Jejku, myślałem po tytule, że to będzie bardziej optymistyczny film, a tu dostałem dramat dwojga ludzi, którzy pogrążali siebie nawzajem, na własne życzenie. A jak czytam wasze komentarze i piszecie, że tak to już jest i życie jest ślepym zaułkiem, drogą pełną przeciwności losu i takie tam, to mnie krew zalewa. Ludzie, trochę optymizmu, jak tak pesymistycznie będziecie myśleli, to na pewno takie będzie. Sami kreujemy swoje życie i na prawdę nie warto się zadręczać, trzeba myśleć pozytywnie, a wszystko się jakoś ułoży...
Zgadzam się z Osobą powyżej. Film ten jest dla ludzi któży nie mają własnych zmartwień i porównóją swoje
życie do noweli. Jak Powiedziała Osoba Powyżej "Sami kreujemy swoje życie i na prawdę nie warto się
zadręczać, trzeba myśleć pozytywnie, a wszystko się jakoś ułoży..."
Czemu bierzcie to tak dosłownie?
Twierdzenie,że ten film jest dla ludzi , którzy nie mają swoich zmartwień jest dużym nieporozumieniem . Nie przeceniacie roli kina? Ten film jest po prostu przepięknym obrazem pewnej historii, która wzrusza, przejmuje. Nie jest powodem do zadręczania siebie i myślenia negatywnie.
I nie piszcie proszę ,że to nowela, bo to obraza dla tak świetnego dzieła.
Można śmiało powiedzieć, że mówisz to samo, czego ja np doświadczam w tym filmie. Jeśli ktoś pogodził się ze schematem życia, poddał mu się, zbiera tego owoce. Jeśli drugi ktoś mówi: wszystko już za mną, koniec z marzeniami - jego życie tak właśnie wygląda. Nie o tym mówi ich historia ?
Po prostu spodziewałeś się przyjemnej historyjki. Optymizm to nie jest naiwniactwo. Życie bywa TEŻ ślepym zaułkiem. Ja lubię być zaskakiwany w kinie i nie chciałbym odpowiadać tylko na oczywiste, łatwe, zgodne z moim światopoglądem pytania. Przyznasz, że w kinie made in hollywood raczej trudno tego doświadczyć ? W Stanach było i ciągle funkcjonuje american dream, a ten film pokazuje, że życie trzeba przeżyć świadomie, sny na jawie kończą się często tak jak widać. Pod tym kątem - świetny film !
Też trochę dziwię się powszechnym uwielbieniem dla filmów pokazujących ludzkie nieszczęście, ale zwróciłbym uwagę na coś innego. Nie uważam "Drogi do szczęścia" za zły film - jest zdecydowanie dopracowany i konsekwentny, Kate Winslet zagrała wspaniale (tradycyjnie), ale mimo wszystko mam poważne zarzuty.
Spokojne życie, które ceni sobie tak wielu ludzi (nie jestem wśród nich, ale doceniam ludzi, którzy potrafią cieszyć się, żyjąc tak, jak wszyscy wokół), jest tutaj perfidnie wyśmiane jako sztuczne, fałszywe, a do tego niemodne i godne politowania. Gdyby było tak przedstawione tylko z perspektywy głównych bohaterów, którzy chcą czegoś więcej, nie miałbym z tym problemu. Ale reżyser serwuje nam sceny z domu sąsiadów Wheelerów i domu Givingsów, sugerując nam, jak nieprawdziwi i głupiutcy są ci ludzie.
Film sympatyzuje z postacią młodego Givingsa i przedstawia chorego psychicznie jako najbardziej rozsądnego z bohaterów, ale sugeruje też, że rozwiązanie, które wydaje mu się dobre - ucieczka od "fałszu" - jest rozwiązaniem jeszcze bardziej niedorzecznym. I w rezultacie możemy się tylko dołować, bo ładujemy się z deszczu pod rynnę.
Dziwaczne poetyckie dialogi prawdopodobnie pozbawiły nominacji do Oscara Leonardo DiCaprio, który stara się jak może, ale nie jest w stanie w pełni przemielić kwestii w stylu "You are an empty hollow shell of a woman" (nie jestem pewien czy dobrze cytuję) na coś prawdziwego.
I w rezultacie kończymy na ładnym obrazku, który jednych poruszy, innych niespecjalnie, bo wyda się fałszywy w swoim fałszu. Niestety należę do tych drugich.