Recenzja filmu

Hellboy (2004)
Guillermo del Toro
Ron Perlman
Selma Blair

Nie taki diabeł straszny, jak go malują

"Co czyni człowieka człowiekiem? Jego pochodzenie, a może jego czyny? Mnie wydaje się, że to możność podejmowania własnych decyzji i wyborów." "Hellboy" to kolejna ekranizacja komiksu. Tym razem
"Co czyni człowieka człowiekiem? Jego pochodzenie, a może jego czyny? Mnie wydaje się, że to możność podejmowania własnych decyzji i wyborów." "Hellboy" to kolejna ekranizacja komiksu. Tym razem jednak to już nie Marvelowscy "X-Meni", "Hulk" czy "Spiderman". Teraz doświadczymy komiksowej rzeczywistości innego geniusza tego gatunku - Mike'a Mignoli. Przeniesiemy się do fantazyjnej wizji świata, w którym nie ma rzeczy niemożliwych. Tu czarna magia, antyczne stwory i zjawiska paranormalne są szarą codziennością. Jest rok 1944. II Wojna Światowa dobiega końca, jednak Hitler, przeczuwając klęskę, nie daje jeszcze za wygraną. W akcie desperacji postanawia wykorzystać czarną magię i siły piekielne, aby przechylić szalę zwycięstwa swoją stronę. Stał się członkiem arystokratycznej organizacji okultystycznej "Thule". Grigorij Rasputin, przywódca sekty, otwiera wrota piekieł, chcąc sprowadzić na ziemię Siedem Bogów Chaosu. Ceremonia zostaje przerwana przez grupę aliantów, dowodzoną przez profesora Bruttenholma (Broom). Niestety, wrota były otwarte zbyt długo, czego skutkiem było przedostanie się do naszego świata istoty z piekła, która zostaje odnaleziona podczas przeszukiwania terenu. Profesor Broom przygarnął i wychował stwora jak własnego syna. Nazwał go Hellboy (w tej roli - Ron Perlman). Od tej pory Czerwony, chociaż z piekielnym rodowodem, wraz z innymi "dziwolągami", staje w szeregach tajnej organizacji B.B.P.O. (Biuro Badań Paranormalnych i Obrony), by chronić świat przed siłami zła. Po sześćdziesięciu latach nadszedł jednak czas, aby zmierzył się z tymi, którzy powołali go do życia... Nie spodziewałem się super zaangażowanego kina, wielowątkowej akcji, czy skomplikowanych charakterologicznie postaci, ale kolejnej amerykańskiej, tradycyjnej tandety. Może dlatego właśnie nie rozczarowałem się tak bardzo, jak bym mógł - ponieważ dostałem to, co chciałem. Tego roku widzieliśmy już wiele podobnych filmów. Nie tak dawno pojawiła się na rynku druga część przygód legendarnego człowieka-pająka. Niestety, nie mogę się wyrazić pochlebnie ani o jednym, ani o drugim. "Hellboy" to wzorcowy przykład ukazania komiksowej rzeczywistości w kilku efektach specjalnych i nieskomplikowanych postaciach wplątanych w "porywającą" i "wartką" akcję. To przykład słabej produkcji, która nawet nie jest dopracowana technicznie. Chociaż postaci komputerowe, graficznie zostały dopieszczone do perfekcji, to jednak tak proste pomoce produkcyjne jak podwieszanie bohaterów na linach stanowiło tutaj wielki problem. W filmie są co najmniej dwa ujęcia, w których widać ich nieudolne zastosowanie - aż razi w oczy! Być może to brak reżyserskiego doświadczenia Meksykańczyka Guillermo del Toro. Może powinien wrócić do swoich korzeni i tworzyć takie filmy, jakie potrafi... Scenariusz został stworzony na bazie dwóch komiksów: "Nasienia zniszczenia" oraz "Prawa ręka zniszczenia" i choć mówi się o ekranizacji, to w stosunku do nich, film stanowi zaledwie spłycony obraz nadzwyczajnej fabuły Mignoliego. Nie mogę jednak być aż tak krytyczny, ponieważ należy bacznie zwrócić uwagę na grę aktorską. Za doskonałą kreację uważam Hellboya - dowcipnego i uszczypliwego superbohatera. To typowa, choć nadal genialna karykatura zakochanego mięśniaka. Scena na dachu, kiedy to siedzi przy ciasteczkach i mleku, gadając z jakimś szczeniakiem o jego miłości - była przekomiczna. Odniosłem niejasne wrażenie, że wszyscy aktorzy jakby sami śmiali się z ról, które grali i mieli do nich zastanawiający dystans. Mimo to ja mam absolutny niedosyt takich postaci jak Abe Sapien (Doug Jones) czy Liz Sherman (Selma Blair). Wizualnie zabrakło ich obecności. Zbyt słabo ukazana była ich prawdziwa natura i umiejętności. W komiksie każdy z bohaterów był bardziej tajemniczy, a Mingola w kolejnych częściach swego komiksu sukcesywnie je odkrywał. Podobnie całkowicie zmieniono rolę i znaczenie profesora Bruttenholma. Bohaterowie są bardzo uproszczeni, ale nie mówcie mi, że "takie są prawa dzisiejszego kina". Bardzo zabawny jest również młody agenta FBI John Myers (Rupert Evans). To typowy przykład nieakceptowanego przez "stare wygi" żółtodzioba. Słodko patrzy się na człowieka, który wzbudza to śmieszne współczucie, a który w końcowych scenach ratuje sytuację, aby wszyscy go wreszcie dostrzegli. Film jest niestety bardzo schematyczny. Kompletnie brakuje elementu zaskoczenia. Zakończenia możemy się domyślić już na samym początku. Wątek miłosny prostacki i choć niepozbawiony sensu dla fabuły, to można by go jednak wyciąć. Niemniej jednak myślę, że dla fanów komiksowych ekranizacji będzie to - może nie genialna - ale dobra rozrywka.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwszą sprawą, o której trzeba pamiętać pisząc o filmie "Hellboy", to że jest on ekranizacją jednego z... czytaj więcej
Kolejny film z bardzo popularnego ostatnimi czasy gatunku "komiks movie" pojawił się niedawno na ekranach... czytaj więcej
Kiedy po raz pierwszy do rąk wpadł mi komiks "Hellboy" byłem wręcz oczarowany. Niesamowity nastrój i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones