PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=852549}
7,3 1 574
oceny
7,3 10 1 1574
Martwa góra. Tragedia na przełęczy Diatłowa
powrót do forum serialu Martwa góra. Tragedia na przełęczy Diatłowa

W serialu postawiono na teorie deski śnieżnej. Z jednej strony takie postawienie sprawy trochę rozczarowuje, bo teoria ta jest sprzeczna z faktami, ale z drugiej co lepszego mieli wymyślić? Tysiące ludzi analizowały ten incydent przez ostatnie 60 lat i nikt nie przedstawił żadnej teorii, która wyjaśniałaby to co się tam właściwie stało, a co za tym idzie każda z wymyślonych dotychczas teorii byłaby rozczarowująca, jako sprzeczna z częścią faktów. Wybrano jedną z popularniejszych teorii, która jest jednocześnie najmniej kontrowersyjna.

A dlaczego wizja przedstawiona w serialu jest nierealna? Z kilku powodów.

1) Na miejscu tragedii znaleziono namiot, który był jedynie lekko przysypany nawianym śniegiem - można było do niego normalnie wejść i wziąć każdą rzecz, która w nim była pozostawiona np. poszukiwacze, którzy znaleźli namiot zrobili w nim burdel i wypili na miejscu wódkę ze znalezionej w nim manierki - ot Rosjanie. Nie było na namiocie żadnej bryły zbitego śniegu, który mógł zadać jakiekolwiek rany, ani żadnej większej pokrywy śnieżnej. Wynika to nie tylko z zeznań poszukiwaczy przybyłych na miejsce, ale także ze zdjęć namiotu wykonanych w chwili jego znalezienia, a dostępnych w Internecie.

2) W okół namiotu były wbite kijki od nart i jedne zapasowe narty (reszta nart była w namiocie i izolowała podłogę). I te kijki oraz narty stały w chwili znalezienia namiotu. Jakakolwiek lawina tudzież deska śnieżna poprzewracała by te przedmioty. Tymczasem one sobie przez miesiąc stały. Cud? Czyżby to zjawisko miało być tak punktowe, że ominęło te przeszkody? Autor teorii deski śnieżnej (specyficzna forma lawiny) przyjął, że najwidoczniej turyści wbili te kijki z powrotem po ewakuacji z namiotu. No tak. Bodaj poza jedną osobą nie wzięli ze sobą butów, zostawili większość ciepłych ubrań, ale znaleźli czas aby powbijać z powrotem kijki i narty (i odśnieżyć namiot rzecz jasna).

3) W tym miejscu i w tym rejonie nie ma lawin, bo to za niskie góry o zbyt łagodnych stokach. W języku Mansów nie ma słowa oznaczającego "lawinę". W teorii tj. czysto fizycznie (według wyliczeń) deska śnieżna byłaby możliwa, ale nie w tym miejscu w którym stał namiot tylko kilkadziesiąt metrów dalej gdzie nachylenie jest nieco większe. Badacze forsujący tą teorię wzięli do wyliczeń błędne miejsce posadowienia namiotu. Ale nawet gdyby to było tam możliwe, to znalezione ślady (jak w pkt 1 i 2) przeczą tej teorii.

4) Załóżmy jednak, że deska śnieżna tudzież lawina była możliwa i pomińmy na chwilę brak śniegu na namiocie w chwili jego znalezienia i wbite kijki i narty. Założmy, że śnieg z namiotu jakimś cudem stopniał, a kijki oraz narty wbili. Schodzenie w dół, nawet przyjmując że szli do depozytu ale pomylili drogę, byłoby nielogiczne i głupie. W depozycie było głównie jedzenie. Nie było tam np. butów, kurtek czy zapasowego namiotu. Co im po tym jedzeniu skoro nie mieli butów, a część grupy wyszła ubrana w skarpetki? Co im po jedzeniu bez kurtek? Jedzenie by ich nie uratowało przed hipotermią, nie ogrzałoby ich. W razie zwalenia się deski śnieżnej kluczowe było odzyskanie spod zwałów śniegu ciepłych ubrań, butów, czapek oraz nart dających szybkość i łatwość poruszania się po śniegu - to dawało szanse na przetrwanie? Nawet jeśli byli w szoku, to szok nie trwa wiecznie, a rozsądek powinien im wrócić w ciągu kilku minut. Skoro byliby w stanie się wygrzebać spod tej deski śnieżnej to byliby w stanie w niewiele dłuższym czasie wygrzebać także przedmioty niezbędne do przetrwania do rana i końca złej pogody.

5) Osoby, które zostały ranne w namiocie nie byłyby w stanie dojść do lasu. Najciężej ranna osoba mogła przeżyć co najwyżej kilka minut, tymczasem dojście do miejsca śmierci w głębokim śniegu, zamieci to był spacer na kilkadziesiąt minut, jeśli nie godzinę albo i więcej. Tymczasem znalezione ślady wskazywały, że wszyscy szli o własnych siłach. Nikt nie był podtrzymywany rękoma przez towarzyszy, nikt nie był ciągniety po śniegu, a głebokość śladów nie wskazywała aby ktoś kogoś niósł jak kłodę (co by zwiększało dwukrotnie wagę i miało odzwierciedlenie w śladach). Wysoce wątpliwe jest, aby urazy powstały w namiocie.

Ta teoria nie trzyma się elementarnych faktów. Podobnie zresztą jak pozostałe teorie.

Co tam się naprawdę stało? Nie wiadomo.

Gdy interesowałem się tą sprawą, to zadawałem sobie pytanie - co by mnie przekonało, aby przy mrozie -20, dziesiątki kilometrów od cywilizacji, bez możliwości wezwania pomocy wybiec z namiotu w samych skarpetkach i bez kurtki i uciec do lasu odległego o 1,5 km.

Deska śnieżna? No nie. Uznałbym, że co miało sie zwalić na namiot już się zwaliło i trzeba zostać i odkopać ekwipunek - nachylenie terenu jest tam minimalne, a sama góra niewielka. Ryzyko powtórki byłoby znikome. Ewentualnie uznałbym, że trzeba najpierw na szybkości odkopać najpotrzebniejsze rzeczy, a dopiero potem się oddalić.

Wybuch rakiety w pobliżu, który raniłby część turystów? No nie. Co miało wybuchnąć to wybuchło. Zdarzył się wypadek wojskowy i tyle. Nawet jeśli ktoś został ranny to trzeba zostać w namiocie, opiekować się rannymi i wysłać 2 najsilniejszych fizycznie członków wyprawy na nartach z lekkim ekwipunkiem, aby sprowadzili pomoc dla rannych, którymi opiekowałaby się reszta.

Dzikie zwierzęta? Jeden z gości z tej ekipy na wcześniejszej wyprawie rzucił się na niedźwiedzia, który wszedł do obozu i przegonił go. Oni mieli noże, toporek, kijki od nart, a nawet same narty, którymi można solidnie przywalić w nos. I co? Nagle mieliby uciec przed jakimś zwierzęciem w skarpetkach na 20 stopniowy mróz? Choćby i to był sam Yeti, to jednak 7 chłopa by chyba podjęło jakąś walkę. Poza tym nie było żadnych śladów.

I tak można byłoby wymieniać teoria po teorii.

I tak szczerze, gdy sobie myślałem o tym co byłoby mnie podróżującego w towarzystwie innych osób do rozcięcia namiotu nożem, a następnie do ucieczki w dół zbocza bez kurtki, bez butów, na pewną śmierć to doszedłem do takich wniosków.

W ciemną noc w namiocie na odludziu (pomijając udział zwierząt czy teorie deski śnieżnej) ze snu może wyrwać albo intensywne światło albo dźwięk.

I tutaj mam dwie propozycje rzeczy, które mnie osobiście i myślę że także przeciętnego człowieka, mogłyby skłonić do rozcięcia namiotu i panicznej ucieczki w takich okolicznościach.

Jakaś grupa (np. poszukiwacze zbiegłych więźniów) świeci latarkami w namiot, strzela w powietrze i każe opuścić namiot i iść prosto przed siebie, w stronę lasu, w razie odmowy grożąc śmiercią? Tyle tylko, że wokół brak śladów takiej grupy. Może były w takim miejscu, że wiatr je zatarł? Może zostały celowo przeoczone? Może tacy siepacze uznali, że nie ma sensu marnować kul, skoro można ofiary pobić kolbami i wygnać na mróz na pewną śmierć bez ubrań, aby pozamarzały? Na niektórych ofiarach znaleziono urazy w kształcie litery U, które odpowiadają urazom jakie powstają po uderzeniach kolbą karabinową.

W takim scenariuszu oprawcy prawdopodobnie zorientowali się w jakimś momencie (np. gdy zaczęli zadawać pytania i dali ofiarom dojść do głosu albo gdy zaczęli przeglądać ich rzeczy z namiotu), że to pomyłka (i nie są to zbiegli więźniowie, tylko studenci), ale było już za późno bo np. ktoś został już zastrzelony (np. Zołotariow, którego ciało być może podmieniono na jakiegoś łagiernika bez śladów po kulach - i stąd np. drastyczne różnice w wyglądzie wynikające z wywiadów z członkami rodziny, a dotyczące np. wzrostu, tatuaży, wysokości czoła) albo komuś rozwalono czaszkę i połamano żebra? Oprawcy mogli stwierdzić, że właśnie spieprzyli sprawę, a ich kariery i wolność są zagrożone, bo skrzywdzili dzieci ważnych ludzi (Kriwoszczenko był synem generała, Ludmiła była córką ważnego partyjnego dygnitarza - jakiś strażnik łagrów, który skrzywdziłby ich dzieci miałby dokumentnie przekichane i sam by wylądował w łagrze), więc zamiast się wycofać, przeprosić, opatrzyć rannych, wezwać pomoc i ponieść konsewkencje, postanowili spontanicznie dokończyć robotę i zamordować wszystkich, aby ukryć swój błąd polegający np. na pobiciu tych osób i potencjalnie zamordowaniu jednej z nich (Zołotariowa) i uniknąć konsekwencji. I mogli po prostu pod groźbą użycia broni pozbawić ofiary częsci ubrań i poczekać aż umrą na hipotermie, a następnie upozorować tajemniczy wypadek, pozostawiając ofiary w wybranych miejscach, podmieniając ciało postrzelonego Zołotariowa na inne (niepostrzelone), wydeptując ślady itd. Powyższy scenariusz tłumaczyłby obrażenia, siniaki w kształcie litery U, a także to że w przypadku co najmniej jednego z ciał plamy opadowe nie zgadzały się z tym jak zwłoki leżały w chwili ich znalezienia.

Alternatywny scenariusz jest taki, że np. Zołotariow wyszedł w środku nocy z namiotu za potrzebą i natrafił w zamieci na grupę siepaczy ścigających więźniów, którzy wzięli sylwetkę na zboczu za łagiernika - bo kto inny miałby być w takim miejscu podczas zamieci w środku nocy? Zastrzelili go. Studenci usłyszeli strzał i w panice rozcięli namiot od środka. Wtedy w pobliże ciała Zołotariowa i namiotu przybyła ta grupa, a ciąg dalszy taki jak wyżej - siepacze przed lub po pobiciu pozostałych studentów uzmysławiają wymiar swojej pomyłki i aby uniknąć konsekwencji pozorują wypadek - podmieniają ciało Zołotariowa, a resztę zmuszają pod lufami karabinów do zamarzania na mrozie bez butów i kurtek. Potem rozmieszczają ciała w różnych miejscach, wydeptują ślady z namiotu do lasu, rozpalają ognisko, zyrwają gałęzie - pozorują "niewyjasnione" wydarzenie.

Według mnie scenariusz był zbliżony do tego co opisałem w powyższych przykładach tj. obejmował udział osób trzecich, ich pomyłkę i chęć jej zatuszowania. Szczegóły są dyskusyjne i nie do ustalenia.

Co było dalej? Gdy okazało się, że wśród ofiar były dzieci ważnych ludzi oraz pracownicy strategicznych zakładów to przystąpiono do intensywnego śledztwa. Służby szybko ogarnęły, co się właściwie wydarzyło i zidentyfikowały oprawców, którzy chcieli ukryć swoją pomyłkę poprzez morderstwo dziewięciu osób.

I powstał problem, bo gdyby partia ujawniła, że jakiś szwadron śmierci polujący na polecenie partii na uciekających więźniów łagrów zamordował 9 studentów, w tym dzieci ważnych ludzi, to wybuchłby skandal, który osłabiłby zaufanie do reżimu. W konsekwencji reżim po cichu nieformalnie sam ukarał sprawców przez strzał w tył głowy albo dożywocie w tym samym łagrze, którego byli wcześniej strażnikami, ale jednocześnie ukrył prawdę przed rodzinami i opinią publiczną, aby uniknąc kompromitacji. I stąd wniosek o "tajemniczej nieodpartej sile", stąd te wszystkie niedopowiedzenia, utrudnienia w dostępie do akt sprawy dla badaczy czy forsowanie przez następców KGB (którzy dzisiaj rządzą Rosją) teorii o desce śnieżnej. Stąd list do ojca Ludmiły (komunistycznego dygnitarza) od władz, że "winni zostali ukarani" oraz stąd przeprosiny prokuratura Iwanowa w artykule napisanym przez niego w latach 90', w którym stwierdził, że znał prawdę (podobnie jak kilka innych osób, które wymienił, a które już nie żyły) i przeprasza rodziny ofiar - ale tej prawdy ostatecznie w artykule nie podał. To by też tłumaczyło dlaczego podczas badań genetycznych rzekomego ciała Zołotariowa przeprowadzonych jakoś kilka albo kilkanaście lat temu przez prywatne laboratorium pierwszy wynik wykluczał pokrewieństwo z jego rodziną. Ale wtedy władze postanowiły powtórzyć badanie w państwowym laboratorium i wtedy cud - wyszło, że jednak pokrewieństwo jest. I oba laboratoria upierały się przy swoim. To mogłoby potwierdzać teorię, ze ciało Zołotariowa faktycznie zostało podmienione. A przyczyna mogła być taka jak wcześniej napisałem - został przypadkowo zastrzelony, a ślady po kulach na zwłokach byłyby przeszkodą w ukryciu zbrodni. Powyższe hipotezy tłumaczyłyby także dlaczego ślady studentów były tak dobrze widoczne mimo, że upłynął prawie miesiąc od ich śmierci. W teorii te ślady mogły mieć miesiąc, bo udowodniono eksperymentalnie, że mogą przetrwać mimo opadów śniegu i mimo wiatru. Ale jest też możliwe, że zostały np. wydeptane kilka dni przed znalezieniem ciał...

ocenił(a) serial na 7
Richtie

Przeczytałem na razie część, ale postaram się całość, bo ciekawie się zapowiada. Dlatego też od razu daję pozytywny feedback na wpis. Dzięki

ocenił(a) serial na 7
michal_lukawski89

Moja teoria jest trochę chaotyczna, bo krystalizowała się w środku nocy po obeejrzeniu serialu. Dlatego ją nieco uporządkuje:

1) Grupa strażników łagrów ścigająca więźniów (albo na polowaniu w celu urozmaicenia diety) dostrzega w nocy ślady, po których dociera do namiotu. Jako ludziom z prowincji pracującym w łagrze nie mieści im się w tamtym czasie głowie koncepcja, ze ktoś mógłby dla przyjemności, w celach turystycznych, dla wypoczynku łazić sobie po Uralu w środku zimy. Uznają zatem, że to jacyś kłusownicy albo uciekinierzy z łagru. Krzyki i światła latarek budzą turystów, którzy w panice rozcinają namiot, gdzie widzą wycelowaną w siebie broń.

2) Strażnicy są brutalni i na skutek nieporozumienia zostaje zastrzelony Zołotariow, a kilka innych osób pobitych. Po paru minutach gdy studenci mogą dojść do głosu, pokazać dokumenty i swoje rzeczy strażnicy zdają sobie sprawę że mają przed sobą syna generała, córkę partyjnego dygnitarza, dwóch pracowników zakładów atomowych i zwykłych studentów. Właśnie zamordowali człowieka i użyli przemocy przeciwko ważnym ludziom. Mają przerąbane.

3) Aby ukryć swoją pomyłkę i zbrodnię, postanawiają upozorować śmierć pozostałych i pod groźbą użycia broni każą im siedzieć na mrozie, tak jak wyszli z namiotu, aby zmarli na hipotermie. Potem rozmieszczają ich ciała w miejscach ich znalezienia. Jedyny problem to Zołotariow, który ma ranę postrzałową - dlatego wymieniają jego ciało na ciało jakiegoś przypadkowego więźnia, który jest w miarę podobny. Po kilku dniach gdy wiatr i opady śniegu zatarły ślady, wydeptują ścieżkę od namiotu w dół zbocza, aby upozorować to, ze studenci zeszli sami na dół i tam pozamarzali.

4) Po znalezieniu zwłok i śledztwie służby odkrywają prawdę, ale ogłoszenie że studenci zostali wymordowani przez jakieś komando śmierci będące częścią służb i aparatu państwowego wywołałoby skandal, szok i podważyłoby zaufanie władz. Dlatego władze postanawiają to ukryć i ukrywając część dowodów, winnych potajemnie rozstrzelać albo skazać na łagier i przyjąć że sprawa jest niewyjaśniona, ale miała przyczyny naturalne.

Co potwierdza powyższą teorię?

a) Prokurator Tępałow próbował uparcie, wbrew elementarnym faktom, forsować teorię o huraganie, który doprowadził do śmierci turystów - tak jakby ktoś mu zlecił przeprowadzenie śledztwa z taką ustaloną z góry konkluzją dla zatuszowania czegoś innego.

b) Na co najmniej jednym ciele plamy opadowe nie zgadzały się pozycją zwłok - tak jakby ktoś je źle ułożył inscenizując wydarzenie.

c) Na niektórych ciałach znaleziono ślady w kształcie litery U, które są charakterystyczne dla uderzenia kolbą karabinu, co sugerowałoby ze wobec studentów przed śmiercią stosowano przemoc.

d) Przy cedrze w lesie gdzie leżały dwa ciała (Doroszenki i Kriwoniszczenki) znaleziono onucę - żaden z turystów nie używał onuc, bezpornie nie należała do żadnej z osób, które były na wyprawie, ani do żadnego z poszukiwaczy.

e) Ojciec Ludmiły Dubininy dostał od partii informację, ze "winni zostali ukarani", co wskazywało na to, że partia musiała wiedzieć co się stało o byli jacyś winni, którzy zostali ukarani.

f) Zołotariow był zbyt zmasakrowany i rozłożony, a jego identyfikacja nastąpiła na zasadzie wykluczenia - po prostu resztę turystów zidentyfikowano i założono, ze ostatnie ciało musi należeć do niego. Tymczasem rodzina utrzymywała, że on nie miał tatuaży (tymczasem na ciele były tatuaże charakterystyczne dla więźniów), był 10 cm wyższy niż znalezione ciało i miał wyższe czoło niż denat. Badacze tragedii porównywali także kształt ucha zwłok ze zdjęciami - to też się podobno nie zgadza. Kilkanaście lat temu prywatne laboratorium przeprowadziło badanie DNA i wykluczyło pokrewieństwo osoby pochowanej w grobie Zołotariowa z jego krewnymi. W odpowiedzi państwowe laboratorium przeprowadziło swoje badanie, które dało przeciwny rezultat, potwierdzając pokrewieństwo - czyżby państwo chciało coś ukryć, a służby dalej mataczyły, aby dobre imię KGB nie zostało naruszone?

g) Udział osób trzecich tłumaczyłby niewyjaśnione rany na niektórych ciałach.

h) Podejrzane jest to, że ślady stóp z namiotu do lasu były widoczne tak dobrze po niemal miesiącu od zdarzenia, mimo opadów śniegu i wiejącego wiatru. Niektóre ciała były przykryte 3 metrowym śniegiem (znaleziono je dopiero w kwietniu czy tam w maju podczas roztopów), ale ślady przetrwały... w teorii było to możliwe (przeprowadzono eksperymenty), ale mało prawdopodobne.

i) Prokurator Iwanow napisał w latach 90' artykuł, w którym oświadczył, że wie co się wydarzyło na przełęczy, że prawda została ukryta przez władzę i że przeprasza za to rodziny ofiar. Niestety nie zdradził w tym artykule jaka była prawda. Co chciały ukryć władze ZSRR? No na pewno nie lawinę.

j) To by również tłumaczyło to dlaczego tak długo utrudniano badaczom dostęp do akt śledztwa - tak jakby bano się, że ktoś odkryje prawdę.

k) No i koniec końców racjonalnego człowieka potrafiłby wygnać w środku nocy z relatywnie ciepłego namiotu na -20 mróz, bez butów, bez ciepłych kurtek chyba tylko człowiek z bronią. Bo co innego? Także człowiek z bronią mógłby przeszkodzić w powrocie do niego, zabraniu ciepłych ubrań.

l) Ostatnie zdjęcie znalezione na kliszy aparatu jednego z turystów, przedstawiajace białą plamę na ciemnym tle to może być po prostu latarka na tle mroku nocy. Jeden z turystów chciał prawdopodobnie zostawić jakiś dowód, sfotografować oprawców, ale w warunkach nocnych było to niemożliwe ze względu na zasady fizyki. Znamienne w tym kontekście jest zachowanie prokuratora Iwanowa, który powierzył wywołanie kliszy nie pracownikom prokuratury, tylko prywatnej osoby - przyjacielowi turystów. Zrobił tak, ponieważ bał się, że jeśli klisza znajdzie się w oficjalnym materiale dowodowym to jeśli będzie na niej coś ważnego (np. dowód na popełnienie zbrodni), ktoś ją zniszczy np. "przypadkowo" prześwietlając klisze. Dlatego powierzył to komuś komu ufał - tj. prywatnej osobie znającej turystów. Najwidoczniej Iwanow już wówczas wiedział, że służby mataczą w sprawie i próbują ją zatuszować. A przecież nie tuszowaliby lawiny.

To tak dla uporządkowania.

Richtie

Po co bawić się w nowe teorie, skoro są tylko teoriami, których nie potwierdzisz w żaden sposób? Zmarnowałeś tylko czas na nic nie wnoszący przydługi wpis, chyba, że to była taka silna potrzeba, że musiałeś xD

katarzyna_hreska

Katarzyna co ty wypisujesz, Richtie ma rację a wpis jest swietny, mądry i wręcz przykrótki a nie przydługi!!!!! Zastanów się, każda teoria jest cenna szczególnie ta inteligentna ponieważ myślenie jest cenne, analizowanie i empatia jest cenna jak również dociekanie prawdy w poszukiwaniu sprawiedliwości! Teoria Richtie mnie absolutnie przekonuje, super, ze ją poznałam, też miałam podobne zdanie na temat tej niesamowitej i strasznej tragedii, pozdrawiam Liliana

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones