnie uczciwy (to Gosia a propo zdecydowanie negatywnej postaci :D), że jej je przecież wcisnął, inaczej nie zgodziłby się na kredyt. To jest całkowicie inna sytuacja, jak Beatriz przejmuje Ecomodę za długi. Marek zwątpił w Ulkę tylko raz, zresztą miał powody, jak zobaczył ten głupi plan Maćka znaleziony przez Sebę na ulinym biurku. Był tam nowy terminy spłaty kretów, które musimy pamiętać spłacał z własnej kieszeni, więc mimo że był facetem majętnym, to przez to wcale nie było to takie proste, bo aż tak malutkie kwoty to nie były (pierwszy kredyt wynosił 150 tys., drugi nie powiedziano, wiec możemy sobie wyobrazić jakie to były raty). Przeraził się jak je zobaczył, bo zrozumiał, że tym nowym warunkom nie podoła, głupi Maciek jeszcze dopisał „a jak nie to udziały nasze”, a na pytanie jego do Uli co to za teczka, ta zaczęła cos mętnie kłamać że to jej prywatne jakieś pomysły. Moim zdaniem w takiej sytuacji to większość z nas by się przestraszyła, a jeśli by tego nie zrobiła, to dopiero byłaby naiwniakami. Przecież mu groziła utarta firmy, którą dopiero co na niego rodzice przepisali. Zresztą trwało to bardzo krótko, wydarł się na nią i owszem, ale jak potem mu w windzie wyznała że odchodzi, bo się w nim zakochała, a następnie jak przyszła na spotkanie i chciała mu oddać udziały, to znów jej zaczął ufać i już nie zwątpił.
Już wspominałam, że nawet jak źle się zachowywał, zawsze scenarzyści wcisnęli jakieś okoliczności usprawiedliwiające, albo przynajmniej łagodzące. Już wtedy z oryginału domyślając się dalszego scenariusza sama się zastanawiałam, czy tak samo będzie z Ulą, jak będzie na niego zła, nie będzie chciała wybaczyć, też scenarzyści będą ją usprawiedliwiać i sobie wykrakałam, bo tego nie zrobili, nie byli dla niej tak łagodni jak dla Marka. Zresztą w którymś z wywiadów Flip podobno sam się przyznał, że jakąś scenkę zagrał całkowicie inaczej niż było w scenariuszu. Marek miał być podły dla Uli i to jak już byli razem, coś około 140-160 odcinek, może przy aferze z Aleksem, nie wiem, nie powiedział którą. W każdym bądź razie mimo tych samych dialogów (tego nie mógł zmienić) zagrał to to, że jego bohater nie wykorzystuje Uli w tamtej scenie, tylko tak jakby mu bardzo zależało na niej. Nie wiem czy to nawet nie chodzi o scenkę „biurkową” ze 158 odcinka, gdzie Marek na początku chce wykorzystać Ulkę, ale potem się „zapomina”. Wiele razy swoją grą jakoś Flipowi udało się „wybronić” Marka, Julia niestety nie miała takiego doświadczenia, stąd takie były odcinki po 190.
Dla mnie w ogóle pomysł jak w polskiej wersji poprowadzić tą intrygę bardzo się podoba. Tak naprawdę nawet nie wiadomo kiedy Marek się w Uli zakochał. W liście pisze, że zrozumiał to nad Wisłą, ale zrozumiał że ją kocha, więc samo uczucie musiało przyjść wcześniej. Ja i z tego co widzę Ariana jesteśmy zwolenniczkami teorii, że wbrew pozorom zaczął się zakochiwać dość wcześnie, nawet przed ich pierwszym pocałunkiem, ale po pierwsze bał się tego co czuje, a po drugie, wstydził się tego uczucia (uczucia, nie Uli), był ponadto niedojrzałym „chłopaczkiem”, więc tchórzył i uciekał. Dla mnie to on oszukiwał siebie a nie Ulę (niejednokrotnie powtarzał Sebastianowi, że nie potrafi jej oszukiwać, albo że trudno mu ja oszukiwać). Zależało mu na niej, miał wyrzuty sumienia, ponadto sama Ula mimo całego zaślepienia też się nie dawała. I ta cała intryga według mnie jest nie po to, by zatrzymać weksle, bo o nie jest pewny (zresztą mówi o tym wprost Sebastianowi w scence przy zaciętych drzwiach), ale by zatrzymać Ulę przy sobie i z nią być. Oszukiwał siebie nie chciał spojrzeć w oczy że się zakochał, bał się tego, ale jednocześnie już nie potrafił bez niej być, więc sobie wmawiał, że to nieprawda, ze to o weksle chodzi, musi ich pilnować itd. Dzięki temu nie musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Nie chcę się powtarzać, stąd skopiuję to z tematu „kiedy Marek zakochał się w Uli”
Tutaj jest dalsza część:
http://www.filmweb.pl/serial/BrzydUla-2008-480993/discussion/Mi%C5%82o%C5%9B%C4% 87+Marka+do+Uli.+W+kt%C3%B3rym+momencie+on+si%C4%99+zakocha%C5%82%C2%A0,2133516
Tu początek:
Cyt: „A wracając do Marka i jego miłości. Moim zdaniem Marek dość wcześnie zakochał się w Uli (zakochał, nie kochał), ale nie aż tak wcześnie jak napisałaś. Podoba mi się że w polskiej wersji pokazane są wszystkie etapy miłości Marka. Najpierw według mnie jest to wdzięczność (uratowanie życia przede wszystkim), ale także za lojalność, pracowitość, prawdomówność, prawość, inteligencję i poczucie humoru, cechy charakteru które Marek podziwiał, a które sądził, że są umarłe, przede wszystkim w "jego sferze". Tam nic nie było szczere i prawe, wszystko, nawet związki i uczucia były na pokaz i "stosowne" (by Paulina), stąd zaciekawiła i zafascynowała go dziewczyna, która nie tylko wyznawała, ale jasno kierowała się tymi zasadami i wcale się tego nie wstydziła. Potem pojawia się szacunek, po szacunku do głosu dochodzi podziw, po podziwie zauroczenie, następnie zafascynowanie i dopiero zakochiwanie i prawdziwa miłość. Szacunek według mnie jest po prezentacji, gdy siedząc całą noc zrobiła kolejną dla niego, chcąc udowodnić swoją niewinność. Szacunek dla Uli i wstyd za swoje zachowanie i brak zaufania. Trudno mi wskazać dokładnie kiedy pojawia się podziw, lecz z zauroczeniem jest łatwo, to słynna scenka pierwszego tańca z 43 odcinka, gdy Ula pokazuje Markowi także inną swoją twarz. Ma uczucia, wcale nie jest tylko silną i mocną psychicznie kobietą lecz także kruchą, delikatną i bardzo łatwo ją zranić. Potem jest zafascynowanie, granica dość płynna, ale to dobrze widać w scence na lotnisku, gdy Marek leciał do Mediolanu w sprawie negocjacji o patent. Ula musiała myśleć o całej firmie, przecież go zastępowała, pilnować Alexa, miała chorego ojca w szpitalu, mimo to pamiętała, że on negocjował z celnikami całą noc, był w rozjazdach i nic nie jadł. Taka niby prosta scenka jak otwiera spakowaną walizkę i znajduje w niej przygotowane dla siebie kanapki. Porównuje to pewnie ze swoją wspaniałą narzeczoną, której niemal każdy mu zazdrości, a której jak widać mimo tylu lat zamieszkiwania razem, nigdy nie zainteresowało czy jest głodny, chyba że w kontekście pójścia do jakiegoś odpowiednio modnego lokalu na lunch, bo sama jest głodna. Zakochiwać się według mnie Marek zaczyna w chwili odrzucenia przez Ulę jego prezentu w postaci kolczyków. Ubodło go to, ale także zastanowiło. Ula była chyba pierwszą kobietą, która nie pozwoliła się wykorzystać i potraktować przedmiotowo, mało tego powiedziała mu wprost z dumą i klasą, że nie życzy sobie takiego traktowania. Wszystkie jego wcześniejsze dziewczyny padłyby mu niemal do stóp w podzięce za prezent, a właściwie ochłap, a tu „taka Brzyula” nie tylko nie chce, ale wyraźnie daje mu do zrozumienia, że sobie tego nie życzy. Dostaje od niej pierwszą nauczkę, iż ma ją traktować z szacunkiem.
Ula mu nie tylko pomaga, wspiera gdy wszyscy się od niego odwracają, ale jednocześnie prostuje, pokazuje mu co źle robi. Marek coraz mocnej zaczyna się angażować, ale też zbyt nadal jest zadufany w sobie, więc boi się i co tu dużo mówić, wstydzi tego uczucia. Zaczyna więc sam siebie oszukiwać, najpierw przyjaźnią, której tak naprawdę nigdy miedzy nimi nie było, bo oni nigdy nie traktowali się jak przyjaciele, czyli jak brat z siostrą, między nimi nie było siostrzanego uczucia. Znalazłszy sobie wytłumaczenie Marek spokojnie zaprasza Ulkę do palmiarni czy na zapiekanki (no przecież przyjaciółka…), ufa jej bezgranicznie, pozwala jej się rozwijać, a nie tylko zrzuca na nią odpowiedzialność (scenka z wypowiedzią dla prasy na temat nowej kolekcji, nie obchodziło go ani jak jest ubrana, ani jak wygląda, ani czy ma obycie z kamerą, to ona jest najważniejsza i da sobie radę. „SPOKOJNIE ULA -DASZ RADĘ”) storpedowane przez Paulinę i Pshemko. Pojawiają się zalążki zazdrości- Marek stara się za wszelką cenę usunąć Maćka ze współpracy z Por S. Wraz z upływem czasu pojawia się coraz więcej tej zazdrości (Adam, Rafał- odcinek 94), coraz milej mu w jej towarzystwie, jakoś dziwnym trafem modelki przestały go interesować, poszły hurtem wszystkie w odstawkę, mimo że przeszłość co chwila daje o sobie znać. Coraz większe angażowanie i zakochiwanie się widać choćby w scenie rozmowy o słabościach. Co jak co, ale to nie jest rozmowa przyjaciół, nie wiem czy Marek zdawał sobie z tego sprawę. Jak się ucieszył gdy dowiedział, że Ula także ma swoje słabości, które on chętnie by poznał, od razu poderwał się z kanapy i zaprosił ją na obiad. Dowodem na to, że to nie było tylko przyjacielskie zaproszenie świadczy choćby jego reakcja na widok Maćka, który nieproszony dołączył się do nich, Marek gdyby mógł zabiłby go wzrokiem. Markowi coraz trudniej idzie wmawianie sobie przyjaźni, coraz śmielej przekracza dalsze granice, bo jak inaczej zinterpretować sytuację z sukienką z odcinka 98, gdzie dzwoni do Uli i zamiast spytać się jej jak idą przygotowania do pokazu, pyta się jej w obecności własnej narzeczonej, czy sukienka dobrze na niej leży (idealnie dobrał rozmiar, widać musiał się jej dokładnie przyjrzeć) i że nie może się doczekać jak ją w niej zobaczy. Z pewnością nie jest to przyjacielska rozmowa.
Wbrew pozorom Marek ma doświadczenie w kontaktach damsko-męskich i zdaje sobie mimo oszukiwania się sprawę, że cienka linia przyjaźni pomiędzy Ulą i nim została przekroczona, Ula za to jest zbyt naiwną, by to zauważyć. Robi to w sytuacjach kryzysowych, gdy nie można się dalej oszukiwać tylko trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Tak jest chociażby w sytuacji, gdy Ula nakryła go z całującą się Klaudią, Marek wprost mówi Uli, że mu zależy na jej opinii, nie chce by o nim źle myślała, wprost tłumaczy się jej nie jak przyjaciel, ale jak normalny facet swojej dziewczynie. Znamienne jest, że w ten sposób Marek nigdy wcześniej nawet Pauli się nie tłumaczył (jego stały tekst wobec niej, Paulina przesadzasz...), a robi to wobec „przyjaciółki”. Drugą taką kryzysową sytuacją jest pamiętny list ze 104 odcinka z wyrzutami Ulki o rzekomy romans Marka i Julii. Marek wiedząc że ten nieszczęsny list może przeczytać Paulina, w równym stopniu jest przerażony jego treścią (narzeczona dowie się o tym że zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką, nomen omen dziewczyną jej brata, trudno sobie wyobrazić większe świństwo) jak i tym, że wyrzuty z tego powodu i to absolutnie nie przyjacielskie robi mu asystentka. Zdawał sobie sprawę, że nie wytłumaczy tego listu przyjaźnią z Ulką, nawet tak łatwo łykającej każde tłumaczenie Paulinie, bo takich listów nie piszą przyjaciele.
Przy ostatniej powtórce zastanawiałam się jak to możliwe, że nie zorientował się, że Ula się w nim podkochuje, tym bardziej że dość łatwo przychodziło mu rozgryźć kobiety i ich zamiary względem własnej osoby. I moim zdaniem zorientował się, ale już pisałam, tak mocno oszukiwał sam siebie odnośnie przyjaźni, że wolał udawać, że tego nie widzi. Są dwie scenki, które moim zdaniem to udowadniają. Pierwsza, gdy pyta się po drugim kredycie Uli dlaczego mu tak pomaga i dlaczego go wzięła, pakując się co tu dużo mówić w niemałe problemy. Ulka coś tam zmieszana mówi o przyjaźni i że mu ufa, Marek przyglądając się jej uważnie podpowiada jej, że pewnie chodziło jej o profity które będzie miała z kontraktu i gdy ta ochoczo to potwierdza, Marek z poważną miną pyta się jaka jest prawda. Ulka milknie a on sam urywa temat i zmienia go. Nie zachowałby się tak, jakby nie znał odpowiedzi, ponadto gwałtowna zmiana tematu świadczy, że bał się usłyszeć to co Ula ma do powiedzenia, wolał żyć nadal w oficjalnej sferze „przyjaźni”. Potem jest rozmowa z Sebastianem który kpiąco gratuluje mu udanej asystentki, która tak ochoczo mu pomaga i wtedy Marek tak samo gwałtownie mu przerywa każąc liczyć się ze słowami. Od razu wiedział co mu Sebastian sugeruje i nie chciał tego usłyszeć, bo się przecież „przyjaźnił” z Ulą. Gdyby się nie domyślał, albo sądził że to nieprawda, pozwoliłby dokończyć Sebastianowi, albo zakpiłby z jego sugestii. Marek podświadomie, a nawet trochę świadomie wiedział, że Ula go kocha i tkwiło to między nimi jak niedopowiedzenie.
Sytuacja trochę zmieniła się po pamiętnym wigilijnym pocałunku. Znów wrócę do tego co wcześniej napisałam, Marek był zbyt doświadczony, by pozwolić się pocałować dziewczynie, gdy sam tego nie chciał (Julia, Klaudia, nawet Domi). Zresztą dość wyraźnie jest pokazane, że Marek odpowiedział na ten pocałunek, mało tego, to Ula przerwała i uciekła. Moim zdaniem wtedy bardziej przestraszył się własnej reakcji, tego, że mu się to spodobało, niż zachowania Uli (tym bardziej że moim zdaniem był coraz bardziej świadomy jej uczuć). Znów potrzebował usprawiedliwienia i pretekstu, by móc się wytłumaczyć sobie dlaczego tak się zachował, więc pojawienie się Seby ze swoim „genialnym” planem było mu wyjątkowo na rękę. „Musisz uwodzić Ulę bo twoje udziały są zagrożone”- Marek łapie się tego tłumaczenia, bo wciąż nie może i nie chce uświadomić sobie, że mu coraz bardziej zależy na tej dziewczynie i coraz mocniej się angażuje. Dostaje nawet dowody w postaci głupiego, nowego planu spłaty zadłużenia opracowanego przez Maćka, który początkowo zaskakuje go niemile, bo przecież ufał Uli bezgranicznie a tu takie kwiatki. Od razu zresztą zostaje sprowadzony na właściwą drogę najpierw wyznaniem miłości Uli w windzie, a potem, gdy Ula umawia się z nim by mu oddać nieszczęsne weksle. Dociera do niego to, że jej uczucie jest szczere, prawdziwe i głębokie, że ona nigdy naprawdę nie mogłaby zrobić nic, co mogłoby mu zaszkodzić. Marek boi się tego co sam czuje, jednocześnie już nie może się oszukiwać przynajmniej co do tego, że może funkcjonować bez Uli. Zaczyna się więc okłamywać że potrzebuje ją jako przyjaciółki i asystentki (znów) i chciałby wrócić do stanu znajomości sprzed pocałunku. Mimo to, gdy pojawia się okazja do tego by właśnie do niego wrócić, Ula nie chce się z nim umówić na randkę i daje mu do zrozumienia że ani teraz ani później nic z tego nie będzie, bo on ma narzeczoną którą kocha i jest zajęty, a ona nie ma zamiaru się pakować w takie związki i być tą trzecią, jest niemile zaskoczony. Niby tego chciał, powinien być zadowolony, o to mu chodziło, ale sam nie wie dlaczego nie potrafi się pogodzić z tym że dostał kosza. Seba nadal mu mąci o Maćku i udziałach i to jest woda na młyn dla Marka, znów ma „powód” by próbować umówić się i uwodzić Ulę i nie musieć spojrzeć samemu sobie szczerze prosto w oczy i odpowiedzieć sobie na pytanie, co on właściwie czuje do tej Brzyduli. Mało tego może sobie nadal mimo wcześniejszych sytuacji wmawiać, że to chodzi o pracę i weksle, bo nadal się koło niej kręci Maciek a potem jeszcze i Bartek. Fajnie opisałaś chwilę jak próbuje być szczery wobec siebie i Sebastiana podczas rozmowy przy drzwiach, kiedy ten zaczyna się z Marka śmiać i kpić z miłości. Marek gwałtownie się wycofuje, potem już nigdy chyba nie próbuje być z nim szczerym (przynajmniej nie do chwili gdy straci Ulę) i zaczyna też się bać tego uczucia, bo skoro przyjaciel się naśmiewa, to jak zareagują inni. Wraca, a właściwie tchórzy do tego co bezpieczne, oficjalna narzeczona- podziwiana Paulina, zaakceptowana przez rodzinę, znajomych, sferę, a na boku Brzydula, o romans z którą nikt przy zdrowych zmysłach by go nie podejrzewał, więc jest bezpieczny. Spokojnie umawia się z nią na randki, nawet przychodzi na urodziny, co prawda coraz mocniej się angażuje, coraz bardziej mu się podoba jej oddanie, cieszenie się małymi rzeczami, ale nie zamierza zmieniać status quo, absolutnie nie jest na to gotowy. Co prawda zapewnił Ulę o swoim uczuciu i że uwiera go związek z Pauliną (od której realnie się oddala w tempie ekspresowym) i będzie musiał „coś z tym zrobić” ale jest to na tyle zawoalowane, że można to interpretować różnie, a Ula najwyraźniej interpretuje to na swoją korzyść i wystarcza jej to, by z nim być. Sytuacja znów się zmienia po aferze z Aleksem. Najpierw dociera do niego, że wbrew temu co sądził i z powodu czego miał nawet on wyrzuty sumienia, tak naprawdę Paulina go nie kocha, brat jest ważniejszy i zawsze będzie ona stać po jego stronie. Marek jest dla niej tylko najlepszą partią pod względem pozycji, pieniędzy, nazwiska i prezencji, na Marku jako człowieku zależy jej średnio. Zanim to dobrze przetrawił kolejna afera, bardzo słabe wyniki zarządzania firmą przez niego i groźba utraty stanowiska. Marek tak naprawdę do końca nigdy nie był zbyt mocno przywiązany do tego stołka, został prezesem z dwóch powodów, by coś udowodnić ojcu, zdobyć jego szacunek i nie dopuścić Alexa do rządzenia. Gdyby teraz chodziło o sam stołek może nawet by się tak mocno nie przejął. Ale on już znał metody Alexa (może nie do końca, nie spodziewał się że Alex chce przejąć firmę by ją odsprzedać Włochom i usunąć Dobrzańskich), wiedział że z radością przyjmie jego porażkę, rozwalając jego pomysły jak choćby nowa marka, zwalniając ludzi, szczególnie w jakiś sposób z nim związanych. Ponadto dla niego wtedy najważniejsze, znów zawiedzie ojca i usłyszy że „jest nim rozczarowany, Alex by lepiej to zrobił”. Wpada w panikę, a człowiek w panice nie myśli rozsądnie. Najlepszym według niego wyjściem staje się sfałszowanie raportu finansowego, a jedyną osobą która jest w stanie dla niego się tak poświęcić jest Ula. Zna już ją na tyle by wiedzieć, że się nie zgodzi zostać dyrektorem finansowym i sfałszować ten raport i nie złamie ostatniej ze swoich zasad, więc postanawia perfidnie wykorzystać jej uczucie i jeszcze bardziej rozkochać ją w sobie i tym sposobem złamać. Trudno myśleć dobrze o ówczesnym Marku, ale nawet ta sytuacja wymyślona przez scenarzystów jest zamierzona i ma sens. Chodzi o to, by do Marka dotarła, mimo że taki Casanova z niego, fizyczność Uli. Ona dla niego, mimo już autentycznego uczucia wciąż jest jednak Brzydulą, której mimo wszystko trochę się wstydzi i dlatego oszukuje się, że nic nie czuje (przykra scenka podczas randki w restauracji, gdy kelner podający Uli kwiatka nazwał ją „piękną panią” a Marek się skrzywił). Kompletnie nie zauważył jak Ula się zmieniła, że już dawno przestała być Brzydulą z początkowych odcinków. Tak też wygląda odcinek 158, Marek usiłuje uwieść Ulkę, ta jednakże ma tyle przytomności umysłu że mówi mu „nie” jasno dając do zrozumienia że nie chce skończyć jak jego poprzednie kochanki. Marek niby wszystko tak dokładnie zaplanował, taki był pewny siebie, a tu okazuje się, że to Ula mówi nie, a on się nie potrafi opanować i ją pożąda. Mało tego gdy naciska, Ula domyśla się jego motywów i wprost zarzuca mu, że umówił się z nią dla raportu. Marek sprytnie odwraca kota ogonem, jest też oszołomiony swoją reakcją i tym że został zdemaskowany, dlatego wzbudza w niej poczucie winy. Ale nie jest z siebie dumny, w domu zdaje sobie sprawę że spierniczył wszystko, może nawet stracił Ulę. Jest jeszcze bardziej przerażony gdy dzwoni ona do niego w środku nocy, płacze i przeprasza, nie wróciła do domu tylko jest nad Wisłą pod jakimś mostem. Przez swój idiotyczny plan Ulka mogła popełnić jakieś głupstwo. Jedzie autentycznie przerażony nad Wisłę, widzi ją całą i zdrową i w końcu do niego dociera prawda, przestaje się oszukiwać, że kocha tą niesamowitą dziewczynę. Tylko uświadomienie sobie własnego uczucia nie rozwiązuje jego problemów z raportem, złymi wynikami w firmie, kłamstwami jakimi karmił Ulę na początku. Znów tchórzy, stara się trzymać wszystkie sroki za ogon i czeka aż problemy się „same rozwiążą”, ewentualnie rozwiązanie ich zostawia sobie „po zarządzie”, gdy utrzyma stołek. Będzie pewny własnej pozycji to zacznie wszystko odkręcać. Potem już wiemy co było, o „jeden dzień za daleko”, zwlekał o jeden dzień za dużo z wyjawieniem prawdy, jedno niepotrzebne kłamstwo za dużo (skłamanie Uli że poszedł na lunch biznesowy, a w rzeczywistości z Pauliną), znalezienie prezentów, niedomówienia, podsłuchane niecałe rozmowy i wszystko się rozsypuje. Gdy do niego dociera, że przez ten głupi raport stracił Ulę nie ma odwrotu, Ula odchodzi, jedyna osoba którą tak naprawdę kochał i która go kochała. Co bardziej ironiczne, mimo wyjścia na jaw wszystkich krętactw, kredytów i weksli jego ojciec staje na wysokości zadania, nie odwraca się od niego, tylko postanawia mu pomóc, a sam Marek nie traci stanowiska. Więc poświęcił uczucie do Uli dla prezesury, której i tak nie stracił.”

Agamnik

A propo scen, w których Marek naskakuje na Ulę i robi jej wyrzuty z zazdrości, a ona sobie nie daje, po czym on ją przeprasza => jest to w oryginale. I też przynajmniej w dwóch egzemplarzach ^^. Moja ulubiona scena z całego serialu chociaż mam ich trochę, ale ta najbardziej mnie zaskoczyła, z odcinka 100 (z youtuba, w polskiej wersji pewnie kilka numerków dalej), kiedy Armando śledzi Betty i Nicolasa na udawanej randce, a potem wydziera się na nią pod jej domem, po czym ona zwraca mu uwagę, że jego wyrzuty są nie na miejscu.
I jeszcze cudna scena w Mesón de San Diego, kiedy znowu on robi wyrzuty Betty o to, że podczas randki z nim wydzwania do Nicolasa. "Co pan chce wyjaśniać? Beatriz Pinzón Solano chodzi z dwoma facetami..." " A więc to koniec?" "A jest pan gotowy się mną dzielić (z innym)? Bo ja tak." (nim z Marcelą). I Armandito przyznaje się do wszelkich błędów w swoim życiu.

Michel wygrywa z wszystkimi. W sensie z tej czwórki, bo na pewno nie z Adasiem T i musiałabym się też zastanowić nad Freddym, Aleksem, Maćkiem, Władkiem, bo wszystkich ich kocham.

Cuartel de las feas to żadne przyjaciółki, a najlepsza Aura Maria ze swoimi radami pod tytułem "musisz zaciagnąć Nicolasa (czyli Armanda) do łóżka". Jakże wiarygodnie pokazali, jak Betty daje się w to wciągnąć - ONA!!? Jedna z najgorszych rzeczy jakie w tym serialu widziałam - napalona Betty narzucająca się Armandowi, haha, ale jak z całą resztą, wybaczyłam to scenarzystom, bo gdyby nie to, nie byłoby następnej z moich ukochanych scen... w której Armando prawie wyłamuje się z całej gry!

Vickynella

Cóż, mi też parę scen nie podobało się w YSBLF (jak choćby wspomniane przez ciebie narzucanie się Betty do Armanda, który ten non stop z miną męczennika ją odrzuca), ale każda z tych scen ma swój cel i podobne jak ty jestem gotowa wybaczyć je, bo potem prowadzą do niesamowitych sytuacji. Jedną z ciekawych scen jest rozmowa Betty i Armanda w hotelu, gdzie też spędzają pierwszą noc. Wcześniej rozmawiają ze sobą i po tym Armando, tak jakby zmienia się, a na pewno zmienia mu się patrzenie na Betty. Od tej pory nie brzydził się jej, a sam lgnął ;), nie nabijał się z niej za plecami, z czasem zaczyna sam pisać dla niej wiersze i odrzucał Marcelę, a co więcej gdy rano razem z Marcelą poszedł do pracy - tłumaczył się Betty, że pomiędzy nim a jego narzeczoną do niczego nie doszło.

Natomiast jeśli chodzi o momenty, w których Betty poznała prawdę i się mściła na swoim szefie. Chociaż mogą być one trochę dziwne (a nawet lekko przerażające) to mi się one podobały, poza tym były też zabawne. Mają też swój cel, które oddziałują na dwójkę głównych bohaterów.
- Pierwszy to oczywiście taki, że Betty miała swoją nauczkę. Zemsta sprawiała, że cierpiała jeszcze bardziej, dlatego podczas wyjazdu do Kartaginy wybaczyła Armandowi i mimo, że traktowała go chłodnie (zasłużył sobie), więcej się już na nim nie mściła. W polskiej wersji niestety Ula po przemianie non stop denerwuje biednego Marka, który sto razy za wszystko ją przepraszał.
- Drugi cel to taki, że Armando coraz bardziej zaczyna się za nią uganiać - brakuje mu jej (aż trudno uwierzyć, że chodzi mu jedynie o firmę bo sam nawet nie potrafi siebie zrozumieć, ani tego jak się zachowuje), nie odstępuje non stop i śledzi ją, gdy jest na randce z Nicolasem. Mam wrażenie, że dzięki tym wydarzeniom naprawdę się niej zakochał. W polskiej wersji jak wiadomo było inaczej, bo Marek zakochał się w Uli o wiele wiele wcześniej chyba nawet wcześniej zanim Sebastian wymyślił plan uwiedzenia jej.

cloe4

Czytam Wasze wpisy i naprawdę nabrałam ochoty na obejrzenie kolumbijskiego oryginału, chociaż obejrzany w drugiej kolejności po naszej polskiej wersji może wzbudzić niesmak co do postaci głównego bohatera. Bo porównując nawet tylko opisy bohaterów (Armanda i Marka) bez oglądania tych seriali ja zdecydowanie opowiedziałabym się za Markiem. Na pewno przystojniejszy (kwestia gustu oczywiście) i bardziej przystający do naszej rzeczywistości. No i fakt, że nasz od samego początku szanował i lubił swoją brzydką asystentkę, a to, że przez długi czas nie widział w niej 'kobiety' to bardziej kwestia wychowania, nawyków i bywania w otoczeniu pięknych modelek niż wrodzonej niechęci do ludzi nie przystających do jego świata. I ja osobiście nie wierzę w takie nagle nawrócenie się złego w dobre. Owszem, ktoś przez długi czas może być świnią i postępować jak świnia, ale gdzieś w głębi duszy ma w sobie to coś dobrego, co pod wpływem pewnych okoliczności wychodzi w końcu na wierzch. Zresztą nasza Ula od samego początku twierdziła, że Marek ma zadatki na dobrego człowieka, tylko gdzieś się w tym wszystkim pogubił. A z tego co piszecie, to Armando był z gruntu zły. A zmiana przyszła nagle, tak jakby narodził się ktoś zupełnie inny . Nie kupuję tego, ale nie chcę też oceniać czegoś, czego nie miałam okazji zobaczyć...
Co do zakochiwania się, to też nasza wersja wydaje mi się bardziej prawdopodobna. W pierwszej fazie wdzięczność za uratowanie życia. Na chwilę i na krótko pojawia się też wstręt i obrzydzenie (scena w samochodzie „coś mi strzyknęło w karku...” i skrzywiona mina Marka – bezcenna). Ale już zaraz potem do głosu dochodzi zafascynowanie innością dziewczyny, zaufanie (bardzo szybko została asystentką, nie sądzicie?) przyjaźń, współczucie, czułość, troskliwość, szacunek, zauroczenie, zakochanie się i w końcu prawdziwa miłość. Ale to wszystko zachodziło bardzo powoli i stopniowo i bardzo długo bez świadomości głównego bohatera. W wersji oryginalnej wygląda to mniej więcej tak: wstręt, obrzydzenie, obrzydzenie, wstręt i nagle miłość! Zakrawa to na groteskę, ale południowo- amerykańskie telenowele często bywają groteskowe, taki ich urok;-)
Na youtube, szukając pewnego utworu, natknęłam się kiedyś na filmik zmontowany na podstawie serialu Brzydula. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę "Miłość rodzi się w spojrzeniu, dojrzewa w uśmiechu".
Filmik fajny, ale wyjątkowo realnie oddaje z naszego serialu to, co w nim najważniejsze – stopniowo rodzącą się miłość Marka. Nawet ktoś w komentarzach podobnie napisał: „fajnie popatrzeć jak w Marku miłość się rodziła...”

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones