Zakończenie świetnie ukazuje, że ludzie żyją jak marionetki, wyłączają słuch na własne czcze gadanie. To cena, jaką płacą, za spokojne, ustatkowane życie rodzinne.
Morał filmu: nie ma sensu życie bez miłości, ta kobieta była zamknięta w pułapce bez wyjścia. sama w nią weszła zakochując się. Na tym polega miłość- rodzaj zniewolenia. ale jak żyć w duszącej frustracji... jak więzień, służąca? Każdy jest inny...
Bohaterka nie była typem kury domowej... przypadkowa ciąża, druga... dzieci zamknęły jej świat, życie.
Pojawiają się pytania:
Czy kochała męża? uczucie wygasło po obu stronach - zdrady, kłótnie
Czy kochała dzieci? tak, choć w filmie nie ma chyba jednego na nie zbliżenia nie, bo zabiła jedno z nich
Na pewno kochała wolność, dla niej dopuściła się dzieciobójstwa.
Czy była wyrodną matką? była kobietą, która znosi skutki złej decyzji- piękny dom na wzgórzu okazał się twierdzą bez wyjścia. Skąd mogła wiedzieć, że ma w nim spędzić całe życie?
Czy wolno poświęcać siebie, swe najgłębsze potrzeby dla czegokolwiek/
czy wolno iść na kompromisy
byłą wyjątkowa, miała marzenia i odwagę je spełniać... stanęła przed wyborem: spełnienie czy rodzina.
Każdy wybor okazał się prowadzić donikąd, każde wiązało się z zabiciem cżastki siebie. Zycie bez pasji czy bez rodziny? Okazuje się, że przeżyć potrafią ludzie bez marzeń, lub święci dobrowolnie wyrzekający się siebie.
Ten film uświadamia nam, jak łatwo wpaść w pułapkę bez wyjścia... Jak ostrożnie trzeba podejmować decyzje dotyczące wyboru partnera na całe życie. każdy żyje 'swoja bajką' Prawdziwą bajką męża było jednak życie sprzedawcy, w nim się odnalazł. szkoda, że nie widział tego gdy układali plany na przyszłość.
Moim zdaniem rozczulanie się nad losem głównej bohaterki to lekka przesada. Nie bądźmy znowu wszyscy tacy do bólu romantyczni.
Uważam, że o ile rzeczywiście cała historia jest tragiczna to opowiada ona jednak o losach małżeństwa, w którym jedno z małżonków ma problemy psychiczne. Ktoś o podniesionym poziomie wrażliwości nie zabija własnych dzieci - nie tędy droga.
Moje odpowiedzi na Twoje pytania:
Czy kochała męża? -Nie. Była zbyt egoistyczna i w skupiona na sobie i swoich problemach (typowe dla psycholi potencjalnych samobójców)
Czy kochała dzieci? -Nie wierzę, że nie. Lecz jej problemy przysłoniły jej cały świat, łącznie z dziećmi.
Czy na pewno kochała wolność? -Czy wolność w jej pojęciu była w ogóle możliwa do osiągnięcia? Jak ta wolność miała wyglądać??
Czy była wyrodną matką? -Nie wiem. Była chora. Raczej nie była wyrodną matką.
W którym momencie powiedziane jest, że musiała całe swoje przyszłe życie spędzić w domu na wzgórzu? To raczej nie był problem. Rok, dwa - ok. Ale całe życie?
Czy wolno poświęcać siebie, swe najgłębsze potrzeby dla czegokolwiek? -A jakie były jej najgłębsze potrzeby? Paryż niczego by nie załatwił. Rozwód też nie. Co dałoby tej dziewczynie jej upragnione szczęście?
Czy wolno iść na kompromisy? -A kto powiedział, że ludzie idący na kompromisy nie są szczęśliwi?
"byłą wyjątkowa, miała marzenia i odwagę je spełniać..." - chyba raczej była chora psychicznie. Miała problemy i nie otrzymała pomocy.
A co ten film uświadamia mi? Że warto rozmawiać szczerze ze swoimi partnerkami/partnerami. Bo z kim, jeśli nie z nimi? Wydaje mi się, że bohater grany przez Leo kochał swoją żonę i mógłby wiele dla niej zrobić (lub poświęcić), gdyby ona tylko powiedziała mu czego chce.
Jakie objawy choroby psychicznej widzisz u głównej bohaterki?
Pytam, bo czytam Twój post po raz piąty i stwierdzam, że albo pomyliłeś salę i poszedłeś na inny film albo z Tobą coś nie tak.
Jeśli ktos przyczynił przez swoje egoistyczne zachowanie przyczynił się do rozpadu tej rodziny to jedynie on! Zdradzał ją, w ogóle nie liczył się z jej potrzebami, zaprzepaścił wszystkie ich plany, bo ważniejsza była jego ciepła posadka. Gdyby ciąża stanęła na drodze do jego marzeń sam byłby za tym, aby ją usunąć, ale ta sytuacja była mu na rękę: dziecko w drodze, ciepła posadka czeka, która trafiła sie jak ślepej kurze ziarnko, co tam Paryż, pasje, marzenia? Ważne, że we własna dupę ciepło.
Jak można nazwać egoistką kobietę, która dla ratowania swojego związku była gotowa zmienić całe swoje życie i utrzymywać męża?
Jedyny błąd jaki ona popełniła to, to że w ogóle się z nim związała. Ale nie możesz jej zarzucić, że nie próbowała w znaleźć wyjścia z tej skomplikowanej sytuacji, które byłoby dobre dla nich obojga.
Główny bohater był dla mnie miernotą i nieudacznikiem. Pasował do reszty ekipy z revolutionery road.
Jest sens w tym co piszesz, ale jest też ale:
"on nie liczył się z jej potrzebami" - jakie wg Ciebie były jej potrzeby? Czy ograniczał ją w czymkolwiek? Jej przygoda z aktorstwem była nieudana ale nie z jego winy.
"zaprzepaścił wszystkie ich plany" - no sorry. W momencie, w którym dowiedział się, że będą mieli trzecie dziecko kalkulował ryzyko i wg mnie postąpił mało egoistycznie. Kierował się dobrem rodziny (a już na pewno dzieci). Zejdźmy na ziemię. Marzenia marzeniami, a życie życiem. Ja wiem, że to tylko film. Ale to film o historii nieszczęśliwej rodziny a nie mit o Ikarze.
Czy uważasz, że jego "ciepła posadka" jak to nazwałeś była dla niego szczytem marzeń? Że był gotów poświęcić żonę w imię owej posadki?
Dodatkowo właśnie cała akcja z Paryżem dowodzi, że główna bohaterka nie miała równo pod sufitem. Pisałem to już wcześniej ale powtórzę. Uważam, że Paryż to nie były marzenia ani pasje. Według mnie to była próba ucieczki bohaterów przed codziennością życia i jego problemami. Próba ucieczki, która w ich przypadku byłaby i tak z góry skazana na niepowodzenie. Nie można naprawić relacji w związku drogami zastępczymi.
Wszyscy jarają się świrem, który prześwietla bohaterów na wylot ale nikt nie zauważa stwierdzenia ich sąsiada, który mówi do Leo, że w Paryżu nie ma nic więcej niż tu, gdzie mieszkają. To do czego oni chcieli jechać? Moim zdaniem do wspólnego szczęścia. Problem tylko tkwi w tym, że przyczyną ich nieszczęścia nie było miejsce zamieszkania. Coś im się popierdzieliło w związku i to w swoich wnętrzach powinni szukać rozwiązania. Problem tkwi także w tym, że powinni to zrobić wspólnie. A tego nie zrobili.
Leo, nawet jeśli (oczywiście według mnie, bo domyślam się, że Twoje zdanie jest inne) postanowił działać dla dobra rodziny i ratować ich związek na miejscu to nie podzielił się swoimi przemyśleniami do końca z Kate. Ok - przyznał się do zdrady, spróbował wyznać swoje winy i zasugerować, że chce zacząć wszystko od nowa. Ale scena wspólnego śniadania pokazała, że nie zostało wyjaśnione pomiędzy nimi właściwie nic.
Tylko co w tym wypadku zrobiła "szlachetna" bohaterka grana przez Kate? Jeszcze mniej, bo właściwie nic! Była tak skoncentrowana na sobie i swoim nieszczęściu, że miała gdzieś rodzinę, olała nawet swoje nienarodzone jeszcze dziecko. I zrobiła to bez zgody męża - czy to ku.rwa nie był egoizm?? Dlatego właśnie twierdzę, że była ona egoistką, bo nie myślała ona o ich wspólnym szczęściu ale o swoim wydumanym - nieudanym życiu, z którym nie mogła sobie poradzić. I jak sobie poradziła z problemem? Efekt widać na końcu filmu.
Brawo dla męczennicy.
Wszyscy bądźmy tak heroiczni i romantyczni jak ona i śmiejmy się z reszty "ekipy miernot i nieudaczników z revolutionery road". Na zdrowie nam wyjdzie.
Wniosku, jaki wyciągnąłem z filmu nie zmieniam. Nadal uważam, że morał jest taki, że w związkach nie należy uciekać od problemów, tylko o nich wspólnie rozmawiać i WSPÓLNIE próbować je rozwiązać.
Ale oczywiście możesz spróbować mnie przekonać, że nie mam racji. Liczę na to ;)
A ja się zgadzam.
Według mnie też sprawiała wrażenie chorej psychicznie. Normalny człowiek, nawet nie wiem jak wrażliwy, się tak nie zachowuje.
Dla mnie właśnie ona była egoistką. Chciała spełnić swoje marzenia za wszelką cenę (np. aborcja)
Zdecydowanie nie zgadzam się z wypowiedzią walenick.
Marzenia są ważne, ale trzeba realizować je z głową.
Pozdrawiam :)
Ciekawa dyskusja. Wniosek: trudno jest zagrać na równym poziomie taki dramat (w niewielu filmach coś takiego widziałam) – dramat bez powodu, to co dziś nazywa się depresją, a w średniowieczu zwano acedią, w latach 50-tych „zgniłym kapitalizmem”?, grą pozorów. Winslet marzy o aktorstwie, a jest kurą domową, DiCaprio marzy o czymkolwiek co nie jest firmą w której pracuje (wielkie biuro na tysiące tak samo ubranych urzędników). Nie zgadzam się z recenzją z Polityki, w której można przeczytać „Niestety, z dzisiejszej perspektywy szamotanina pary bohaterów, mimo nieuchronnej tragedii do jakiej prowadzi, wygląda cokolwiek naiwnie. Jesteśmy bogatsi o doświadczenie kontestacji, seksualnej wolności, rozpadu wartości rodzinnych i lekturę Houellebecqa. Szkoda, że reżyser nie wziął tego wszystkiego pod uwagę, uznając, że konformizm i życie w beznadziejnej pustce to także cecha naszych czasów.”
Hehe, „jesteśmy bogatsi o doświadczenie rozpadu wartości rodzinnych”. Ja jestem po stronie reżysera, któremu wyszedł bardzo dobry film. Wtedy można było przynajmniej marzyć, wyjazd z Ameryki do Paryża nie był taki prosty, tak jak prosty nie był rozwód i aborcja. Dziś – gdy te wszystkie pseudorozwiązania – są dostępne natychmiast, i tylko jeszcze bardziej nachylają równię po której zjeżdżamy jako ludzie (Winslet wyznaje DiCaprio miłość, mówi, że kocha go za to że jest człowiekiem). Ten film pokazał mi tylko, że nasze czasy są jeszcze bardziej tragiczne, a tego rodzaju kłótnie mniej ukryte w zaciszu białych domków.
A kto bardziej ponosi winę... no cóż, tak było od poczatku, od Adama i Ewy.
'Ktoś o podniesionym poziomie wrażliwości nie zabija własnych dzieci - nie tędy droga'
Hmm. bardzo uproszczone spojrzenie na świat. Brak chęci zrozumienia, co dzieje się w umyśle kobiety posadzonej w domu, pełnej zapału do pracy. April skończyła studia, miała takie samo prawo jak Frank spełniać się w jakimś zawodzie. Kobieta siedząca w domu często przechodzi straszną frustrację, kłótnie są na porządku dziennym. Czuje, że wariuje. nie zawsze - są osoby, które z taką sama pasja poświęcają się dzieciom z jaką wcześniej robiły doktoraty.... ale tu potrzeba wsparcia kochającego męża, który darzy żonę za to szacunkiem. Frank nie chciał jej zrozumieć, od początku Paryż to dla niego fanaberie. Tu nie chodziło o Paryż, to była walka o możliwość bycia sobą, o możliwość zdobycia pracy - nawet jako sekretarka. Konserwatywne, nieco szowinistycze podejście. Zarzucał jej chorobę psychiczną, obrażał, zdradzał - do ... z takim mężem. ;)